45

516 45 1
                                    

Rano wstałam bardzo wcześnie, nie chciałam budzić Annie, dlatego jak najszybciej wyszłam z łóżka. Nie przejmując się ubiorem zeszłam na dół. Mama wraz z Mią przygotowywywały w kuchni ciepłe jedzenie. Szybko zabrałam się za nakrywanie do stołu. Tata wraz z Nathanem rozpalali w kominku i układali resztę prezenów.

- Gdzie masz swoją małą piękność? - Zapytała się mnie Mia wchodząc do jadalni z talerzami w ręce.

- Odsypia, ostatnio dużo się u niej dzieje nie chciałam jej budzić.

- Rozumiem, ale za chwilę będziemy zaczynać więc możesz po nią pójść. - Uśmiecha się do mnie lekko.

- Jasne. Dokończysz za mnie rozkładanie serwetek?

- Oczywiście Alfo, dla Alfy wszystko. - Śmieje się. Podaje jej serwetki i szturcham lekko w ramię.

- Nie przesadzaj, jeszcze nie jestem głównym Alfą, potem porozmawiamy o służeniu mi. - Śmieje się razem z dziewczyną. Kiwam jej jeszcze w podziękowaniu głową i ruszam do pokoju.

- Annie mała musisz wstać. -Mówie i podchodzę do krawędzi łóżka. Delikatnie głaszczę dziewczynę po ramieniu.

- Mmmm... - Mruczy coś pod nosem i przytula się do mojej wyciągnietej ręki. Chichoczę na zachowanie dziewczyny.

- Annie śniadanie już jest. - Mówię i próbuję rozbudzić dziewczynę. Ta tylko znów mrucze coś pod nosem.

Poddaję się i biorę ją na ręce. Dziewczyna piszczy przez  nagły ruch.

- Spokojnie to tylko ja. Idziemy na śniadanie.

- Kelly, ale ja się muszę przebrać.

- Spokojnie mała ja też się jeszcze nie ubrałam. Wystarczy, że ty nie parodiujesz w samej bieliźnie.

Widzę jak dziewczyna szybko na mnie zerka.

- Dlaczego nic na sobie nie masz?

- Jak to nie? Mam przecież bielizne. - Śmieję się cicho.

- Ale poza tym.

Staje w miejscu i patrze na Annie. Dziewczyna nie wygląda na zadowoloną.

- Chcesz żebym poszła się ubrać? - Dziewczyna kiwa lekko głową na tak. - Okej poczekaj tu na mnie zaraz wrócę.

Idę do sypialni wyciagam szybko pierwszą lepszą koszulę, zarzucam ją na siebie bez zapinania guzików i sięgam po czarne spodnie. Szybko jej ubieram i wracam do Annie.

- Mała może być? - Pytam podchodząc do niej od tyłu.

Dziewczyna obraca się w moją strone i marszczy brwi. Łapie za moje guziki i je zapina. W tym samym momencie podnoszę ją na ręcę. Dziewczyna oplata mnie nogami w pasie i dalej skupia się na zapinaniu guzików. Wchodzimy tak do jadalni. Widzę, że wzrok wszystkich jest zwrócony w naszą stronę. Mój tata wraz z mamą wybuchają śmiechem. Dziewczyna przerażona tym szybko ze mnie zeskakuje i chowa się za moimi plecami.

- Nie wierzę córko, że już dałaś się ujarzmić. - Śmieje się mój ojciec. - To chyba będą twoje pierwsze święta w ubraniach. - Dodaje po chwili, gdy udaje mu się złapać oddech.

- No cóż ojcze, każdy z czasem się zmienia. - Nic więcej już nie dodają. Łapię delikatnie Annie za rękę i sadam po drugiej stronie stołu. Jak tradycja nakazuję na przeciwko nas siedzą moi rodzice jako aktualna Alfa oraz Luna. Po bokach siedzi reszta rodzini. Oprócz Virgini ona coś kombinuje przy prezentach.

Podchodzę do niej i biorę  ją na ręce.

- Aniołku prezenty po śniadaniu pamiętasz? - Mówię do dziewczynki i niose ją do stołu sadzam ją na jej miejscu i sama wracam na moje.

Mój ojciec wstaje od stołu wraz z kieliczkiem wina w ręku.

- Wznieśmy toast za to rodzinne spotkanie, za sytuację w kraju, która jest stabilna, za śnieg, który spadł poraz pierwszy od pięciu lat i to jeszcze w same święta. - Śmieje się cicho. - Za Annie, która w tym roku dołączyła do nas, za dobrze spędzony czas. - Uśmiacha się i unosi bardziej kieliszek w górę. Wszyscy powatarzamy jego ruch i bierzemy łyka napoju.

Patrze uśmiechnięta na Annie. Dziewczyna coraz lepiej czuję się w towarzyswie mojej rodziny mam nadzieję, że w końcu i do mnie się przekona.

Wszyscy zabierają się za jedzenie. Kątem oka widzę, że Annie je naprawdę niewiele, ale nie będe poruszać tego tematu przy wszystkich. Omówię to z nią później.

Gdy kończymy jeść Virginia biegiem rzuca się w stronę prezentów. Nie interesuje jej rozdawanie ich skupia się tylko na tych ze swoim imieniem. Śmiejemy się z jej poczynania, ale nawet nie zwraca na to uwagi, gdy z jednego pudełka wyciąga zabawkową broń piszczy uradowana. Szybko obraca się w moją stronę celując we mnie z zabwaki.

- Młoda ani mi się waż we mie tym strzelić. - Grożę jej. Dzieczynak nic sobie z tego nie robi. Strzela we mnie seria piankowych pocisków i uradowana zaczyna uciekać. - Dorwę cię ty mały potworku! - Krzyczę za nia i ruszam biegiem za dziewczynką.

Omega w armiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz