•171.One hundred seventy - one•

78 5 3
                                    

- Nie lubię tych słów. - mamrocze Marco, a ja w myślach się z nim zgadzam.

 - Co masz na myśli mówiąc, że mamy problem? - pytam mulata marszcząc brwi, kiedy skupia na mnie swój zmęczony wzrok. 

- Musimy załatwić jeszcze jedną sprawę, więc nasz wyjazd się przesunie.

 - Mogłeś nam to napisać.

 - Nauczyłem się załatwiać sprawy twarzą w twarz. - mówi, zerkając na mnie. 

Przyglądam mu się przez dłuższą chwilę, w końcu decydując się na jakiś krok. Podchodzę bliżej niego i otaczam go ramionami, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi. Sztywnieje, a jego serce zaczyna bić przyśpieszonym tempem. 

- Pemberley...

 - Wszystko w porządku? - pytam cicho, aby to była konfrontacja tylko naszej dwójki. 

- Tak. Mogło być lepiej, ale jest w porządku. - kiwa głową, unosząc kącik ust i przeglądając mi się przez chwilę, jakby chciał żebym uwierzyła w prawdziwość jego słów. 

Wzdycham, przytakując i powoli się od niego odsuwając. Umyślnie unikam spojrzenia przyjaciela, który z tego co udało mi się zauważyć kątem oka przyglądał się nam z uśmiechem.

 - Chodźcie, postawie wam coś do picia w ramach rekompensaty. - mówi mulat, łapiąc moją dłoń i splatając ją ze swoją. 

Zagryzam wnętrze policzka, czując delikatne mrowienie, ale jemu przyszło to naturalnie bo bez żadnej reakcji prowadzi mnie do środka budynku. 

- Później Ci to lepiej wyjaśnię. - mówi cicho, czym daje mi do zrozumienia że te słowa są zarezerwowane tylko dla mnie. 

Spoglądam na niego, wahając się przed chwilę, ale ostatecznie kiwam głową, a on unosi kącik ust wyciągając rękę i poprawiając kosmyk moich włosów który musiał wydostać się z mojego koka.

- Ładna fryzura. 

Przewracam oczami, wymijając go i wchodząc do klimatyzowanego pomieszczenia. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło, więc aby zapewnić sobie jakiś przewiew zdecydowałam się na szalony krok i spięłam je, co zdarza się u mnie dosyć rzadko. We trójkę zajęliśmy miejsca przy oknie i zamówiliśmy po chłodnym napoju, rozmawiając na niezobowiązujące tematy. Paręnaście minut później Zayn zaczął się zbierać, a przed wyjściem rzucił mi znaczące spojrzenie, które sprawiło, że stałam się jeszcze bardziej ciekawa czego dowiem się w tej obiecanej rozmowie. 

- Czasami mam wrażenie, że porozumiewacie się bez słów. - stwierdził Marco, gdy w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na jego podjeździe. 

Parsknęłam, wzruszając ramionami.

 - Czasami tak to może wyglądać, ale to jest po prostu tak, że poznaliśmy się już w taki sposób, że wiemy czego spodziewać się po drugiej osobie. - odparłam, zamyślając się. - To tak samo jak z nami, ale my znamy się jakby na innym poziomie, wyższym. 

- Rozumiem co mówisz. - odparł chłopak, dając mi kuksańca w bok. Zaśmialiśmy się wspólnie, po czym po pożegnaniu, skierowałam się w stronę swojego domu. 

* 

Reszta dnia minęła mi na wykonywaniu zwykłych czynności, a zwłaszcza na spędzaniu czasu z rodzicami, którzy tego dnia skończyli wcześniej pracę. W ostatnim czasie mieliśmy dla siebie niewiele czasu, więc każda wspólnie spędzona chwila miała dla mnie znaczenie. 

Tym razem postawiliśmy na zwykły spacer do parku, zgarnięcie po drodze lodów z uwielbianej przeze mnie w dzieciństwie budki i rozmowę na bieżące tematy z naszego życia, ale nie obyło się także bez wspominek. Wczesnym wieczorem natomiast przy ostatnich promieniach słońca wstąpiliśmy jeszcze do pobliskiego sklepu i zakupiliśmy kilka produktów na nasz rodzinny wieczór filmowy. Będąc niedaleko naszego domu poczułam delikatne wibracje telefonu w kieszeni. Pozwoliłam rodzicom mnie wyminąć, a sama przystanęłam, aby w skupieniu przeczytać otrzymanego SMS-a. 

Od Zayn: Czekam koło twojego balkonu. 

Przeczytałam wiadomość drugi raz, bo w obecnej sytuacji jej sens oznaczał tragedię. Przyśpieszyłam kroku, aby dogonić rodziców równocześnie w pośpiechu wysyłając wiadomość do mulata. 

Do Zayn: Spierdzielaj stamtąd, zaraz będziemy tam z rodzicami. 

Po kliknięciu 'wyślij' mogłam jedynie błagać w myślach, aby Zayn go odczytał i zdążył zareagować. 

- Wszystko w porządku, słońce? - spytała mama obejmując mnie ramieniem, gdy ponownie zrównałam się z nimi krokiem. 

- Jasne. - odparłam posyłając jej uśmiech, jednocześnie zezując przed siebie, aby ocenić jak daleko od domu jesteśmy.

 - Na jaki film dzisiaj stawiamy? - dopytał tata, a ja i mama odpowiedziałyśmy od ruchowo, mimo że moje myśli były daleko. 

- Kraina Lodu 2. 

Tata westchnął wiedząc, że nie ma sensu kwestionować naszego wyboru. Nie przyznał tego głośno, ale z mamą wiemy, że także uwielbia tą bajkę. 

Przełknęłam gwałtownie ślinę widząc już nasz podjazd i na szczęście nigdzie nie widziałam samochodu Zayn'a, ale nie wyklucza to możliwości że on dalej może być w pobliżu domu. Rozejrzałam się dyskretnie, kiedy tata otwierał drzwi, ale nie widząc żadnych śladów po mulacie, weszłam zaraz za mamą do domu. 

- To co, godzina na ogarnięcie się i o dwudziestej startujemy? - wybrzmiało pytanie, na które każde z nas przytaknęło. 

Gdy rodzice przenieśli się z naszymi zakupami do kuchni ja prędko weszłam po schodach, przechodząc od razu do swojego pokoju, aby skontaktować się z szatynem. Popchnęłam drzwi już odblokowując ekran telefonu, gdy odczułam to wrażenie obecności drugiego człowieka w pobliżu. 

- Z tobą nie można się nudzić, Pemberley. - wybrzmiało ze strony mojego łóżka, gdy tylko uniosłam wzrok.

_________________________________________________________

Z okazji dnia dziecka, nie mogło zabraknąć rozdziału! 🥳

Jest to ostatni rozdział na jakiś czas, bo nie mam już nic napisanego do przodu, a obecnie z wolnym czasem u mnie średnio. Mam nadzieję, że tak jak pisałam wcześniej, w lipcu uda mi się usiąść i skończyć całą tą historię.

Trzymajcie się i dziękuję za każdy głos i komentarz🩷

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Stalking with Love • Z.MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz