53

559 44 1
                                    

Kelly:

- Annie spakowałaś już wszystko?

- Jeszcze tylko książki.

- Dobrze, wezmę tylko resztę toreb i możemy jechać.

- Jasne ja też już tutaj kończę.

- Będziemy musiały się jeszcze pożegnać z rodzicami i resztą.

- Dobrze.

Całuję Annie w czoło i wychodzę z pokoju. wkładam torby do samochodu. Nie wiem skąd nagle tyle się tego wzięło, jak przyjechałyśmy nie było tych dwuch pozostałych bagaży i całego kartonu książek, ale nie zaronie Annie czytać więc zostaje tylko przewiezienie tego do akademi.

Wracam do domu, rodzice wraz z Vi siędzą w salonie, a mój brat i Mia ją na jakiś zakupach. Podchodzę do małej i biorę ją na ręce.

- Cześć aniołku, wiesz, że musimy wracać prawda?

- Tak, ale tatuś mówił, że za niedługo znów przyjedziesz.

- Tak, najbliżej napewno na ceremonię Alfy. - Mówię i delikatnie głaszczę dziewczynkę po plecach.

- A kiedy to będzie?

- Już za niedługo aniołku. - Całuję ją w czoło i odstawiam na ziemię. Virginia od razu biegnie za mnie, gdzie w rogu salonu stoi Annie. Gdy dziewczyny się żegnają ja rozmawiam jeszcze chwię z rodzicami.
Ustalamy teoretyczny plan ceremoni, ale szczegóły i tak będziemy usalać telefonicznie. Wychodzimy wszyscy razem przed dom. Annie wsiada do jeepa na miejse pasażera. Szybko zajmuję miejsce kierowcy.

- Zapiełaś pasy? - Pytam zerkając na dziewczynę.

- Tak, mam też książkę na droge, ale nie wiem czy się nie zdrzemnę.

- Zrób jak uwrzasz mała, jeżeli chcesz iść spać to obudzę cię dopiero na miejscu.

- Dziękuje. - Mówi i całuje mnie delikatnie w policzek. Uśmiecham się na to i odpalam samochód.

Jedziemy już jakiś czas Annie lekko przysypia, a ja staram się skupić na drodze. Po pewnym czasie słyszę jak ktoś woła o pomoc.

- Annie, wstawaj. - Szturcham ją lekko.

- Hmmm....? -Mruczy cicho pod nosem zaspana.

- Ktoś potrzebuje pomocy. - Zmniejszam trochę prędkość.

- Ja nic nie słyszcze.

- Musisz użyć wyostrzonych zmysłów. Krzyki dochodzą z tamtej części lasu.

- Może sprawdzmy to na wszelki wypadek, to może być jakiś młody wilkołak.

- Masz rację sprawdzę to, ale ty zostań w samochodzie dla bezpieczeństwa. - Mówię i zatrzymuję samochód na poboczu.

- No dobrze, ale uważaj na siebie.

- Ja zawsze na siebie uważam. - Uśmiecham się delikatnie i wychodzę z auta. - Zaraz wrócę.

Annie kiwa tylko głową na znak, że rozumie. Idę w stronę dzwięku, który staje się coraz głośniejszy.
Gdy wchodzę głebiej w las, rozpoznaję ten odgłos.

- Po...pomocy...

Przyspieszam, prawie rzucając się biegeim. Po chwili zauwarzam jakąś postać skuloną pod jednym z drzew.

- Hej nic ci nie jest? - Pytam powoli podchodząc do postaci. Strama się po zapachu ocenić czy jest ranny, ale nie wyczuwam w ogóle krwi. - Hej, czy coś się stało? Dlaczego krzyczałeś?

Chłopak nic mi nie odpowiada jedynie podnosi się i zaczyna szybko uciekać. Ruszam od razu za nim, ale stwierdzam, że może poprostu nie podrzebuje pomocy, więc przestaje biec. Ruszam spowrotem do samochodu.

Była to bardzo dziwna sytuacja, nic z tego nie rozumiem, moje zmysły się nie mylą i wiem, że ktoś krzyczał o pomoc.

---------------------------------------------------------------------

Wybacznie za tak słabą jakoś rozdziału, ale przerwy mi nie służą, następnym razem postaram się lepiej to ogarnąc, chociaż zastuj czytelniczy też tego nie ułatwia.

Omega w armiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz