viii. nieznajomi

855 65 43
                                    

      — Ładnie — mruknęła Riley, wpatrując się w twarz swojego przyjaciela z mieszaniną dezaprobaty i zmartwienia.

     — Nie pomagasz — bąknął siedzący po drugiej stronie biurka John.

     Dziewczyna westchnęła ciężko i przetarła twarz dłońmi, po czym rozejrzała się krótko po pomieszczeniu, próbując zebrać myśli. Na zewnątrz powoli zapadała już ciemność, a w oknach wychodzących na ulice Alexandrii odbijało się ciepłe światło zapalonej na biurku lampki. Na blacie mebla rozłożone już były podstawowe przedmioty do przebadania pacjenta, które Riley zgarnęła w jedno miejsce już w chwili, gdy tylko przyszła tutaj z Johnem.

     Mężczyzna zdążył uspokoić się już po swoim wcześniejszym ataku, czego nie można było jednak powiedzieć o dziewczynie. Choć z zewnątrz sprawiała wrażenie spokojnej, w rzeczywistości targały nią emocje i nerwy. Nie mogła wyzbyć się z umysłu obrazu Johna zgiętego w pół z bólu, dławiącego się przez kaszel i nie będącego w stanie złapać pełnego oddechu. Była pewna, że moment ten będzie ją prześladował jeszcze długo.

     — Okej, ustalmy to raz jeszcze. — odchrząknęła i ponownie wbiła w niego wzrok. Splotła przed sobą dłonie i wsparła na nich podbródek. — To drapanie pojawiło się już kilka tygodni temu, tak? 

      — Prawdę mówiąc nie opuściło mnie odkąd w więzieniu wybuchł ten wirus. — odparł John. Mówił cicho, a jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty niż zwykle. — Czyli myślę, że gdzieś lekko ponad miesiąc... 

     Riley wciągnęła szybko powietrze. Za wszelką cenę starała się nie wybuchnąć tam z gniewu, że przez tyle czasu John utrzymywał to w tajemnicy. 

     — Ale ból w klatce piersiowej zauważyłeś dopiero parę dni temu? — odetchnęła głęboko, siląc się na opanowany ton. John pokiwał głową na jej pytanie. — Okej. Okej. — mruknęła, bardziej do siebie niż do niego, po czym podniosła się z krzesła i złapała stetoskop. — Zdejmij koszulkę. 

     John wykonał jej polecenie, z trudem podnosząc się ze swojego miejsca i przeciągając materiał przez głowę. Poruszał się z małymi trudnościami, był osłabiony i zmęczony. Riley zawiesiła sobie przyrząd na szyi i podniosła na niego wzrok, momentalnie marszcząc w zdziwieniu brwi. John od zawsze był rosłym, barczystym mężczyzną, który mógł szczycić się naprawdę imponującą budową. Po wybuchu apokalipsy, gdy stres i nieregularne odżywianie weszło w życie tych, którzy próbowali przetrwać, każdy powoli tracił na wadze...

     Ale dopiero teraz, widząc go przed sobą bez wierzchniego okrycia, mogła przekonać się o tym jak bardzo zmarniał. 

     Przełknęła ciężko ślinę i bez słowa przeszła obok biurka, aby stanąć przed starym przyjacielem. Choć za wszelką cenę próbowała ukryć swój niepokój, John był w stanie czytać z niej jak z otwartej księgi.

     — Nie musisz mówić. — wychrypiał, zaciskając mocno szczękę. — Wiem, jak wyglądam. 

     — John... — Riley zaczęła słabym głosem.

     — Miejmy to już za sobą... chcę wrócić do domu.

     Dziewczyna spięła się nieco, słysząc lekkie poirytowanie w jego głosie. Przytaknęła jednak i naciągnęła stetoskop na uszy, by następnie przyłożyć głowicę przyrządu do jego klatki piersiowej. Przez dłuższy moment wodziła nieprzyjemnie zimnym przedmiotem po jego skórze, marszcząc w skupieniu brwi. Kazała mu się obrócić i wykonała to samo na plecach mężczyzny. Zajrzała do jego gardła z pomocą małej latarki, sprawdziła krtań, dociskając lekko palce do jego szyi. W końcu odsunęła się i kazała mu się ubrać, a sama usiadła za biurkiem z zamyśloną miną.

𝐒𝐏𝐈𝐓𝐅𝐈𝐑𝐄━━ ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz