— To jakiś obłęd. — cichy pomruk Tary przerwał przygniatającą ciszę, która na długie minuty zapadła w pomieszczeniu.Brunetka siedziała sztywno w dużym fotelu i dociskała otwartą dłoń do ust, nie będąc w stanie okiełznać napierającego na nią szoku i niedowierzania. To, czego dowiedziała się w ciągu kilku ostatnich minut, na chwilę ugasiło determinację, która rozbudziła się w niej gdy Rick zarządził wyjazd na Wzgórze. Chambler była skołowana i czuła wgryzające się w jej skórę szpilki strachu, od którego za wszelką cenę starała się odsuwać. Gdy przekraczała bramy tej osady, spodziewała się stanąć twarzą w twarz z tak wstrząsającymi wieściami. Była szczęśliwa — a może nawet podekscytowana. Sądziła, że będzie miała szansę na szczęśliwe zjednoczenie z chociaż częścią swoich przyjaciół. To miał być pierwszy od tygodni miły moment w ich ponurym życiu.
Tymczasem okazało się, że paru z jej przyjaciół po prostu zniknęło. W tym również jedna z najbliższych jej osób, która, jak była przekonana, została w Alexandrii ze względów bezpieczeństwa.
— Jak mogłeś nam o tym nie powiedzieć? — swoje oskarżenia skierowała w stronę milczącego Ricka. Grimes rzucił jej krótkie spojrzenie; przekazanie tych wieści sporo go kosztowało i efekty tego widać było na jego spiętej twarzy. — Jak mogłeś to przed nami tak po prostu zataić?
— Ona nie chciałaby, żeby ktokolwiek z nas za nią poszedł. Dla mnie też to nie było łatwe, ale musiałem podjąć decyzję. — głos Ricka przepełniony był ciężko wypracowanym opanowaniem. — Jedna osoba na zewnątrz to już duże ryzyko. Gdybyśmy rozproszyli się tam wszyscy i ludzie Negana na nas trafili, bylibyśmy skończeni. To wszystko... wszystko wydarzyło się w złym momencie.
Riley zniknęła, zostawiając za sobą mierny liścik z obietnicą powrotu. John odjechał z jakimś nieznanym nikomu mężczyzną, oferując Maggie i Sashy nieznaczne wytłumaczenie, iż jest to przyjaciel. A po Carol ślad zniknął i nikt nie miał pojęcia gdzie znajdowała się obecnie kobieta.
Jedynym pozytywem, jaki się przed nimi jawił, była zakończona sukcesem ucieczka Daryla, choć sam mężczyzna zdawał się obecnie kompletnie obojętny co do swojego tryumfu nad Zbawcami.
Myśliwy kroczył niespokojnie w tę i we w tę, a jego ciężkie oddechy z trudem przedzierały się przez uchylone, spierzchnięte wargi. Był wściekły, zestresowany i przestraszony. Jego prawa dłoń obwiązana była bandażem, na którym widoczne były ślady świeżej krwi. Pamiątka po furii w jaką wpadł po usłyszeniu o zniknięciu Riley.
Grupa nie miała często okazji widzieć go w takim stanie. Dixon zwykle dusił w sobie swoje emocje, nie wspominając już o uczuciach — robił to z tak dokładnym wyuczeniem, że przez większość czasu na jego twarzy gościł ten sam, beznamiętny wyraz. System obronny — twierdzili niektórzy. Inni, nie będący tak blisko z ich rodziną, wychodzili z założenia że myśliwy po prostu nie miał uczuć.