Rozdział 18

3.7K 110 0
                                    

 Czwartek minął w mgnieniu oka, rano kilka spotkań, równie wyczerpujących co wczoraj, w przerwie kawa z prezesem na tarasie i powrót do domu, o ile to miejsce da się nazywać domem.

Sprawdziłam wszystkie pomieszczenia i nie było nawet śladu Danny'ego.

Kolejne danie wylądowało w koszu i zabrałam się za nowe.

O osiemnastej trzydzieści poszłam do Erica, a Elijah z ogromnym uśmiechem przywitał mnie i poczęstował babeczką, którą upiekł z ojcem - była przepyszna czekoladowa z nadzieniem o smaku słonego karmelu.

Maluch zasypiał dziś nieco dłużej, ale napawałam się każdą chwilą, którą mogłam z nim spędzić. Czekoladooki zaprosił mnie jeszcze na obiecaną herbatę imbirową i film.

I tak oto nastał piątek - dzień balu.

Nie mieliśmy na dzisiaj, żadnych spotkań, a jedynie dopracowywaliśmy szczegóły projektu, który w następną środę mieliśmy wysłać od stoczni i zamówić potrzebne wyposażenie, którego nie byli w stanie tam wykonać.

- Mam coś dla ciebie - stwierdził nagle Eric, gdy podziwialiśmy panoramę miasta.

- Nie musisz mi nic dawać - stwierdziłam, opierając się nieco przed przyjęciem zapakowanego prostokątnego pudełka.

- To nic wielkiego, ale chcę byś go przyjęła - stwierdził, niemalże wciskając mi je w dłonie. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.

- Nie trzeba było - powiedziałam raz jeszcze rozrywając papier.

Ulżyło mi od razu, gdy zobaczyłam tył ramki na zdjęcie, jednak to co w niej było, sprawiło, że moje serce przyspieszyło, a w oczach pojawiły mi się łzy.

- I jak? - spytał niepewnie.

- Jest wspaniałe - odparłam wycierając policzki.

Zdjęcie to przedstawiało mnie i Elijahe, dokładnie to, które dwa dni temu zrobił nam Eric w łazience.

- Dziękuję - wyszeptałam.

Zerwałam się z miejsca jak oparzona, weszłam do swojego gabinetu, postawiłam je tuż obok zdjęcia mojego z Tessą i delikatnie opuszkiem dotknęłam policzka małego szkraba, który skradł mi serce.

- Teraz wszystko jest na swoim miejscu? - spytał niski głos tuż za mną.

- Tak - wyznałam dalej się w nie wpatrując. - Boże, jak ja kocham tego malca - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że szef jednak mnie nie usłyszał.

- Wiem - a jednak usłyszał. - A on strasznie kocha ciebie, dlatego doszedłem do wniosku, że powinnaś je mieć - jego dłoń powędrowała na me plecy, powodując niesamowite prądy. - Elijah swoje postawił obok łóżka - wyznał.

- Jemu, też je podarowałeś? - spytałam unosząc wzrok i spoglądając w te cudne oczy w kolorze gorzkiej czekolady, które za każdym razem mnie urzekają.

- Dziś rano, musiałabyś zobaczyć jego minę, cieszył się jak z żadnego innego prezentu.

- Dziękuję z całego serca - powiedziałam raz jeszcze i znalazłam się w jego silnych ramionach.

Delikatnie odwzajemniłam uścisk i poczułam się znów na swoim miejscu.

- To ja dziękuję.

Odsunęliśmy się akurat w momencie, gdy do mojego pokoju ktoś zapukał.

- Proszę - odpowiedzieliśmy równocześnie.

- Faith, nie widziałaś... - zaczął Isak, wpatrując się w ekran tabletu, ale gdy uniósł wzrok, od razu przerwał. - Właśnie szefa szukałem. Miałem zawiadomić kiedy przelew na fundację zostanie zrealizowany i przypomnieć, że o czternastej kończy pan pracę - stwierdził z uśmiechem. - Więc właśnie to robię.

Kim Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz