Nawet przez zakurzone, brudne szyby samochodu, była w stanie dostrzec szok jaki wymalował się na twarzach dwóch nieznajomych mężczyzn. Patrzyli na nią tak jakby zobaczyli właśnie jakąś zjawę i właściwie rzecz biorąc obraz jaki przed nimi się prezentował nie różnił się szczególnie od tego wyobrażenia. Riley wyglądała jak siedem nieszczęść; z podartymi, zakrwawionymi ubraniami, odsłoniętymi rękami noszącymi znamiona stoczonej walki, zapuchniętą i posiniaczoną twarzą, a przede wszystkim wyrazem obłędu w jej szeroko otwartych oczach.
Gdyby zobaczyła samą siebie w takim wydaniu, najpewniej od razu wzięłaby nogi za pas.
Przez dłuższy moment po prostu na siebie patrzyli. Obserwowali swoje zachowanie, tak jak drapnieżnik czający się na swoją ofiarę i czyhający na jej najmniejszy, niepowołany ruch. Tylko kto w tym przypadku odgrywał rolę zabójcy?
W końcu kierowca ocknął się z tego chwilowego szoku; puścił ściskaną dotąd kierownicę i wyszedł z samochodu. Stanął przy otwartych drzwiach od swojej strony, coby móc wystarczająco szybko umknąć do środka, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zmrużył lekko oczy, przyglądając jej się podejrzliwie.
Zajmujący miejsce pasażera młody chłopak również opuścił pojazd; w przeciwieństwie do swojego towarzysza, nie bił od niego dystans. Wydawał się lekko wystraszony, ale oprócz tego zdawał się również najzwyczajniej w świecie zmartwiony.
— Proszę pani? — zawołał do niej i od razu skrzywił się lekko, tak jakby sam nie wiedział jak właściwie zwrócić się do pokraki, która weszła im na drogę. Drugi z mężczyzn, wciąż patrzący na nią uważnie, przewrócił oczami i posłał młodszemu koledze ironiczne spojrzenie. — Czy wszystko w porządku?
— A wygląda ci to na 'w porządku', durniu jeden? — prychnął kierowca, kręcąc głową na zachowanie tego młodszego. Oparł łokcie o drzwi i zwrócił się do milczącej dziewczyny. — Ugryźli cię?
Riley nie potrafiła znaleźć swojego głosu. Ściskała mocno szczęki, przeskakując wzrokiem z jednego nieznajomego na drugiego. Nie wyglądali na niebezpiecznych; przynajmniej ten młodszy. Co prawda spoglądał na nią z ciężko ukrywanym lękiem, ale dostrzegłszy jak bardzo trzęsą się jego dłonie, Riley zrozumiała, że chłopak musi podzielać jej własny strach. Obawiała się bardziej drugiego z obcych - starszego mężczyzny w skórzanej kurtce i kowbojskim kapeluszem na głowie. Na ramieniu trzymał opartą krótką strzelbę, ale to sposób w jaki na nią patrzył sprawiał, że miała się na baczności. Nie spuszczał z niej nieufnego, intensywnego spojrzenia, jakby tylko czekał na jakiś nieodpowiedni ruch z jej strony.
Sceptycyzm bił z niej samej równie mocno. Po raz drugi w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin napotykała na swojej drodze obcego człowieka i tym razem nie zamierzała tak łatwo opuszczać gardy. Przeklinała się w myślach za to, jak naiwne z jej strony było zaufanie Donowi. Omal nie przypłaciła przez tę decyzję własnym życiem.
A jednak gdy tułała się przez las, roztrzęsiona po starciu z liderem tamtej grupy, dręczona przez napierające na nią wyrzuty i obrzydzenie do samej siebie, w głębi duszy pragnęła spotkać kogoś, kogokolwiek, kto nie będzie chciał wgryźć się w jej skórę. Jej nieufność i strach przed obcymi był równie silny co potrzeba pomocy, bo Riley znalazła się w naprawdę beznadziejnej sytuacji.
W pierwszej chwili, gdy wytoczyła się z lasu na drogę i zobaczyła ich samochód, zamarła ze strachu na myśl o tym, że być może to ludzie z tamtej wrogiej grupy, którzy nie zaprzestali swoich poszukiwań. Sama myśl o tym praktycznie sparaliżowała ją w miejscu, a osłabienie dodatkowo odebrało jej resztki energii.