Rozdział 70 'Dość'

504 26 0
                                    

Damien

Cholera! Musiałem wypalić, przecież ona teraz nie da mi żyć. Trzymałem ją za jej ramiona, widziałem w jej oczach strach, którym sama byłam przesiąknięta.

- Powiedz mi, Damien. - Prosiła.

Słowa stanęły mi w gardle, gdy uświadomiłem sobie, że każdy wyraz, który wypowiem teraz, może mieć konsekwencje niemożliwe do przewidzenia. - Wypaliłem, głupio. - Puściłem kobietę i starając się od niej uciec wyszedłem z domku przez taras.

Hailey nie dawała za wygraną, ruszyła za mną. - Powiedz mi. - Popchnęła mnie znowu.

- Cholera! Hailey! - Rzuciłem w frustracji. Kobieta na mój wybuch zatrzymała się, a nawet drgnęła, jakby obawiając się, że ją uderzę? Ostatnie co bym zrobił to ją skrzywdził. - Twój ojciec nie żyje. To tyle. - Cofnąłem się o krok i czekałem na jej reakcję.

- Jesteś największym skurwielem jaki stąpa po ziemi. Nie zasługujesz na mnie, moje współczucie, czy innych ludzi. Chowasz się za bronią, bo obawiasz się, że bez niej jesteś nikim. Mordujesz niewinnych, szukając usprawiedliwienia na swoje czyny. Twierdzisz, że miałeś kiepskie dzieciństwo, usprawiedliwiając tym zabójstwa. Tak, twoi rodzice są zerem, ale ty jesteś dokładnie taki sam. - Wypowiedziała te słowa z determinacją, ale w jej głosie dało się wyczuć także smutek i rozczarowanie. Nie mogłem jej powiedzieć, że miała rację, bo to oznaczałoby ugięcie się pod jej oskarżeniami, ale także uznania samemu siebie za tego, za kogo mnie uważała. Zamiast tego tylko milczałem, patrząc na nią z bezradnością, która przeszywała mnie do głębi.- Masz kamień zamiast serca.

- Dość! - Wykrzyczałem, czując wściekłość wzbierającą we mnie. Spojrzałem na nią surowo, pragnąc tylko jednego - Zniknij mi z oczu, Hailey.

Kobieta zrobiła krok w moją stronę, stanęła zaledwie kilka centymetrów ode mnie, emanowała pewnością siebie, a jej spojrzenie przenikało przez moją zewnętrzną twardość. - Prawda zabolała? - Wypowiedziała.

W jej słowach tkwiła siła, która drążyła przez moją zewnętrzną twardość, uderzając prosto w moje ego. Czułem, jak gniew pulsuje w moich żyłach, gotowy eksplodować w fali wściekłości. Ale wewnętrzny głos przypomniał mi o konsekwencjach.

Po kilku chwilach ciszy, w której unosiły się napięcia, wypowiedziała swoje słowa bez wahania. - Chce wrócić do Nowego Jorku. - odezwała się zdecydowanie, jej głos brzmiał jak ostateczna decyzja. - Wyślij kogoś po mnie. - Żądała. 

Zaśmiałem się - Myślisz, że twoje słowa coś znaczą? - W jej oczach dostrzegałem bezsilność, próbę znalezienia w sobie siły, którą mogłaby przeciwstawić mojej determinacji. - Wiesz, co zaraz może się stać jak nie zamkniesz w końcu swojej buzi? - dodałem spokojnie, chociaż wewnętrznie czułem napięcie.

- Co, zabijesz mnie? - Prychnęła mi w twarz śmiechem. W jej tonie było coś zuchwałego, a zarazem desperackiego. Nie odpowiadałem, tylko utrzymywałem wzrok na niej, nie dając po sobie poznać, co dzieje się w mojej głowie. Wkrótce miała się przekonać, że czas na gry się skończył.

Chwyciłem ją mocno za szyję i przyciągnąłem do siebie. Lekko schyliłem głowę i zbliżyłem do jej ucha, żeby mnie dobrze słyszała. - Nie prowokuj mnie, Hailey. Prosiłem cię. - Mimo że kobieta usiłowała się ode mnie uwolnić, każda jej próba spotykała się z moją silniejszą blokadą, uniemożliwiając jej swobodne oddychanie. - Idź do pokoju, nie chce zrobić ci krzywdy. - Rozkazałem i puściłem uścisk.

Podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie wzrokiem... Cholera! To było jak odbicie w lodowatej tafli. W tych oczach nie było już ciepła, które znałem. Zobaczyłem tylko obojętność i chłód, których nie potrafiłem zrozumieć. To był sygnał, że coś się zmieniło, że utraciłem to, co kiedyś było miękkie.

Przypadek [Wersja robocza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz