-Lepiej się stąd wynoście -Powiedział oburzony
-Inari! -Kobieta krzyknęła na chłopaka
-Oni przyszli tu pokonać Gato, nie traktuj ich tak-Nie mają z nim szans, zginą i tyle z tego będzie
-Nikt tu nie ma zamiaru umierać! -Krzyknąłem do chłopaka wstając z miejsca
-Jeszcze zobaczysz! Pokonamy Gato i będziemy waszymi bohaterami! -Dodałem pewnie patrząc w stronę chłopaka-Bohaterowie nie istnieją! -Chłopiec też sie podniósł krzycząc w moją stronę.
-Zginiecie tak jak wszyscy którzy się mu stawiali! Nie macie szans z jego ludźmi! -Wywrzeszczał a z jego oczu zaczęły wylewać sie łzy-Tak, teraz sie porycz rozpieszczony bachorze! Nawet nie masz dobrego powodu! Przychodzimy wam pomóc a ty tak nam okazujesz wdzięczności! -Znów nakrzyczałem na chłopaka który coraz mocniej zaczynał płakać
-Jak chcecie umierać to droga wolna! Jesteście dziećmi Gato tym bardziej z wami wygra i tyle z waszych starań! Zabije was i tyle!
-Już ci mówiłem, nikt tu nie umrze. Nie doceniasz nas -Stwierdziłem
-Jak niby taki słaby chudzielec jak ty ma mieć z nim szansę?! He?
-Oi Nie pozwalaj sobie! Może i jestem chudy ale na pewno nie słaby! Jak widać słaby jesteś ty, potrafisz tylko ryczeć i przeszkadzać! Przydałbyś sie i pomógł swojemu dziadkowi w budowie mostu, zajęłoby to na pewno szybciej ale ty wolisz użalać sie nad sobą i ryczeć w domu
-Nic nie wiesz! -Chłopak odwrócił sie od stołu i wbiegł z powrotem na górę gdzie prawdopodobnie był jego pokój.
-Ugh, rozpieszczony dzieciak -Powiedziałem cicho siadając do stołu
-Przepraszam za niego, nie miał tego na myśli -Powiedziała przepraszająco Tsunami
-To nie twoja wina Tsunami-San -Odezwał sie Kakashi
-Naruto też trochę poniosło-Hę? Mnie poniosło? To ten dzieciak sam się prosił, nawet nie wiem dla czego sie poryczał! -Powiedziałem nieco głośniej
-Nie spokojnie Naruto. Przez gato Inari jakiś czas temu stracił ojczyma, musisz mu to wybaczyć -Stwierdził Tazuna
-Tym bardziej nie powinien nas tak traktować, ten dzieciak jest za bardzo rozpieszczany
-Nie zrozumiesz go dzieciaku, stracił człowieka którego uważał za ojca, Nie wiesz jak to jest kogoś stracić -Powiedział Tazuna próbując usprawiedliwić Inariego
-Przepraszam pani Tsunami, straciłem apetyt -Stwierdziłem ponuro wstając od stołu.
-Idę się przejść, nie wiem kiedy wrócę, nie szukajcie mnie - Oznajmiłem i ruszyłem w stronę wyjścia
-Swoją drogą, wiem jak to jest kogoś stracić i to bardzo dobrze -Powiedziałem przed wyjściem i ruszyłem przed siebie
Błąkałem się bez celu po miasteczku, trochę rozmawiałem z Kuramą ale większość czasu błądziłem w myślach, miło było chodzić samemu bez obawy że w każdej chwili ktoś może ci coś zrobić. Po dość długim chodzeniu pomiędzy budynkami postanowiłem udać sie do pobliskiego lasku, usiadłem pod jednym z drzew i myślami wróciłem do sytuacji z dzieciakiem. Ale szybko odpędziłem te myśli od siebie. Żeby nadmiernie nie myśleć postanowiłem potrenować technikę mojego ojca której się uczę. Wyjąłem z kieszeni kilka balonów które zostały mi po poprzednim treningu, odkąd dowiedziałem sie o tym jak trenował ten cały Jiraya postanowiłem spróbować tego samego i zawsze noszę przy sobie jakieś balony. Nadmuchałem jednego i zacząłem skupiać sie na chakrze w dłoni.
Po godzinie w końcu uzyskałem jakieś rezultaty. W balonie robiła się niewielka dziurka a to był już sukces. Jeśli będę pracował w tym tępię osiągnę to maksymalnie miesiąc. Teraz jednak postanowiłem zrobić sobie przerwę, czułem że moja ręka zaczyna już nie dawać rady. Rany na niej dawały o sobie znać, odwinąłem rękaw i ukazał mi sie zakrwawiony opatrunek. Zanim wrócę muszę zmienić bandaże. Odwinąłem brudny materiał i zacząłem szukać w kieszeni zwoju z apteczką.
-Cholera -Wyszeptałem do siebie, zwoju tam nie było, prawdopodobnie został w plecaku, więc teraz nie mam czym tego opatrzyć.
-Nie wgląda to zbyt dobrze -Usłyszałem czyjś głos który był dość znajomy. Byłem nawet pewny że już gdzieś go kiedyś słyszałem co mnie trochę zaniepokoiło. Miałem nadzieję że to nikt z konohy. Spojrzałem na osobę obok i ukazała mi sie niewielka zgrabna postać, wyglądem przypominała dziewczynę ale głos mówił co innego,
-To nic -Powiedziałem niepewnie
-Em...-Jestem Haku -Czyli jednak miałem racje, to nie dziewczyna
-Naruto -Odpowiedziałem uśmiechając sie do chłopaka
-Pozwól że ci z tym pomoge -Zaproponował
-Normalnie bym odmówił hehe -Podrapałem sie zdrową ręką po karku
-Ale nie mam przy sobie czystych bandaży. Posiadasz może jakieś?-Um, zaczekaj -Powiedział i zaczął grzebać w koszyku
-Są! -Wyjął opakowanie z białym materiałem
-Mam jeszcze trochę ziół leczniczych. Jeśli ci to nałożę na rany, zagoją sie szybciej-Oh, serio? Noo jeśli możesz to chętnie -Uśmiechnąłem sie i wystawiłem rękę przed siebie. Może i to było głupie zaufać obcemu, ale nie jestem w konosze a czułem że moge mu w tej kwestii zaufać. Poza tym znałem sie troche na ziołach leczniczych więc mogłem mieć pewność że nie otruje mnie nimi.
Gdy chłopak skończył podziękowałem mu, nie chciałem jeszcze wracać więc w zamian za opatrzenie postanowiłem mu pomóc w tym po co tu przyszedł, czyli zbieraniu różnych siół. O dziwo było ich w tym miejscu dość sporo.
Po wyzbieraniu wszystkiego z jego listy usiedliśmy jeszcze pod drzewem i zaczęliśmy rozmawiać na wiele tematów. Unikaliśmy prywatnych spraw, ale znalazły sie jakieś tematy do rozmów. W końcu zaczęło się ściemniać, oboje postanowiliśmy wrócić do domów więc rozstaliśmy się
CZYTASZ
Naruto... Proszę... Zostań z nami!
FanfictionKolejne z wielu opowiadań o Naruto To jest zmieniona i nieco poprawiona wersja mojej książki o tej samej nazwie Nie będe za dużo zdradzać nowym czytelnikom ale ujme to w kilku zdaniach Naruto jest gnębiony przez mieszkańców konoha, poznaje Kyuubiego...