Jason Barnes, jak Riley zdołała dość szybko sobie uzmysłowić, był człowiekiem wielu sprzeczności.
Pierwszym sygnałem podsuwającym do głowy podobny wniosek było jego zachowanie już podczas ich pierwszego spotkania w lesie. Początkowo rugający ją i Daryla z góry do dołu, nieskory do współpracy i udowadniający każdym wypowiedzianym słowem, że jest ostatnią osobą z którą ich dwójka mogłaby chcieć mieć cokolwiek wspólnego, zmienił swoje postępowanie o całe sto osiemdziesiąt stopni, gdy tylko zorientował się z kim tak naprawdę miał do czynienia.
Kolejną sposobnością do zaobserwowania dualizmu jego natury było jego nieoczekiwane pojawienie się za ogrodzeniem osady, chwilę przed pierwszą wizytą Negana w Alexandrii. Schemat spotkania był niemal taki sam; Jason od samego początku raczył ją mniej lub bardziej uszczypliwymi komentarzami, a także na każdym kroku uzewnętrzniał niechęć, jaką darzy dziewczynę. A potem równoważył swoją wredotę przy pomocy drobnych, kompletnie niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka gestów. Zatuszowanie śladów po rozwalonym nosie, który był efektem jej złości. Powstrzymanie jej przed zrobieniem czegoś ryzykownego, gdy ujrzała Daryla po raz pierwszy, odkąd został pojmany. Próba odsunięcia jej poza zasięg Vance'a, który wpatrywał się w nią wtedy tak, jakby chciał ją oskórować żywcem...
Jason warczał na nią i szczerzył zęby jak rozwścieczony pies odkąd tylko się poznali. Ale gdy przychodziło co do czego, odsuwał swoją osobistą awersję względem niej na boko i skupiał się na zadaniu, które jak ujawnił, było bezpośrednio związane ze złożoną komuś obietnicą.
Zapewnienie jej bezpieczeństwa.
Dlatego Flint nie była nawet jakoś specjalnie zaskoczona, gdy po kilku długich minutach mamoratania wymyślnych przekleństw, rzucania w jej stronę ostrych, morderczych spojrzeń, i chodzenia w tę i we w tę z dłońmi wspartymi na biodrach, Jason w końcu przerzucił się na tok myślenia kompletnie sprzeczny z jego pokazem paniki, który Riley i Rick mogli oglądać po dekapitacji Vance'a.
— Okej. — Jason rzucił niespodziewanie, zatrzymując się i wbijając wzrok w zwłoki mężczyzny. — Okej, chyba mam pomysł.
— Chwilę temu powiedziałeś, że jesteśmy skończeni. — Riley rzuciła luźno ze swojego miejsca na drewnianej skrzynce. Wspierała łokcie na kolanach i nieustannie wodziła spojrzeniem za sylwetką roztrzepanego chłopaka. W jej dłoniach spoczywała zwinięta kamizelka Daryla. — Coś się zdążyło od tamtej pory zmienić?
— Zamknij się. — Jason fuknął, gromiąc ją wzrokiem. Flint poczuła jak kąciki jej ust unoszą się lekko, a ją samą, mimo okoliczności, wypełnia dziwna satysfakcja. Odpłacała mu pięknym za nadobne, odnajdując w złozliwościach względem niego niezrozumiałą dla niej frajdę. — Muszę się skupić, a mamy naprawdę niewiele czasu... Jeśli mój pomysł okaże się trafny, być może uda nam się trochę opóźnić nieuniknioną masakrę autorstwa Victora.