iv. wolny ogień

867 62 17
                                    

A/N: Zaspalam 🫠.

Głupia, głupia, głupia.

     Przeklinała w myślach siebie, swój strach i nierozwagę. Dała się podejść, wpadła prosto pod muszkę wroga, nie będąc nawet blisko właściwego pola walki. Przerażenie i nagła, nieoczekiwana niemożność oddania celnego strzału zaślepiły jej zmysły na tyle, że nie zorientowała się o nadciągającym zagrożeniu dopóki nie było już za późno.

     Nie odsunęła się jednak od razu od karabinu. Ciało właściwie bezwiednie spróbowało przekręcić się na tyle subtelnie, by jej napastnik nie zorientował się, że sięga po przyczepiony do paska pistolet. Mogła zaryzykować i spróbować unieszkodliwić swojego wroga, ale ceną było tu jej życie.

     Okazało się jednak, że miała do czynienia z kimś znacznie bardziej bystrym, niż jej dotychczasowi przeciwnicy.

     — Nawet nie próbuj. — poczuła, że lufa przystawiona do jej głowy dociska się do jej potylicy. Żeński głos za jej plecami był zimny i pełen jadu, a jego właścicielka najwidoczniej swoje już przeszła i miała doświadczenie w tego typu sytuacjach. Przewidywała możliwe ruchy swojego wroga jeszcze zanim ten zdołał je wykonać. — To koniec, kretynko.

     Odetchnęła z trudem, walcząc z drżeniem całego ciała. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Z jakiegoś głupiego, kompletnie bezsensownego powodu nie przewidziała, że ktoś może ją tak zaskoczyć. Skupiła się wyłącznie na froncie i przez swoją własną nieostrożność, przeoczyła tyły.

     Była sama sobie winna i ta świadomość zżerała ją od środka.

     — Wstawaj. No już. I rączki do góry, żebym dobrze widziała, że nic nie kombinujesz. — syknęła jej napastniczka, a Flint wyłapała charakterystyczny odgłos liści gniecionych pod podeszwą. Podniosła się ostrożnie i powoli uniosła ręce, zwalczając w sobie chęć na sięgnięcie po pistolet. Mogła zaryzykować, ale wiedziała, że zanim zdołałaby nawet dotknąć szkieletu broni, skończyłaby z postrzeloną głową.

      Nie miała z resztą nawet szansy, aby dłużej się nad tym rozwiązaniem zastanowić. Drobna dłoń wystrzeliła w jej stronę i wyrwała z kabury schowany pistolet, zabierając jej ostatnią deskę ratunku, tak jakby wróg mógł dosłownie czytać jej w myślach.

     Znalazła się w sytuacji bez wyjścia.

     Zaczęła bardzo powoli obracać się w miejscu, aby stanąć twarzą w twarz z osobą, która ją podeszła. Im wyraźniejsza stawała się sylwetka w kącie jej oka, tym szybciej biło jej serce. Gdy jednak podniosła wzrok aby objąć nim celującą w nią osobę, przez strach, który zawładnął jej ciałem, przebiło się również zaskoczenie.

     Sama nie wiedziała, kogo spodziewała się za sobą zobaczyć. Ale z całą pewnością nie była to młodziutka dziewczyna o prawie dziecięcej jeszcze twarzy.

     — No i na chuj się tak gapisz? — parsknęła blondynka, gdy Flint wpatrywała się w nią otępiałym, zdziwiony wzrokiem. Jej wypowiedzi, bijący od niej chłód i wreszcie beretta w jej dłoniach były jednoznacznym zaprzeczeniem łagodnej twarzy, którą z całych sił ukrywała pod rozwścieczonym wyrazem.

     To przecież dziecko, pomyślała Riley. Wprawdzie blondwłosa wyglądała na jakieś siedemnaście, maksymalnie osiemnaście lat, ale w ocenie Flint prezentowała się właśnie jako dziecko. Stłamszone tym światem, odmienione przez brutalne realia apokalipsy i zmuszone stanąć do walki ramię w ramię z dorosłymi ludźmi...

     A może jej własna percepcja tej dziewczyny była zamglona naiwnym przekonaniem, że młode, dorastające w tym świecie osoby są w stanie zachować choć odrobinę swojej wrodzonej niewinności?

𝐒𝐏𝐈𝐓𝐅𝐈𝐑𝐄━━ ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz