Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zwymiotowała. Znowu.
Żółć podchodziła do jej gardła jak rój wściekłych os, wgryzając się w jej wnętrzności, próbując przebić przez warstwy kolejnych narządów i tkanek. Miała wrażenie, że jej gardło ściska niewidzialna pętla, a gorzki, palący smak pokrywał jej ścierpnięty język z każdym kolejnym gwałtownym odruchem wymiotnym.
Nie była w stanie przełknąć niczego. Każdy posiłek podsuwany jej pod nos przez Daryla, każda mała przekąska—bo w którejś chwili Michonne zasugerowała, aby spróbować od małych kroków—kończyła zwrócona jeszcze zanim jej organizm zdołałby ją w pełni przyjąć. Jej ciało było jej wrogiem. Sabotażystą, bezlitosnym zdrajcą. Nie pozwalało na nawet chwilę odpoczynku, chwilę spokoju, non stop przypominając jej brutalne wspomnienia ostatnich kilkunastu godzin. Zszargany umysł oddziaływał na ciało, uniemożliwiając mu choć minimalną regenerację.
— Nic mi nie jest. — wychrypiała, ledwo rozpoznając swój własny głos. Z wysiłkiem wsparła dłoń na drewnianej krawędzi łóżka, podnosząc głowę znad plastikowej miski zapobiegawczo pozostawionej przy jej miejscu spoczynku. Jej ręce drżały, palce wbijały się w gładką powierzchnię miękkiej kordły, szukając jakiejkolwiek stabilizacji dla skołowanego, zamroczonego błędnika.
Ciepła dłoń, która przez ostatnie piętnaście minut nieustannie wodziła po jej plecach w marnej próbie zapewnienia komfortu, płynnie zjechała do jej łokcia, aby pomóc jej wstać.
— Próbujesz przekonać mnie, czy siebie? — Daryl mruknął, nie fatygując się o zabawę w łagodny ton i równie spokojne usposobienie. Riley powtarzała te same słowa odkąd tylko powrócili do osady bite trzy godziny wcześniej. Nie chciała przyjąć niczyjej pomocy. Fukała na Rositę, która natychmiast doskoczyła do niej z apteczką, a także wachlarzem świeżo wypielęgnowanych umiejętności, które pani doktor sama w niej zasiała przez ostatnie tygodnie. Strzelała z oczu piorunami na każdego, kto zawiesił na niej wzrok na dłużej niż dwie sekundy - a spojrzeń tych było naprawdę dużo.
Zaraz po Jasonie, którego Daryl z Rickiem musieli wnieść do lecznicy, to właśnie Flint prezentowała się w najgorszym stanie.
Myśliwy zmuszony był sięgnąć szantażu emocjonalnego, aby przekonać ją do pokazania swoich obrażeń pozostałym medykom. Riley przypominała w tamtej chwili rozsierdzonego, rannego kota, który prychał na wszystkich—również tych, którzy mieli wobec niego najlepsze intencje—i najchętniej zaszyłby się w jakimś ciemnym kącie żeby wylizać rany.
Ale nie mógł na to pozwolić. Być może był to z jego strony objaw hipokryzji—wszakże sam również preferował samotność i samowystarczalność, a już zwłaszcza po traumatycznych przeżyciach—ale po tym, co się stało, nie mógł pozwolić jej się odsunąć i zamknąć. Umysł ogarnięty rozpaczą i żałobą po utracie bliskiej osoby stawał się nieprzewidywalny. Niebezpieczny.