Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
— Ogromnym zaszczytem będzie dla nas gościć cię w skromnych progach Królestwa. Wyrażam szczerą nadzieję, że pobyt tutaj pozwoli ci odzyskać siły - zarówno te fizyczne jak i psychiczne. Możesz czuć się tu jak u siebie, bądź co bądź, przyjaciele naszych przyjaciół są również naszymi przyjaciółmi.
Uśmiech zdobiący twarz Riley niemal przyprawiał ją o ból policzków. Szczerzyła się od ucha do ucha, a choć łagodny wyraz jej oblicza mocno kontrastował z krwią, kurzem i brudem pokrywającym jej skórę, był jednocześnie wyraźnym sygnałem sugerującym odzwierciedlenie pogodnego i sympatycznego usposobienia króla Ezekiela. Pierwotny niepokój i rezerwa jakie towarzyszyły jej jeszcze przed przekroczeniem bram obcej osady spłynęły z niej wraz z osobistym poznaniem głowy tego dziwnego, aczkolwiek niezwykłego miejsca.
Po brutalnych i okrutnych doświadczeniach ze Zbawcami z bazy Maxa, a także tymi patrolującymi okolicę pod bezpośrednimi rozkazami Negana, stanięcie twarzą w twarz z parą tak ciepłych oczu i zachęcającym charakterem ciemnoskórego mężczyzny zbudziło w niej samej życzliwość głęboko zatopioną litrami rozlanej w ciągu ostatnich dni krwi.
Jej pojaśniała od szerokiego i szczerego uśmiechu twarz przeciwstawiała się rzecz jasna z pasywnie agresywnym nastawieniem stojącego tuż przy niej Daryla.
— Naprawdę bardzo dziękuję. — Riley ochoczo uścisnęła dłoń Ezekiela, nawet przez chwilę nie wahając się przed pozytywnym odbiorem uprzejmego powitania ze strony gospodarza. Król z łatwością przeskoczył mury, które ostatnimi czasy coraz częściej stawiała przed sobą na myśl o poznaniu nowych ludzi. Mężczyzna dosłownie zarażał swoim optymizmem i dobrotliwym podejściem, a Riley w głębi duszy odczuwała, że pozostali mieszkańcy Królestwa są w tej kwestii kalką swojego lidera.
Zupełnie nie rozumiała więc nieco gburowatego opisu Króla, który Daryl zaserwował jej na chwilę przed spotkaniem z nim.
— Jednak... Czy aby na pewno nie będzie to problemem? — dopytywała, nie chcąc robić niepotrzebnego kłopotu społeczności, dla której była tak naprawdę kompletnie obca i której mieszkańcy zupełnie nic nie byli jej winni. — Rozumiem jak trudne może być przyjmowanie pod swój dach nowych twarzy...
— Nonsens. — Król pokręcił stanowczo głową. — Udzielenie pomocy komuś w potrzebie, kto jednocześnie jest naszym sąsiadem, to żaden problem. To obowiązek, Riley. — Ezekiel zaznaczył, prowadząc ją i Daryla wgłąb swojej osady. Mieszkańcy Królestwa byli równie interesujący co sam ich lider; wielu z nich zajmowało się swoimi codziennymi obowiązkami, nie zwracając uwagi na nowo przybyłych, podczas gdy inni byli znacznie bardziej gościnni. W świetle ostatnich wydarzeń był to niecodzienny obraz i Riley odkryła, że podoba jej się bardziej, niż przypuszczała, że to możliwe.
— Nasza społeczność to wielka rodzina. I jak w każdej dobrej rodzinie, przy naszym stole zawsze znajdzie się dodatkowe nakrycie dla zagubionego wędrowca - czy to żeby ugościć go strawą lub poradzić w kwestii dalszej podróży. — Ezekiel kontynuował, wskazując w kierunku mieszczan, których mijali, przechodząc ulicami. — Sama zobacz. Wszyscy tutaj traktują się nawzajem z szacunkiem i zrozumieniem. Zapewniam cię, że jesteś tu absolutnie mile widziana.