55

413 34 0
                                    

Kelly:

Gdy zbliżałam się do samochodu wiedziałam, że jest coś nie tak. Pierwszym znakiem był ten chłopak wołający o pomoc, a potem uciekający. Wychodząc zza krawędzi lasu, zapach Annie był słabo wyczuwalny, jedyne co czułam dość mocno to krew. 

Zaczęłam szybciej podążać w kierunku samochodu, ale to co zobaczyłam wbiło mnie w ziemie. Drzwi po stronie Annie były otwarte, na szybie powoli w dół skapywały resztki krwi dziewczyny. Zaczęłam rozglądać się dookoła, ale nigdzie wzrokiem jej nie widziałam.

- Annie! Annie, gdzie jesteś?! - Krzyczałam, ale było to na nic ponieważ odpowiadała mi głucha cisza. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mojego ojca.

- Alkare słucham. - Mężczyzna przedstawił się, tak jak zawsze to robił, gdy nie patrzył na to kto dzwoni. 

- Tato...

- Kelly dlaczego płaczesz? - Przerwał mi zmartwionym głosem.

- Co? - Zapytałam raczej sama siebie. Przetarłam moje policzki na których rzeczywiście znajdowało się trochę łez. - Nie pora na to. Potrzebuję najlepiej wyszkolonych tropicieli jakich mamy.

- Ale co się stało?

- Annie. Ktoś porwał moją mate. 

- Dobrze już dzwonię do generała Ganta. Powiedz mi jak to się stało, musimy zebrać jak najwięcej poszlak.

- Wracałyśmy na kampus, gdy po drodze usłyszałam czyjeś wołanie o pomoc, powiedziałam Annie, żeby została w samochodzie, a sama wyszłam sprawdzić o co chodzi. Pobiegłam w las, ale chłopak, który prawdopodobnie wołał o pomoc uciekł, gdy tylko się tam pojawiła. Teraz widzę, że robił za zmyłkę. - Warknęłam sama na siebie, za to jaką głupotę zrobiłam zostawiając Annie samą. - Gdy wróciłam jej już nie było, zakładam po śladach z samochodu, że ktoś kto ją porwał, uderzył jej głową o drzwi samochodu. Tato musimy ją znaleźć, błagam.

- Spokojnie Kelly znajdziemy ją, wróci cała i zdrowa. A teraz córeczko skup się, obejmiesz dowodzenie tą akcja, dlatego spróbuj wyczuć kto ją porwał. Jeżeli stało się to nie dawno, to w powietrzu będzie wyczuwalna woń sprawcy.

- Dobrze. - Kiwnęłam głową i odłożyłam telefon włączając głośnomówiący. Zaciągnęłam się powietrzem, starając się omijać woń krwi. - To beta. - Warknęłam i skupiłam się ponownie na zapachu.

- Spróbuj wyczuć czy był tylko jeden.

- Dwóch... nie trzech. Tak to były trzy bety. - Chwyciłam telefon z powrotem.  - Za chwilę będę w domu, auto zostawię tutaj, niech tropiciele mają jakiś punkt zaczepienia. 

- Dobrze, Marissa dzwoniła już do generała, wysłał do nas jeden z oddziałów tropicieli, zaczał też przygotowania oddziałów szturmowych w razie potrzeby ataku na napastników. - Kiwnęłam tylko głową czego i tak nie mógł zobaczyć i ruszyłam biegiem w stronę domu.

Powrót do domu nie zajął mi długo przez działająca w moim organizmie adrenaline. Weszłam głównymi drzwiami trzaskając nimi, przez co w sekundzie moja mama zanalazłą się w zasięgu mojego wzroku,  prawdopodobnie w celu zbesztania mnie. Wyciągnęłam tylko otwartą dłoń i skinełam głową w celu przeprosin. Nie przejmując się matką czy moim ojcem, który  wyłonił się ze swojego gabinetu, zbiegłam na dół do naszej siłowni. Ściągnęłam koszulke i nie przejmując się rękawicami zaczełam wyładowywać się na worku treningowym. 

Po jakimś czasie, do pomieszczenia wszedł jeden z przedstawicieli oddziału tropiącego, spojrzał na mnie miną, której wolałabym nie zobaczyć.

- Alfo? - Bardziej zapytał niż stwierdził, w jego głosie był wyczuwalny strach, ale do tamtego momentu nie wiedziałam jeszcze czym był spowodowany. Obróciłam się do młodego chłopaka i kiwnęłam głową na znak, że może kontynuować. - Byliśmy na miejscu zdarzenie. - Przełknął śline. - Lecz gdy tam dotarliśmy oprócz samochodu nie było, żadnych śladów. Ktoś musił tam przyjść i wszystko posprzątać, ponieważ w samochodzie unosił się zapach alkoholu. Nie udało nam się nic znaleźć.

- Jak to kurwa nic wam się nie udało! Jakim prawem uważacie się za najlepszych, jeżeli nie potraficie nawet dotrzeć na miejsce na czas! Jesteś wydalony, masz zabrać siebie i twój oddział z dala od Willmston! Nie należycie już do naszej watahy! A teraz wynocha!! - Potężny krzyk wydobył się z mojego gardła. Zamachnęłam się uderzając ostatni raz w worek, który pod moim uderzeniem rozpadł się na dwie części, a jego wypełnienie rozwaliło się po całej podłodze.

- Carlos możesz proszę nas zostawić? Poczekaj w moim gabinecie.

- Tak jest Alfo. - Skinął głową i wyszedł z pomieszczenie.

- Kelly nie możesz się wyżywać na innych. To, że porywacze po sobie posprzątali potwierdza tylko, że nie było to przypadkowe porwanie. Carlos wraz z jego zespołem starali się coś znaleźć. Reszta jego ludzi przeszukuje okolice, aby znaleźć jakieś ślady. Inna jednostka przeszukuje już tereny Fortest, jest opcja, że daleko nie uciekli. A teraz musisz się wziąść w garść, Annie cię potrzebuje. Przejmiesz dowodzenie tą akcją tylko w momecie jak zapanujesz nad emocjami, inaczej będę zmuszony całkowicie cię od tego odsunąć dla dobra twojego jak i naszego stada, zanim któremuś becie w przypływie złości rozwalisz głowę. 

- Ughh... - Wzdycham i kiwam głową. - Dobrze, ale musimy ją znaleźć jak najszybciej, nie wiadomo kto ją porwał, po co, ani co jej robią.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dwa dni z rzędu to już prawie jak maraton hahaha

Omega w armiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz