Rozdział 43

3.2K 101 1
                                    

 Kładłyśmy z Tess właśnie ostatnie talerzyki na stole na tarasie, gdy dobiegł nas dzwonek, Elijah w jednej chwili znalazł się obok i prosił o wzięcie na ręce. Jak to miał w zwyczaju schował twarz w moich włosach i oplótł się wokół mnie jak małpka.

- Dawno cię nie widziałem - wyznał brunet przytulając kobietę. - I gratuluję, Thom już się pochwalił.

- Dziękuję.

- Dzień dobry raz jeszcze - przywitałam się z parą.

- Nie stójmy w korytarzu, zapraszamy na taras - zaproponował czekoladooki.

- Widzę, że mały wciąż nieśmiały - stwierdziła Caroline idąc obok mnie z córką posadzoną na biodrze.

- Owszem.

- Dzień dobry - przywitała się dziewczyna, gdy tylko się pojawiliśmy.

- To jest właśnie moja siostra, Tessa.

- Trzecia do kompletu - stwierdził nagle Thom spoglądając na nią.

- O co chodzi? - zdziwił się mężczyzna.

- Spójrz na nie i sam odpowiedz sobie na pytanie.

Eric błądził wzrokiem od jednej do drugiej i tak w kółko.

- Nie powiesz mi, że nie są podobne, a jak połączysz Tess i Faith, to będziesz miał niemalże kopię mojej żony.

- To o to ci chodzi - parsknął śmiechem.

- Miałem prawo być zaskoczony, gdy odkryłem, że twoja przyjaciółka - zrobił wymowny cudzysłów w powietrzu przy ostatnim wyrazie - jest niemalże klonem mojej ukochanej.

- Nie są aż tak podobne.

- Halo my tu jesteśmy! - oburzyła się Caroline.

- Jesteście pewne, że nie macie polskich korzeni? - spytał mężczyzna.

- Nie.

- A może włoskich?

- Nie. Skąd te pytania?

- Moja mama była Polką, a ojciec Włochem - odparła brunetka.

Zasiedliśmy do stołu, a Elijah zaczął się powoli ode mnie odrywać, coraz bardziej zainteresowany dziewczynką siedzącą tuż obok.

- Ja się będę zbierać - stwierdziła Tss.

- Pamiętaj równo o dwudziestej drugiej masz być w domu, inaczej uduszę Bena.

- Tak, tak. Na pewno to zrobisz siostro-mamo - dziewczyna nachyliła się i pocałowała moje czoło.

- Chyba nie bardzo przejęła się twoimi słowami - stwierdził mężczyzna.

- Ale i tak zawsze wracają o czasie - stwierdził Eric. - Benjamin, to bardzo fajny chłopak.

- To prawda.

Rozmawialiśmy tak, przez dłuższy czas, gdy nagle odezwał się Elijah.

- Mamusiu, pić.

- Chcesz soczku marchwiowego? - spytałam, a on pokiwał główką. - A Wren? - spojrzałam na małą i na jej mamę, obie pokiwały głowami, przy czym mała od razu wyciągnęła do mnie rączki.

Wstałam, przełożyłam synka na drugie biodro i wzięłam małą.

- Pomóc ci? - spytała Caroline, podając mi jeszcze kubeczek dziewczynki.

- Poradzę sobie.

- Wren nie może truskawek, jest uczulona - przypomniało się kobiecie.

- Spokojnie sami dzisiaj robiliśmy sok, nie ma w nim nic prócz marchewek i bananów - posłałam jej szeroki uśmiech i ruszyłam z dziećmi w stronę kuchni.

Kim Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz