Widziała ich jak przez mgłę.
Cienie majaczące na horyzoncie, kontrastujące w świetle zachodzącego słońca. Ziemia parowała, przez co sylwetki wydawały się być lekko zamazane. Szły powoli, spokojnie, krokiem pewnym i niewskazującym na żadne zagrożenie. Siedem postaci zbliżało się do niej, stopniowo wyłaniając z ciemności i ukazując swoje prawdziwe oblicze.
A jednak widziała wszystko poza ich twarzami. Dostrzec mogła wyłącznie zalane krwią odzienie, skórzane płaszcze, kurtki taktyczne, ciężkie buciory ubrudzone czerwonymi plamami. I wreszcie dłoń ściskana w dłoniach. Tu strzelba, tam łom, a jeszcze gdzie indziej siekiera. Ktoś trzymał łuk, inna osoba machała w powietrzu ostro zakończoną pałką teleskopową. A człowiek idący na przedzie celował prosto w nią pistoletem.
Słyszała ich kroki. Ciężkie, zwiastujące nadejście koszmaru, mimo, iż pierwotnie zdawały się tak spokojne. A im bliżej niej się znajdowały, tym głębszy niepokój wyczuwała.
W jej bębenki uderzył huk wystrzału. Z przerażeniem spojrzała w dół, spodziewając się ujrzenia czerwonej plamy rozlewającej się na jej brzuchu. Jej ciało zamarło, a umysł zalała panika, gdy zamiast tego dostrzegła w swoich własnych dłoniach pistolet, z którego lufy ulatywał dym.
Podniosła zaalarmowany wzrok. Postać idąca na froncie padła przed nią na kolana, przyciskając dłoń do prawej piersi. Spomiędzy palców wylewały się strumienie krwi, która zalewała podłoże, tworząc pod stopami jej ofiary kałużę. Krew rozprzestrzeniała się powoli po ziemi, sięgając jej własnych butów. Chciała odejść, cofnąć się, jednak nie była w stanie wykonać nawet najmniejszego świadomego ruchu.
Jej dłonie jednak zdawały się działać samoistnie. Ścisnęły mocniej pistolet i uniosły go, aż lufa znalazła się na wysokości czoła klęczącego przed nią człowieka. Jego twarz wciąż pozostawała dla niej zagadką, nie widziała nic, poza sterczącymi w każdym kierunku kosmykami włosów. A jednak mimo ciemności, jaka zalewała oblicze jej ofiary, czuła na sobie intensywne, przeszywające spojrzenie. Niewidoczne oczy wpatrywały się w nią z niestrudzonym zapałem, z nadzieją, z niemym nawoływaniem o pomoc...
Aż w końcu zgasły na zawsze. Jej palec wskazujący zacisnął się na spuście, a pistolet wypuścił z siebie kolejny pocisk, który przebił się przez czoło człowieka, zabijając go na miejscu.
* * * * *
Zerwała się gwałtownie, biorąc w płuca potężny haust powietrza. Serce załomotało jej mocno w klatce piersiowej, pompując krew w zawrotnym tempie. Czuła się co najmniej tak, jakby przebiegła właśnie maraton, albo doświadczyła czegoś naprawdę przerażającego.
I biorąc pod uwagę scenę morderstwa rozgrywającego się w jej umyśle niczym świeże wspomnienie, reakcja jej organizmu bardziej wskazywała na to drugie.
Odetchnęła ciężko i wsparła się jedną ręką z tyłu. Przejechała dłonią przez czoło, ścierając ze skóry warstwę potu, która zdążyła się na niej zebrać. Już dawno nie miała koszmarów. W ostatnim czasie nie śniło jej się właściwie nic - nie pamiętała momentu, w którym zasypiała, a jej oczy otwierały się wraz ze wschodzącym słońcem. Jej mózg albo po prostu odpuścił sobie przysparzanie jej dodatkowych doświadczeń również podczas snu, albo to ona zapominała o nocnych wspomnieniach już w momencie, w którym się budziła.
Tak czy inaczej - ten stan rzeczy kompletnie jej nie przeszkadzał. W jej życiu był okres, w którym koszmary stanowiły nieodłączny element jej doby. Wcale nie tęskniła za tymi czasami i nie planowała do nich wracać.