Rika
- Poznajcie się. To Christian.
Do domu weszło dwóch obcych mężczyzn. Jeden z nich, ten niższy, wyglądał jak albinos. Miał najjaśniejsze blond włosy, jakie kiedykolwiek widziałam. Jego oczy były tak blado niebieskie, że zdawać by się mogło, że młody mężczyzna nie miał tęczówek. W dodatku miał białe rzęsy. Nigdy nie widziałam człowieka o takim wyglądzie, lecz to był mój najmniejszy problem.
- Miło mi cię poznać, Riko. Będę twoim opiekunem przez kilka następnych dni.
Christian wyciągnął w moją stronę wytatuowaną dłoń. Podał mi ją, a ja niechętnie ją uścisnęłam. Wyglądał na gościa w moim wieku. Nie wiedziałam o nim wiele, ale skoro wziął udział w nielegalnych walkach po to, aby zdobyć pieniądze na leczenie umierającej siostry, nie mógł być taki zły.
Kiedy mężczyzna odsunął się na bok, moim oczom ukazał się człowiek, który wyglądał o wiele straszniej niż Punky.
Facet miał około dwóch metrów wzrostu. Jego twarz przecinała blizna ciągnąca się od czoła aż do szyi i niżej, zapewne pod koszulkę. Mężczyzna miał całe ciało pokryte tatuażami. Nie wiedziałam, co prawda, jak sprawy miały się pod jego ubraniem, ale domyślałam się, że i tam był wytatuowany. Miał duże mięśnie i bez problemu mógłby mnie obezwładnić. Już teraz rozumiałam, dlaczego Punky załatwił mi takie "opiekunki".
Jak wcześniej wspomniał Diabeł, mężczyzna nie miał jednego oka. Przez to wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.
- Jestem Caleb. To zaszczyt móc cię poznać, kotku.
Bałam się podać mu rękę, ale ostatecznie to zrobiłam. Skuliłam się, jakbym w duchu szykowała się na to, że mężczyzna mnie uderzy. Tak się jednak nie stało. Po tym, jak uścisnął moją dłoń, odsunął się, stanąwszy przy Christianie.
- Pozwólcie, że na chwilę was zostawię, panowie. Powiem Rice jeszcze kilka słów na pożegnanie.
Punky chwycił mnie za dłoń. Zaciągnął mnie do kuchni. Kai był na górze, pakując się na krótki wyjazd, więc mieliśmy spokój. Nie oznaczało to jednak, że czułam się z tym dobrze. Okropnie bałam się zostawać sama z Christianem i Calebem. Może Punky im ufał, ale nie wyobrażałam sobie być przez kilka dni z tak strasznie wyglądającymi ludźmi.
Mój porywacz oparł mnie o lodówkę. Położył dłoń na moim karku, dominując mnie. Spojrzałam mu w oczy. Nic nie mówiłam, ale na pewno domyślał się, o co chciałam go poprosić.
- Nie bądź egoistką, diabełku. Muszę zaopiekować się Kaiem. Naprawdę myślisz, że uśmiecha mi się zajmować pogrzebem rodziców człowieka, którego kocham? Na którego cierpienie nie mogę patrzeć? Naprawdę sądzisz, że chcę tam lecieć?
Pokręciłam przecząco głową, wzruszając ramionami.
- Co będzie, jeśli oni mnie dotkną?
Westchnął ze zrezygnowaniem. Posłał mi pełne współczucia spojrzenie. Cóż, Punky DeVaan był ostatnią osobą, po której mogłam spodziewać się litości, ale odnosiłam wrażenie, że powoli coś się w nim zmieniało. Nie chciałam się na nic nastawiać, aby potem się nie rozczarować, jednak chwytałam się każdego, nawet najmniejszego, skrawka nadziei.
- Nikt cię nie tknie, Riko. Uwierz mi. Proszę, nie każ mi tego przeciągać. Obiecuję, że wrócę do ciebie tak szybko, jak to możliwe. Choć chyba wolałabyś, żebym nie wracał, mam rację?
Trudno było się z nim nie zgodzić. Nie chcąc jednak go denerwować, nic nie odpowiedziałam.
Punky przycisnął usta do mojego czoła. Przytulił mnie mocno. Objęłam go rękami w pasie i wtuliłam twarz w jego ramię. Zachowywałam się tak, jakbym miała syndrom sztokholmski, lecz przestawałam zwracać na to uwagę. Potrzebowałam czyjejś bliskości, a skoro Punky i Kai byli jedynymi ludźmi, od których mogłam oczekiwać czegoś zbliżonego do ciepła, musiałam się ich trzymać. Już nigdy miałam nie wybaczyć im tego, że mnie porwali i zgwałcili, ale to nie był czas, aby o tym rozmawiać.
CZYTASZ
Rapture
ActionKolekcjoner Ciał. Tak go nazywają. Punky DeVaan ma trzydzieści lat i wiele grzechów na koncie. Przez to, co mężczyzna przeszedł w przeszłości, nie postrzega świata tak, jak inni. Miłość ma dla niego inne znaczenie. Jeśli kocha, to na zabój. Rika Lav...