24

5.3K 165 14
                                    

Punky

- Oddychaj, Kai. Wszystko będzie dobrze.

Zniżaliśmy się do lądowania na lotnisku w Montrealu. Kai ściskał mnie mocno za rękę. Oddychał głęboko, choć nie był w stanie zamaskować tego, jak się trząsł. 

- Nic nie będzie dobrze, Punky. Widziałeś, jak przerażona była Rika? Ona miała w oczach łzy. Boi się Caleba i Christiana. Cholera...

Objąłem wolną dłonią jego policzek. Kai spojrzał mi w oczy i zacisnął usta w wąską linię. W jego pięknych oczach widziałem łzy. Starłem je kciukiem i choć nie chciałem patrzeć na płaczącego Kaia, to nie mogłem mu tego zabronić. Byłem pewien, że w ciągu najbliższych godzin wielokrotnie zobaczę jego łzy. Gdybym mógł, ochroniłbym go przed złem tego okrutnego świata, ale nikt nie mógł przewidzieć, jak skończy się życie jego rodziców.

- Nie martw się o nią. Jest w dobrych rękach. Chłopcy się nią zaopiekują.

- Punky, ja coś do niej czuję. 

Zamarłem. Moja dłoń na jego twarzy się zatrzymała. Kai widząc, co się ze mną stało, chwycił mnie za nadgarstek i pocałował wewnętrzną stronę mojej dłoni. Pokręcił głową z błaganiem, abym się na niego nie wściekał.

- Nie bądź na mnie zły. Nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć. To jest szalone. 

- Rozumiem cię. 

- Naprawdę? 

Pokiwałem głową. Może nie byłem do końca przekonany do tego, co mówił, lecz w głębi serca czułem, że tak to się skończy.

- Rika ci się podoba. Masz w sobie tendencję do chęci chronienia osób słabszych od siebie. Wiem, że się w niej zakochujesz, ale nie zapominaj, że masz też mnie.

- Nigdy się od ciebie nie odwrócę, Punky. Choćbym miał spłonąć żywcem, zawsze będę cię kochał. 

Kiedy wylądowaliśmy w Montrealu, podjechał po nas samochód. Zabrał nas do kostnicy, w której leżeli rodzice Kaia. Wieczorem mieliśmy zameldować się w hotelu, który dla nas zarezerwowałem. Nie wiedziałem, ile dni spędzimy w Kanadzie. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, aby opiekować się Riką, ale to musiało niestety zaczekać. 

Przez cały czas trzymałem Kaia za rękę, mając w dupie to, jak ludzie na nas spojrzą. Nosiłem na głowie kaptur, nie chcąc straszyć dzieciaków, ale społeczeństwo wciąż nie tolerowało gejów. W XXI wieku coraz większa ilość ludzi miała świadomość tego, że taka miłość również była miłością i należało ją szanować, ale pełno było także osób homofobicznych. Nie byłem gejem, ale potrafiłem utożsamić się z tymi, którzy byli prześladowani. 

Nie rozumiałem, co działo się w mojej głowie, skoro Kai był jedynym mężczyzną, na którego kiedykolwiek zwróciłem uwagę. Nikt nigdy nie mówił mi, jak mam żyć, więc nie miałem żadnych wzorców. Moi rodzice byli alkoholikami i narkomanami, więc na nich liczyć nie mogłem, a nawet nie chciałem. Ich wsparcie było mi niepotrzebne. Odciąłem się od nich i nie interesowało mnie to, czy wciąż żyli.

Kai nie przejmował się tym wszystkim tak, jak ja. Kochał mnie i się z tym nie krył. Nawet w klubie z walkami, w którym gościli wyłącznie mężczyźni, nie krępował się, aby pokazywać wszem i wobec, jak silną miłością mnie darzył. Kochałem go za to, że nie wstydził się samego siebie. Był niezwykle silnym człowiekiem, choć sam twierdził inaczej. 

W końcu dojechaliśmy do kostnicy. Kai poprosił, abym wszedł do środka razem z nim. Po okazaniu odpowiednich dokumentów zostaliśmy tam wpuszczeni. Miałem nadzieję, że Kai jakoś to wytrzyma. 

RaptureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz