- Wyglądasz jak debil. - Powiedział Pedro.
- Dzięki. - Gavi uśmiechnął się smutno.
- Pedro.. - Westchnęłam.
- No co no? Nie będę go okłamywać, jest źle.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Pasuje jechać gdzieś do szpitala zobaczyć czy nie jest gorzej niż wygląda.
- A kiedy my wracamy stąd?
- Pewnie kilka dni jeszcze.
- 4 wracamy.
- A który dziś?
- 3.
- Co!? - Krzyknęliśmy wszyscy naraz.
- Japierdole!
- Zapiedalamy się pakować!
I faktycznie, wybiegłam z domu nie patrząc na nic i w pośpiechu zaczęłam się pakować.
- Że też kurwa musimy wyjechać z samego rana!
- Uspokój się, damy radę.
- Jak!? Nawet się nie wyśpimy. Całą noc będziemy się pakować! A ty masz kierować jeszcze!
- Ty się wyśpisz w aucie a ja dam radę, luźno młoda.
- Ja nas spakuje a ty idź spać! Już!
- Dobra ale mogę się wyszczać chociaż?
- Tak. A! I idź do chłopaków im powiedzieć bo chuj mnie strzeli jak się spóźnią.
- Już, już!
I poszedł a ja w totalnym harmidrze pakowałam nas obu.
- Ej.
- Co? Pada? Cały mokry jesteś.
- Leje, ale mam pytanie.
- Jakie?
- Tylko nie bądź zła dobrze?
- No dobra.
- Zostawiłem telefon gdzieś..
- No to idź po niego?
- Ale właśnie nie wiem gdzie..
- Japierdole! Pedro no!
- A wiesz co jest najgorsze?
- Co?..
- On jest chyba gdzieś na dworze..
- To go teraz szukaj jak leje tak! Nie wiem jak ale go znajdź!
- Dobra! - Krzyknął i wybiegł z domu.
Minęło jakieś pół godziny, wygrzebywałam razem z kotem resztki moich ubrań i wrzucałam je do walizki kiedy nagle otworzyły się drzwi.
- Masz?
- Mam.
- To do spania, bierz kota i wypad!
I cóż tu dużo mówić, Gonzalez spał w najlepsze na kanapie a ja zapierdalałam od pokoju do pokoju pakując nasze rzeczy.
Skończyłam dopiero nad ranem i od razu wyniosłam walizki do samochodu.
Obudziłam też bruneta, razem się ogarneliśmy, zanieśliśmy kota, który oficjalnie nosił imię "bimber" a jego pomysłodawcą był Robert który wytłumaczył że to polskie słowo i przy okazji takie które on bardzo lubi, nie zdążyłam jeszcze zobaczyć co to znaczy ale wiem że pewnie coś głupiego.
Wspólnie całą grupą oddaliśmy klucze do drzwi i wsiedliśmy do aut.
Ja leżałam z tyłu, na fotelu pasażera spał bimber a za kierowcę robił nie kto inny jak Pedro.
I wszystko było by super, ja odespałam, bimber przesiadł się do mnie do tyłu i spał ze mną a Pedro spokojnie kierował.
Niby wszystko git, ale nie, u nas nie może być normalnie i pod sam koniec drogi bimber zrzygał się mojemu chłopakowi na kolana.
Zajebiście..
****
Minęło już kilka dni, a u nas dzieje się więcej niż wam się wydaje.
Od kilku dniu rzygam dalej niż widzę, okresu to ja nie widziałam dłużej niż rodziców, a jem jak świnia wszystko co wlezie.
Valeria wmawia mi że jestem w ciąży ale ja jakoś nie chce w to wierzyć.
No okej, nie pamiętam czy się zabezpieczyliśmy ale bez przesady.
- Mam!
- Co masz? - Wysapałam zmęczona do uradowanej przyjaciółki.
- Test ciążowy.
- Val, mówię ci że nie jestem w żadnej ciąży.
- Skoro nie jesteś to zrób je, co ci szkodzi.
- Odpuścisz mi wtedy?
- Tak.
- W porządku, zrobię.
Faktycznie zrobiłam, i modliłam się żeby wynik wyszedł negatywny.
- I co? - Odezwała się kiedy wyszłam z toalety.
- Trzeba czekać pięć minut.
I kurwa minęło, minęło to cholerne pięć minut..
- Na trzy?
- Na trzy.
- Raz.. - Zaczęłyśmy odliczać.
- Dwa..
- Trzy!
CZYTASZ
Mi Estrella • Pedro "Pedri" González
Fanfic"- Po co mi gwiazdka z nieba skoro moja gwiazdka siedzi właśnie obok mnie?"