Czwartek minął w mgnieniu oka, rano kilka spotkań, równie wyczerpujących co wczoraj, w przerwie kawa z prezesem na tarasie i powrót do domu, o ile to miejsce da się nazywać domem.
Sprawdziłam wszystkie pomieszczenia i nie było nawet śladu Danny'ego.
Kolejne danie wylądowało w koszu i zabrałam się za nowe.
O osiemnastej trzydzieści poszłam do Erica, a Elijah z ogromnym uśmiechem przywitał mnie i poczęstował babeczką, którą upiekł z ojcem - była przepyszna czekoladowa z nadzieniem o smaku słonego karmelu.
Maluch zasypiał dziś nieco dłużej, ale napawałam się każdą chwilą, którą mogłam z nim spędzić. Czekoladooki zaprosił mnie jeszcze na obiecaną herbatę imbirową i film.
I tak oto nastał piątek - dzień balu.
Nie mieliśmy na dzisiaj, żadnych spotkań, a jedynie dopracowywaliśmy szczegóły projektu, który w następną środę mieliśmy wysłać od stoczni i zamówić potrzebne wyposażenie, którego nie byli w stanie tam wykonać.
- Mam coś dla ciebie - stwierdził nagle Eric, gdy podziwialiśmy panoramę miasta.
- Nie musisz mi nic dawać - stwierdziłam, opierając się nieco przed przyjęciem zapakowanego prostokątnego pudełka.
- To nic wielkiego, ale chcę byś go przyjęła - stwierdził, niemalże wciskając mi je w dłonie. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Nie trzeba było - powiedziałam raz jeszcze rozrywając papier.
Ulżyło mi od razu, gdy zobaczyłam tył ramki na zdjęcie, jednak to co w niej było, sprawiło, że moje serce przyspieszyło, a w oczach pojawiły mi się łzy.
- I jak? - spytał niepewnie.
- Jest wspaniałe - odparłam wycierając policzki.
Zdjęcie to przedstawiało mnie i Elijahe, dokładnie to, które dwa dni temu zrobił nam Eric w łazience.
- Dziękuję - wyszeptałam.
Zerwałam się z miejsca jak oparzona, weszłam do swojego gabinetu, postawiłam je tuż obok zdjęcia mojego z Tessą i delikatnie opuszkiem dotknęłam policzka małego szkraba, który skradł mi serce.
- Teraz wszystko jest na swoim miejscu? - spytał niski głos tuż za mną.
- Tak - wyznałam dalej się w nie wpatrując. - Boże, jak ja kocham tego malca - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że szef jednak mnie nie usłyszał.
- Wiem - a jednak usłyszał. - A on strasznie kocha ciebie, dlatego doszedłem do wniosku, że powinnaś je mieć - jego dłoń powędrowała na me plecy, powodując niesamowite prądy. - Elijah swoje postawił obok łóżka - wyznał.
- Jemu, też je podarowałeś? - spytałam unosząc wzrok i spoglądając w te cudne oczy w kolorze gorzkiej czekolady, które za każdym razem mnie urzekają.
- Dziś rano, musiałabyś zobaczyć jego minę, cieszył się jak z żadnego innego prezentu.
- Dziękuję z całego serca - powiedziałam raz jeszcze i znalazłam się w jego silnych ramionach.
Delikatnie odwzajemniłam uścisk i poczułam się znów na swoim miejscu.
- To ja dziękuję.
Odsunęliśmy się akurat w momencie, gdy do mojego pokoju ktoś zapukał.
- Proszę - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Faith, nie widziałaś... - zaczął Isak, wpatrując się w ekran tabletu, ale gdy uniósł wzrok, od razu przerwał. - Właśnie szefa szukałem. Miałem zawiadomić kiedy przelew na fundację zostanie zrealizowany i przypomnieć, że o czternastej kończy pan pracę - stwierdził z uśmiechem. - Więc właśnie to robię.
CZYTASZ
Kim Jesteś?
RomanceFaith Darkness właśnie zamknęła pewien rozdział życia, który ciążył jej przez ostatnie siedem lat. Teoretycznie jej życie jest stabilne, praca i to nie jedna, rodzina, narzeczony... Jednak w końcu dostała możliwość zmienienia czegoś. Kto by pomyślał...