x. szklane serca

451 53 12
                                    

          Gdy po oddzieleniu się od swoich dwóch przyjaciół Riley wyruszyła w samotną wędrówkę, postanowiła udać się w pierwszej kolejności na Wzgórze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

          Gdy po oddzieleniu się od swoich dwóch przyjaciół Riley wyruszyła w samotną wędrówkę, postanowiła udać się w pierwszej kolejności na Wzgórze. Skromna, ale dobrze prosperująca osada znajdowała się zdecydowanie bliżej polany, na której pożegnał ją Tallahassee, toteż dziewczyna uznała za stosowne wybrać to miejsce jako swój pierwszy przystanek. Jakkolwiek jej serce tęskniło za znajomym uściskiem ukochanej Alexandrii i rodziny czekającej tam, musiała odłożyć sentyment na bok i przystać na tę bezpieczniejszą, rozsądniejszą opcję. Musiała założyć, że Zbawcy przetrzepują okolicę—czy to w poszukiwaniu Daryla, czy, być może, również niej samej—a piesza podróż na taki dystans przyniosłaby jej wiele ryzyka, na którego podjęcie nie mogła sobie pozwolić. 

          Cena, którą przyszło jej zapłacić za wydostanie się z bazy Maxa, była zbyt wysoka, aby Riley pozwoliła znów się schwytać. 

          Pośród nawiedzającej głębi jej wewnętrznych walk, gdzie ciężar jej kompasu moralnego groził poszerzającymi się niczym pajęczyna pęknięciami, a resztki zaschniętej krwi naznaczały jej dłonie, Riley udało się odnaleźć iskrę nadziei. Rozkoszowała się nowo zdobytą wolnością—choć ta ograniczona była ciężarem doświadczeń, które wyniosła z ostatnich paru dni. Była wolna i znalazła się na tyle blisko swoich rodzimych stron, Alexandrii, aby dostrzec charakterystyczne miejsca, które wielokrotnie mijała na swojej drodze podczas wspólnych wyjazdów zaopatrzeniowych. Tak jak budynek, w którym Rick i pozostali ocalili przyjaciół Jezusa w drodze na pierwszą wizytę na Wzgórzu. Albo zniszczony napis na skrzyżowaniu dróg w środku lasu, który zapamiętała ostatnim razem, gdy jechała tamtędy z Darylem kilka tygodni wcześniej. 

          Czy choćby majaczący w oddali budynek posterunku Zbawców, który zaatakowali niemal miesiąc temu, sądząc, że rozprawiają się z nimi na dobre. 

          Jej podejrzenia co do Zbawców nie były bezpodstawne, o czym przekonała się dość szybko. Gdy odważyła się podążyć znajomą drogą prowadzącą do Wzgórza, ujrzała żołnierzy Negana przeczesujących opustoszałe ulice z niezachwianą determinacją. Ich niemile widziana obecność zmusiła ją do porzucenia zamierzonej ścieżki i zboczenia na niezbadane jeszcze tereny. Flint wkroczyła w głąb lasu, zapuszczając się nieznane fragmenty krajobrazu, które, choć mogące skrywać wiele niebezpieczeństw, wciąż pozostawały dla niej znacznie bardziej kuszącą opcją niż perspektywa wylądowania na radarze ludzi Negana.

          Wszystko było lepsze niż świadoma, własnowolna konfrontacja z nimi.

          I choć pierwotnie obawiała się, że odbijając w przeciwnym kierunku nadłoży zdecydowanie za dużo drogi i tylko utrudni sobie podróż do osady—nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że w rzeczywistości zbliża się do innego celu. 

          Z początku ich nie dostrzegła, a jedynie usłyszała. Odległy, stłumiony ścianą drzew i szeregiem rozrośniętego listowia, odgłos przypominający tępe uderzenie, a także przyciszone syknięcia przeplatające się z przekleństwami zabarwionymi bolesnym smakiem udręki. Zdrowy rozsądek nakazał jej zboczyć jeszcze bardziej; oddalić się od rozgardiaszu inicjowanego przez żywych ludzi, nie narażać się jeszcze bardziej. Umysł kazał jej iść przed siebie i nie drażnić losu. 

𝐒𝐏𝐈𝐓𝐅𝐈𝐑𝐄━━ ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz