22 ~ "Nie krzycz na mnie!"

361 25 48
                                    

POV: MARTINA

Obudziła mnie charakterystyczna muzyczka z telefonu mojego chłopaka.

Podniosłam się żeby zobaczyć kto dzwoni ale zamiast naszego pokoju dookoła ujrzałam piasek.

Zasnęliśmy na plaży..

- Halo? - Odezwałam się zaspana.

- Martina? Gdzie wy jesteście? Wiecie jak my się martwimy!?

- Wytłumaczę wam w domu, zaraz będziemy. - Powiedziałam i się rozłączyłam.

- Pepii..

- Mhm.. - Wymruczał zaspany.

- Wstawaj, musimy wracać.

- Gdzie wracać?

- Zasnęliśmy na plaży..

- Ooo rzeczywiście..

- Wstawaj.

- No już.. - Powiedział i rzeczywiście wstał, przeciągnął się i ruszył przed siebie.

- Ej! - Pisnęłam i pobiegłam do niego.

- Chodź głupku. - Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.

- Będziemy mieć opierdol, Gavi dzwonił z pretensjami.

- Upss..

Po chwili byliśmy już w naszym domku w którym było dosłownie zbiorowisko, był każdy oprócz Julesa.

- No czy wy jesteście poważni!? - Wydarł się Gavi.

- Uspokój się, zasnęliśmy na plaży i tyle, nic nam nie jest.

- Nigdy więcej tak nie róbcie, myślałem że was wilk zeżarł.

- Tu nawet wilków nie ma..

- A cicho bądź.

- Gdzie macie Julesa?

- Hmmm.. co może robić Jules?

- Spać?

- Tak.

- Dobra wypad do siebie, dajcie żyć.

I rzeczywiście po chwili marudzenia każdy wrócił do siebie a my zaczęliśmy się ogarniać.

Kiedy Pedro był w toalecie, ja robiłam śniadanie, a kiedy wyszedł, on skończył je robić a ja byłam w łazience.

Zjedliśmy i wyszliśmy z domku kierując się do Valerii i Pabla.

Kiedy tak siedzieliśmy i gadaliśmy odezwał się Pablo ze swoim genialnym pomysłem.

- Zróbmy wieczorem grilla.

- Jestem za. - Odezwał się Pedro.

- Spoko, można zrobić, ale jest tu w ogóle jakiś grill?

Szkoda że nie przewidzieliśmy tego jak nieodpowiednie osoby do tego mamy..

- Jest. Trzeba tylko na zakupy jechać.

Spojrzałam na godzinę w telefonie.

- Można nawet już jechać.

- Proponuje żebyśmy my pojechały. - Oznajmiła moja przyjaciółka.

- Też jadę! - Krzyknął nagle Balde który wszedł właśnie do domku razem z Koundé. - Nie wiem gdzie, ale jadę.

- Jedziemy na zakupy bo wieczorem robimy grilla.

- To ja zostaję. - Odparł Jules.

- Wow papużki nierozłączki wreszcie się rozłączą?

- Tak. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

- To dawajcie jedziemy już.

- Stop. Nie macie samochodu. - Przypominał Gavi.

- Pabluś ja cię tak kocham.. - Zaczęła Valeria.

- Nie ma opcji! - Pisnął przerażony.

- A będziesz coś chciał! - Krzyknęła.

- Pedrooo.. - Przeciągnęłam.

- No nie wiem..

- Jules..

- Wypierdalaj kurwiklezczu.

- Nie masz wyboru kochanie. - Uśmiechnęłam się zwycięsko.

- Tylko uważaj.. - Powiedział przerażony.

Uważałam, dzięki czemu bezpiecznie dotarliśmy do sklepu.

Oczywiście Blade od razu wyciągnął nas na dział ze słodyczami gdzie przez piętnaście minut wybierał pianki, mówiłyśmy że pianki lepiej robić na ognisku ale on był nieugięty.

- Blade do chuja! Wybierzesz to dziś czy będziemy czekać do jutra?

- Nie krzycz na mnie! Wybieram przecież.

Finalnie spędziliśmy tam jeszcze dziesięć minut i kiedy myślałam że to już koniec męczarni okazało się że to dopiero początek.

- Ejejeje, a alkohol!?

- Boże no, wybierzemy na końcu.

- Nie! Bo mi wykupią najlepszy.

- Trzymajcie mnie.. - Westchnęłam głośno.

Po tych 3 godzinach męczenia się z Balde, niestety wróciliśmy do  domków.

Niestety, bo okazało się że jest gorzej niż myślałam..

Mi Estrella • Pedro "Pedri" González Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz