xii. punkt kulminacyjny

930 70 17
                                    

     — Nie mogą tego zrobić!

     Przejęty głos Carla rozniósł się między ścianami kuchni. Chłopiec stał po drugiej stronie stołu z wyraźnie zszokowaną miną, wpatrując się w sylwetki dwóch osób siedzących przy ladzie. Riley i Glennowi z niemałymi trudnościami przyszło przekazanie wieści dotyczących jego ojca.

     — Nie mogą, słyszycie? — powtórzył, znacznie głośniejszym głosem, kompletnie poddając się gwałtownym emocjom. Miał poczerwieniałą z nerwów twarz i pięści ściśnięte tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. — To mój tata! 

     — Carl, zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby temu zapobiec... — Glenn próbował go uspokoić, jednak do nastolatka nie przemawiało zupełnie nic.

     — Czy oni nie widzą, jak ogromny to byłby błąd? Jak mogą w ogóle brać pod uwagę takie wyjście? — mówił jak najęty, wypluwając z siebie słowa z prędkością światła. — Ja- Ja też uważam, że jego reakcja nie była może najlepszym rozwiązaniem, ale to nie oznacza od razu, że powinni go stąd wyrzucić! 

     Decyzja nie została jeszcze podjęta, jednak każdy zdawał sobie sprawę, że na społeczność Alexandrii spadło wiele wątpliwości względem osoby Grimesa. Choćby sama Deanna, przywódczyni tego miejsca, nie patrzyła już na Ricka tak jak wcześniej - z nadzieją i wiarą, że mężczyzna doda tej osadzie siły i dopilnuje porządku. Teraz widziała w nim wyłącznie kolejne potencjalne zagrożenie. Kogoś, kto ten porządek będzie niszczył. 

     A trawiąca ją żałoba po Aidenie wcale nie pomagała w podejmowaniu racjonalnych decyzji i trzeźwej ocenie sytuacji. 

     Mimo to, Deanna zarządziła spotkanie, aby to mieszkańcy mogli się wypowiedzieć. Zaznaczała, iż przeprowadzone zostanie głosowanie w kwestii przyszłości Ricka w Alexandrii, jednak to ona podejmie ostateczną decyzję. 

     — To tylko podejrzenie, Carl. — głos zabrała Riley. — Alexandria ma wielu mieszkańców. Nie skreślamy możliwości, że niektórych z nich ten wyskok przestraszył na tyle, by opowiadali się przeciwko twojemu tacie. Ale są również ci ludzie, którzy przekonali się już o tym, jak duże znaczenie ma jego obecność tutaj... 

     — Boję się, że tych drugich jest znacznie mniej. — przyznał nastolatek. Jego gniewna postawa zaczęła słabnąć i ukazywać coś, co skrywał pod maską wściekłości. Carl najzwyczajniej w świecie bał się o los swojego ojca. — Tata potrafi sprawiać wrażenie naprawdę strasznego, sami to przecież wiecie. Ludzie, którzy go nie znają, nie zrozumieją skąd biorą się niektóre jego zachowania.

     — A więc ich o tym uświadomimy. — zarządził Glenn. — Każdy z nas zdołał w ostatnich dniach poznać kilku ludzi z różnych środowisk... Możemy wybadać teren i przekonać się, jakie jest ich zdanie i, o ile będzie taka możliwość, przekonać ich do zmiany decyzji.

     — Rozmawiałam już z pacjentami w przychodni. — zdradziła Riley. — Część z nich nie pochwala zachowania Ricka, ale starałam się nakreślić im nieco szerszy zarys całej tej sytuacji. Jedni niechętnie przyznają rację, że interwencja rzeczywiście była potrzebna, ale powinna przebiec w inny sposób... ale niektórzy jasno uważają, że Petowi się należało i, cytuję, dobrze, że ktoś w końcu obił mu ryja. 

     Na niespokojnej twarzy Carla pojawił się cień słabego uśmiechu.

     — Abe też rozeznał się już w opiniach wśród robotników — dodała, zdejmując z ramion chłopca jeszcze większy ciężar. — Tobin popiera Ricka, a z tego, co się orientuję, Deanna polega na jego zdaniu. Mamy więc za sobą dość istotną osobę w społeczności.

𝐒𝐏𝐈𝐓𝐅𝐈𝐑𝐄━━ ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz