37

5.6K 178 17
                                    

Rika

Gdy tylko wyszłam z celi, w której życie miał zakończyć mój ojciec, osunęłam się na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach i zapłakałam głośno. Trzęsłam się niemiłosiernie i szlochałam tak boleśnie, że już po chwili rozbolało mnie gardło.

Słysząc czyjeś kroki, uniosłam głowę. Przez załzawione oczy zobaczyłam Caleba i Kaia. Mężczyźni patrzyli na mnie ze smutkiem.

Kai ukucnął przy mnie i położył mi dłoń na głowie. Palcami przeczesywał moje włosy. Widziałam, że on również cierpiał i to pokazało mi, że jednak mu na mnie zależało. Już wcześniej czułam od niego silne uczucia, jednak dotarło do mnie, że Kaiowi nie chodziło wyłącznie o moje ciało. Skupiał się przede wszystkim na mnie, jako na Rice Lavon. Na człowieku, który potrzebował wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, a także dobrego słowa, szczególnie w tak trudnej sytuacji.

- Weźmiemy cię na balkon, co ty na to, kochanie? Nikogo tam nie będzie, a wolałbym, abyś nie siedziała na zimnym korytarzu.

Skinęłam głową. Pozwoliłam, aby Kai wziął mnie na ręce. Objęłam go nogami w pasie, a ręce zarzuciłam mu na szyję. Aby nie patrzeć na walki odbywające się w klubie, wtuliłam twarz w zagłębienie pomiędzy szyją i ramieniem blondyna.

Kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po niewielkim, ale przytulnym balkonie, na którym stało wiele roślin w doniczkach. Caleb zajął miejsce na jednym z czterech dostępnych tu krzeseł. Kai usiadł na przeciwko niego i posadził mnie sobie bokiem na kolanach tak, abym mogła patrzeć na nich obojga.

Patrzyłam tępo w swoje dłonie, które drżały. Kai nakrył je swoimi rękami, a ja zapatrzyłam się na jego tatuaże. Rozmazywał mi się obraz, więc ich dokładnie nie widziałam, ale wodzenie palcami po wzorach poprawiało mi samopoczucie. Choć ciężko było mówić o dobrym samopoczuciu wtedy, gdy mój ojciec właśnie był mordowany.

- Riko, może przyniosę ci wodę? Chciałabyś coś zjeść?

Pokręciłam przecząco głową na pytanie Caleba. Mężczyzna skinął potulnie głową.

- Kochanie, wierzę, że jest ci ciężko, ale pięknie sobie poradziłaś - rzekł w końcu Kai, całując mnie w policzek. - Wiesz, że musieliśmy tak postąpić. Gdyby twój ojciec wrócił do Nowego Jorku i nagłośnił sprawę, wszyscy stalibyśmy się ofiarami prawników. Mnie i Punky'ego na pewno zamknięto by w więzieniu, a ty zostałabyś odseparowana od społeczeństwa. Zrozumiałbym cię, gdybyś miała wyrzuty sumienia, jeśli twój ojciec byłby dobrym człowiekiem, ale on zostawił cię samą z chorym psychicznie bratem, maleńka. Nie moglibyśmy pozwolić mu żyć.

- Wcale go nie obchodziłam. Widzieliście, jak obojętnie na mnie patrzył?

Kai westchnął ciężko. Objął mnie ciasno ramionami i zaczął kołysać, zupełnie jakbym była małą dziewczynką. Może w innych okolicznościach przeszkadzałoby mi to i zwróciłabym mu uwagę, ale teraz bardzo tego potrzebowałam.

- Rodzice nie zawsze są wsparciem dla dzieci, kochanie.

- Kai...

- Moi rodzice bardzo mnie wspierali - kontynuował, a gdy poczułam, jak jego głos zadrżał, przyciągnęłam do ust jego dłoń i przycisnęłam do niej usta. - Byli dla mnie dobrzy, ale ograniczali mnie. Chcieli, abym był ich idealnym synem o wielu talentach, zapominając przy tym o fakcie, że byłem dzieckiem. Miałem prawo się bawić i odkrywać świat na swoich zasadach. Punky też nie miał lekko. To, co zrobili mu jego rodzice, było pieprzonym piekłem. Gdybym mógł ich odnaleźć i zabić, zrobiłbym to, choć mdli mnie na widok krwi.

RaptureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz