-Wasza trójka na dach. W tej chwili. -Oznajmił krótko i zniknął. Cofnąłem sie kilka kroków i podparłem o ławkę. Czułem zbliżający sie atak paniki. Nie potrafiłem uspokoić oddechu, byłem spanikowany i nie wiedziałem co mam w tej chwili zrobić. Na moje szczęście Sakura razem z Sasuke wyszli z klasy i byli już w drodze na dach więc nikt nie zobaczy mojej prawdziwej słabości. Opadłem twardo na podłodze, moje myśli były skierowane na jednym z tych pamiętnych dni. Obrazy oraz odczucia z wtedy powracały a ja nie potrafiłem nic z tym zrobić.
-Ogarnij sie dzieciaku! To nie jest ten człowiek -Ledwo usłyszałem głos, był bardzo niewyraźny ale wiedziałem czyj on jest.
-Nie dam rady -Ledwo co z siebie wydusiłem, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nagle pewna myśl przeszła mi przez głowe. To co zawsze pomagało mi sie opanować. Drżącą dłonią ledwo ale udało mi sie wyciągnąć z kieszeni jednego z moich treningowych kunai. Jednym cięciem rozciąłem zawinięte na mojej lewej ręce bandaże raniąc sie też lekko przy okazji ale to nie wystarczyło, dopiero przy piątym mocniejszym nacięciu skóry bólem fizycznym udało mi sie ból psychiczny. Zacząłem powoli sie uspokajać i dopiero wtedy doszło do mnie że nie jestem w domu
-Kurwa -Szepnąłem widząc skapującą na podłogę krew z mojej ręki. Usłyszałem kroki, dźwięk był coraz głośniejszy co mówiło mu że ktoś jest coraz bliżej.
-Weź stary bandaż z ziemi zakryj rękawem ręke i schowaj ją do kieszeni -Usłyszałem bardzo mi pomocny głos i zrobiłem jak kazał. Podniosłem sie szybko i stanąłem jedną nogą na niewielkiej plamie. Udało mim sie zrobić to w ostatniej chwili. Do pomieszczenia wszedł Sasuke, spojrzał sie na mnie nieco zirytowany
-Teraz czekamy tylko na ciebie młotku -Powiedział i stał jakby czekał na mnie.
-Nie marnuj nam wszystkim czasu, i tak przez Kakashiego zmarnowaliśmy go wystarczająco dużo-T-Tak! Już ide -Powiedziałem to najpewniej jak potrafiłem i pobiegłem do wyjścia ciągnąć Uchihe za sobą żeby nie zdążył zobaczyć krwi.
-Tak w ogóle to co ty tam robiłeś? -Spytał nagle co mnie zatkało. Nie często wielki Uchiha interesuje sie kimś. A szczególnie od tragedii jego klanu.
-Nie powinno cie to interesować. -Starałem sie brzmieć jak najbardziej stanowczo i poważnie.
-No raczej powinno, od dzisiaj jesteś członkiem mojej drużyny, do tego jesteś też... -Przerwał wypowiedź jakby zastanawiał sie coś powiedzieć.
-Nie ważne-Byliśmy już przy wejściu na dach, zostało już tylko otworzyć drzwi i będziemy tam, tam gdzie znajduje sie człowiek który jest powodem moich najgorszych koszmarów. Wyciągnąłem ręke żeby otworzyć drzwi, złapałem za klamke i dalej nie mogłem sie ruszyć. Nie potrafiłem otworzyć głupich drzwi. Mój oddech znacznie przyspieszył a ja stałem bez ruchu. Sasuke najwidoczniej zauważył że coś jest nie tak, położył ręke na moim ramieniu, wzdrygnąłem sie na ten gest ale pomogło mi sie to nieco opamiętać. Puściłem klamke i spojrzałem sie Sasuke prosto w oczy
-Powiedz senseiowi że źle sie poczułem i wróciłem do domu. -Powiedziałem to głosem nie znoszącym sprzeciwu i jak najszybciej jak to było możliwe zniknąłem
-Mało brakowało. -Odetchnąłem z ulgą wchodząc do mieszkania.
-mógłbyś zachowywać sie chociaż raz jak normalne dziecko i nie panikować przy każdym mężczyźnie noszącym maski. -Stwierdził z zarzutem lis
-Tyle że to nie moja wina... To sie dzieje tek nagle niespodziewanie i nie potrafie tego powstrzymać -Wszedłem do łazienki i szybkim ruchem oderwałem rękaw od zasychającej już rany.
-Dlatego powinieneś więcej ćwiczyć nad opanowaniem. Jeśli takie sytuacje będą powtarzały sie częściej to w końcu ktoś zauważy i nie dasz rady uciec.
-Szlag! cały rękaw uwalony w krwi. Nie stać mnie na zakupy kolejnych ciuchów a to mój ostatni kombinezon -Przebrałem sie w piżame i opatrzyłem ręke z której znów leciała krew, chwyciłem za brudne ubrania i poszedłem do swojego pokoju, sięgnąłem po kunaia z szafki, skróciłem oba rękawy tak by wyglądało to jakoś przyzwoicie. Usiadłem na łóżku a rękawy rzuciłem pod drzwi żeby nie zapomnieć ich wywalić
-Nie myśl nawet że sie teraz położysz, nie jesteś na spotkaniu to idziemy trenować
-Chwile sie prześpię i pójdziemy, ty też idź spać teraz. ZAWSZE zamiast spać marudzisz mi jak to powinienem trenować a jak przyjdzie co do czego to śpisz na moich treningach. A teraz dobranoc -Powiedziałem i położyłem sie by za chwile zasnąć.
Nie było mi dane długo pospać, jakąś godzinę później obudziły mnie otwierające sie drzwi. Kilka razy była taka sytuacja kiedy ktoś włamał mi sie do domu więc zerwałem sie od razu by to sprawdzić. Wyszedłem zaspany z pokoju by przy wejściu zobaczyć nikogo innego jak jonina nadzorującego moją drużynę Hatake Kakashi. Cofnąłem sie kilka kroków, chciałem już uciekać ale za mężczyzną stała również reszta drużyny. Za poradą Kuramy wziąłem kilka głębszych wdechów co pomogło nieco mi sie uspokoić i mój wzrok znów powędrował na gości. Spojrzałem na nich pytająco, chciałem już sie odezwać zapytać o co chodzi i czemu tu są ale Kakashi był szybszy.
-Przepraszam że tak weszliśmy bez zaproszenia, drzwi były otwarte a ty nie przychodziłeś. - Powiedział mężczyzna drapiąc sie po karku
-Możemy wejść? -Spytał sie-T-tak wchodźcie, a o co chodzi? Czemu tu przyszliście? -Spytałem kierując sie do kuchni
-Kakashi stwierdził że nie możemy zacząć bez ciebie i skoro źle sie poczułeś to odbędziemy spotkanie tutaj -Stwierdził niechętnie Sasuke
Sorki za spóźnienie, miałem w tamtym tygodniu wyjazd i nie było jak wstawić rozdziału więc jest dopiero teraz. Sorki że krótki ale no cóż staram sie heh, dziękuje wszystkim za cierpliwość, postaram sie przed następnym piątkiem wstawić jakiś rozdział żeby nadrobić ostatnią moją nieobecność
CZYTASZ
Naruto... Proszę... Zostań z nami!
FanfictionKolejne z wielu opowiadań o Naruto To jest zmieniona i nieco poprawiona wersja mojej książki o tej samej nazwie Nie będe za dużo zdradzać nowym czytelnikom ale ujme to w kilku zdaniach Naruto jest gnębiony przez mieszkańców konoha, poznaje Kyuubiego...