Rozdział 20

3.7K 99 4
                                    

 - Dziękuję wszystkim za przybycie i darowizny na rzecz tych niewinnych dzieci - zaczął przemowę Bristol. - Nasz hotel już po raz kolejny ma zaszczyt być gospodarzem corocznej gali i w tym roku jego hasłem są marzenia. Jest ich tak wiele, a większość takich małych, pomóżmy im spełnić choć część - stwierdził, a na sali rozbrzmiały brawa. - Dziś po raz pierwszy jest z nami osoba, która od lat tak niezwykle oddaje klimat imprez jak ta i choć jej pomysł dokończyła Emma Ward, brawa dla niej proszę...

Emma siedząca kilka stolików dalej wstała z krzesła, by pokazać się gościom i lekko skłoniła.

- ...to powinniście poznać skarb, który niedawno został mi skradziony. Faith Darkness. Zapraszam.

Brawa znów zawładnęły całą salę, posłałam brunetowi przepraszające spojrzenie i dołączyłam do Ricka, na scenie.

- Chcesz coś powiedzieć? - zapytał cicho Bristol, gdy mnie przytulił.

- Chętnie.

Podeszłam do mikrofonu i rozejrzałam się. Reflektor nie był na tyle mocny, by mnie zupełnie oślepić, więc mogłam dostrzec twarze niemal wszystkich gości. Każdy stolik był dwuosobowy i jako pierwszych dostrzegłam rodziców Daniela, mieli na twarzy ogromne uśmiechy i wyglądali na naprawdę dumnych.

Kolejną osobą którą znalazłam był sam Daniel, wściekłość aż od niego kipiała i mocno zaciskał dłoń na nagim udzie swojej plastikowej sekretarki, ubranej w cekinową, czerwoną sukienkę, która nieco skrzywiła się na ruch blondyna.

Nawet nie zabolało mnie, że ją dotykał.

Na sam koniec odnalazłam wzrok osoby, na której mi zależało, może i siedział daleko, lecz czułam, że w tej chwili wspiera mnie całym sobą.

- Dziękuję - zaczęłam gdy oklaski zaczęły cichnąć. - To już trzeci raz w mojej karierze, gdy mogłam zorganizować coś takiego i za każdym razem kosztuje mnie to tyle samo łez - wyznałam. - "Tak wiele marzeń." Dokładnie takie słowa wiszą nad moją głową i to prawda jest ich wiele. I tak jak wspomniał Rick, dzisiejsza gala i wasza pomoc pozwolą na spełnienie niewielkiej części z nich. Choć podarujemy tym dzieciom rower, lalkę czy pluszaka - pokazywałam kolejno na obrazy - i na ich buziach zagości uśmiech, to nie będziemy w stanie spełnić ich największego marzenia, do którego niewielu ma odwagę się przyznać - teraz wskazałam ten, który zawsze mnie zasmuca. - Marzenie o rodzinie, o odrobinie miłości.

Odsunęłam się od mikrofonu, a na sali panowała cisza, większość gości tonęła właśnie we własnych myślach.

- Dziękuję - wyszeptał zachrypniętym głosem Rick. - Nie oddałbyś mi jej z powrotem Silver? - spytał, tuż po odchrząknięciu.

- To teraz mój skarb - odparł na tyle głośno, że cała sala go usłyszała i zaśmiała się.

- Proszę państwa, najlepszy łowca talentów w tym mieście, Eric Silver właśnie zdobył największy talent - odpowiedział smutno, na co wszyscy znów się zaśmiali.

Zeszłam ze sceny i dołączyłam do bruneta.

- Dałaś nam do myślenia - wyznał równie zachrypniętym głosem, co mój były szef. - Stworzyłaś coś naprawdę wzruszającego.

- Te dzieci dopiero wzruszają - odparłam. - Każdą ostatnią niedzielę miesiąca spędzamy z Tess w sierocińcu, w którym dzieci wykonały właśnie te prace. Im naprawdę niewiele trzeba, jedynie miłości, choć chciałabym by każde z nich znalazło dom i miało ją na co dzień, staram się jak mogę.

- Miałaś na to czas?

- W tę jedną niedzielę nie pracowałam.

- Jak ty to robisz? - zapytał delikatnie ujmując moją dłoń.

Kim Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz