— We're on easy street, and it feels so sweet, cause the world is but a treat, when you're on easy street.
Wydawało mu się, że za moment jego głowa może po prostu eksplodować, a jeśli nie, to na pewno z uszu wkrótce pocieknie mu krew. Melodia piosenki, która na pozór miała mieć radosny, beztroski wydźwięk i przekaz, wbijała się w głębiny jego umysłu i sprawiała mu niemal fizyczny ból. Po pewnym czasie ciągłego, nieustannego wysłuchiwania, utwór powinien po prostu zmienić się w niekończący się hałas, ale jego oprawcy nie chcieli, aby uodpornił się na tę torturę. Włączali głośnik podstawiony pod same drzwi jego celi o nieregularnych porach, przez co nigdy nie był pewien kiedy może spodziewać się kolejnego pokazu ich władzy. Puszczali utwór w zapętleniu, a on nie mógł stwierdzić w której chwili melodia dobiegnie końca. Zaburzali jego poczucie czasu, w wyniku czego nie miał całkowitej pewności, czy siedział w tej cholernej celi kilka godzin, a może kilka dni.
Od momentu, w którym go pojmali, nieprzerwanie dążyli do złamania w nim ducha i zmuszenia do ukorzenia się przed Neganem. Obdarli go z ubrań, pobili, wrzucili do ciemnej, zimnej komórki i kazali wysłuchiwać tej pieprzonej piosenki. Raz na jakiś czas Dwight podrzucał mu suchą kromkę chleba posmarowaną psią karmą, ale Daryl nie poruszał się ze swojego miejsca w kącie pomieszczenia, niezależnie od tego jak silne ssanie czuł w żołądku. Nie zamierzał się tak łatwo poddać.
Czasem, gdy muzyka ustępowała ze swoim ogłuszającym dudnieniem, do jego podrażnionych bębenków docierało gwizdanie i odgłos ciężkich kroków z korytarza. Zdarzało się, że gdzieś z głębi miejsca, do którego go przywieźli, dobiegał do niego czyjś przepełniony bólem wrzask. Daryl nie był jedynym więźniem, nad którym Zbawcy pracowali. Zastanawiał się, czy jest więcej osób takich jak on, które nie ulegają tak szybko sposobom Dwighta. O ile to właśnie Dwight powodował ich rozdzierające krzyki.
Nie wiedział ile czasu minęło, nim kilku Zbawców zjawiło się w jego celi z jakimś niskim, starym gościem w białym kitlu. Starzec zajął się raną postrzałową na jego ramieniu i pozszywał go, a potem obserwujący go, uzbrojeni Zbawcy, cisnęli w niego jakimiś szmatami. Ubrania. Stare, śmierdzące stęchlizną dresy z narysowaną sprayem literą 'A'. Kolejny krok ku pokazaniu mu, że jest zupełnie zdany na ich łaskę. Nie zamierzał jednak wybrzydzać, choć kpiące spojrzenia Zbawców były dla niego jak upokażające ukłucia. Wcisnął dresy na swoje brudne, przemarznięte ciało, a oni wypchnęli go z celi i założyli worek na głowę. Potem okazało się, że zabierali go do Alexandrii.
Powinien odczuć choć odrobinę ulgi. Miał szansę zobaczyć swoich bliskich, swoją rodzinę, dom. Ale jeśli miałby być ze sobą absolutnie szczery, to perspektywa ponownego ujrzenia ich twarzy napawała go paraliżującym wręcz strachem. Bał się tego, co może zobaczyć na miejscu, które z całą pewnością doświadczone zostało już efektami wydarzeń z tamtego lasu. Bał się tego, co jeszcze może się stać, bo przyjazd Zbawców - niezależnie od tego czym był spowodowany - nie mógł oznaczać niczego dobrego. Zwłaszcza, że wszystkiemu przewodzić miał sam Negan.
Ale przede wszystkim przerażało go to, jak zareaguje, gdy znów zobaczy Riley. Myśli o niej pomagały mu pozostać przy zdrowych zmysłach odkąd został pojmany, a wspomnienia związane z nią okazały się wyjątkowo silną bronią przeciwko torturom Dwighta. Wyobrażał sobie jej twarz, jej zielone oczy, ciepły uśmiech i dotyk jej delikatnych dłoni na jego skórze. Wracał myślami do ich ostatnich wspólnych chwil i odnajdywał komfort i pocieszenie w świadomości, że mentalny obraz dziewczyny pozostawał dla niego niezmiennie wyraźny.
Jednak przyjazd do osady wiązałby się z niewątpliwie ciężkim wyzwaniem, które swoje podłoże miałoby w jego naturalnej potrzebie zapewnienia Riley bezpieczeństwa. Daryl był pod ciągłą obserwacją, a każdy jego najmniejszy ruch lub niepowołany gest mogłyby zostać błyskawicznie wykorzystane na jego niekorzyść. Wiedział, że jeśli zobaczy Riley, wiele będzie go kosztowało zapanowanie nad sobą i powstrzymanie się przed nieprzemyślanymi zachowaniami. W pewnym sensie więc jej widok byłby dla niego utrudnieniem. Zbawcy wciąż szukali w nim jakiejś słabości, czegoś, co mogliby odwrócić przeciwko niemu. Skąd miał mieć pewność, czy podczas tego wyjazdu nie spróbują w jakiś sposób go podłamać? A gdyby któryś z nich zorientował się co łączy go z Riley, mogło by się to obrócić przeciwko ich dwójce.