xiv. głos serca ii.

951 66 27
                                    

     Nie była w stanie skupić się na absolutnie niczym.

     Towarzyszące jej uniesienie nie zniknęło wraz z oddzieleniem od myśliwego. Serce łomotało jej w piersi jeszcze dobre kilka minut, a krew zdawała się dosłownie wrzeć pod skórą. W dodatku rozproszona uwaga nie pozwalała nakierować się ku spełnieniu swojego zadania, a myśli, zamiast na udzieleniu pomocy rannemu człowiekowi, co rusz wracały do ich zbliżenia w gabinecie. 

     Kompletnie ją wtedy zaskoczył. Daryl nigdy nie uchodził za osobę, która lgnie do kontaktu fizycznego - przeciwnie, mężczyzna zdawał się od niego uciekać. Doskonale pamiętała jego pierwsze reakcje na tak subtelne gesty jak złapanie za dłoń, przytulenie, czy nawet ich pierwszy pocałunek. Momentalnie nieruchomiał, tak jakby najzwyczajniej w świecie nie wiedział, w jaki sposób zareagować na podobne zachowania. Nie znał dobrego dotyku, nigdy nie kojarzył mu się z niczym pozytywnym. A skoro nie potrafił postrzegać kontaktu fizycznego w dobrym świetle, jednocześnie nie był w stanie sam go zainicjować. 

     Wkrótce okazało się jednak, że w tej kwestii w Darylu zrodziła się prawdziwa skrajność - albo dotyku nie cierpiał, albo się od niego wręcz uzależniał

     Zaczęło się spokojnie, choć Riley była w stanie dostrzec każdą, małą zmianę w jego zachowaniu wobec niej. W ciągu ostatnich tygodni mężczyzna pozwalał sobie stopniowo na coraz więcej. Sam wychodził z inicjatywą w przypadku pocałunków, a jego dłonie, nieśmiałe i niepewne w swoich ruchach, coraz chętniej odnajdowały swoje miejsce na jej ciele. Wszystko to rozgrywało się w atmosferze niepewności i lekkiego zagubienia, gdyż Dixon nigdy nie był do końca przekonany, czy postępuje w porządku, czy to powinno wyglądać tak, albo czy nie sprawia, że Riley czuje się niekomfortowo. 

     Szczery uśmiech i błysk w oku, który ozdabiał jej twarz za każdym razem, gdy zjawiał się obok, były jednak wystarczającą odpowiedzią na to, że jego uwaga bardzo jej odpowiadała. 

     Ale jeszcze nigdy nie dotarli do takiego punktu. Pocałunki wymieniane w zaciszu sypialni dziewczyny były stałym elementem ich wspólnie spędzanych wieczorów, jednak za każdym razem,  gdy ich oddechy miały stać się cięższe, a ciała przylec do siebie z większym naciskiem, mężczyzna odsuwał się. Riley przyjmowała jego niepewność ze spokojem i cierpliwością, choć sama przed sobą musiała przyznać, że w takich chwilach jej myśli wybiegały ku intrygującym jej scenariuszom, a w podbrzuszu rozlewało się ciepło... 

     Dlatego gdy ich spotkanie w gabinecie lecznicy skończyło się z nią praktycznie leżącą na biurku, uwięzioną w silnych ramionach Daryla i rozpływającą się pod jego rozgrzanymi wargami, jeszcze długo wracała myślami do tej chwili. Swoją pracę wykonywała niemal mechanicznie - bez słowa oczyszczając rozległe obrażenie na nodze rannego mężczyzny i z wyjątkowym trudem zaszywając rozerwaną skórę. Nie słyszała przekleństw swojego pacjenta, który wił się na stole operacyjnym za każdym razem, gdy przeciskała igłę przez jego skórę. Nie widziała Denise, która z zapartym tchem przyglądała się pozornie profesjonalnej pracy Flint i pospiesznie uzupełniała swoje notatki, chcąc liznąć jak najwięcej informacji z każdego zabiegu. A już na pewno nie dostrzegała sugestywnego uśmiechu Abrahama, który kręcił się po lecznicy i podśmiechiwał się pod nosem, wybitnie czymś rozbawiony. 

     Riley nie mogła przestać wyobrażać sobie, co wydarzyłoby się w gabinecie, gdyby Denise im nie przerwała. Obrazy w jej umyśle skutecznie ją dekoncentrowały, sprowadzały na twarz dorodne rumieńce i sprawiały, że wierciła się na swoim krześle, wyczuwając między nogami silny impuls. A wspomnienie napierającej na jej nogę twardości, gdy Daryl się nad nią nachylał, zupełnie nie pomagało w ogarnięciu skołowaciałego umysłu.

𝐒𝐏𝐈𝐓𝐅𝐈𝐑𝐄━━ ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz