Wiktoria

14 1 2
                                    

Melina. Okropna śmierdząca melina, na takie miejsce John zamienił nasze może i małe, ale całkiem nieźle umeblowane mieszkanie. Jednak nie to jest najgorsze, najgorsze jest to, że zastajemy mojego narzeczonego w objęciach innej. Ona nie ma na sobie nic, a John nie posiada koszulki, a jego spodnie spuszczone są w dół. Wmawiam sobie, że jest po wpływem narkotyków, że gdyby nie one to by mnie nie zdradził, ale mimo wszystko boli. Josh widzi ból w moich oczach, chwyta mnie za rękę jakby chciał dodać otuchy, ale po chwili ją puszcza. Bez zbędnego patyczkowania zrzuca kobietę z kanapy. Ta budzi się i widząc dwoje obcych ludzi próbuje uciekać. Jej stan jej to uniemożliwia i robi to trochę pokracznie. Nie przejmuje się ubraniami. Gdy zostajemy sami z Johnem, Josh oznajmia mi, że musimy poczekać, aż się obudzi, bo teraz i tak nic nie zdziałamy. Chce mi się płakać, rozglądam się po mieszkaniu. Meble są zniszczone, wszystko wokół jest brudne. Wszędzie leżą igły. Jak John może żyć w takich warunkach?

– Josh, wyciągniemy go z tego? – pytam ponownie

– Zrobię wszystko mała, żeby tak się stało. – odpowiada mi – A jeśli nie, zatroszczę się o ciebie.  – gdy wypowiada te słowa John otwiera oczy, musiał słyszeć odpowiedź swojego przyjaciela, bo odzywa się słabym, ale zdecydowanym głosem

– Po moim trupie! – rozgląda się po pokoju, a mnie przychodzi po głowie myśl, że jak dalej będzie takie życie prowadził bardzo szybko znajdzie się w grobie – Gdzie moja towarzyszka? Już sobie poszła?

– Tak. – odpowiada Josh, ja nie potrafię wydobyć z siebie słowa.

– Chciała zapłacić mi swój ciałem za kolejną działkę. – wyznaje – Nie pamiętam jednak, czy do czegoś między nami doszło.

– Johnny... – odzywam się w końcu, on na mnie spogląda, patrzy na mnie swoimi ciemnymi oczami, które wyrażają wiele, samo to spojrzenie mówi: „Przepraszam", ale on jeszcze mimo to dodaje

– Wiki kochanie przepraszam. Nie chciałem byś to oglądała.

– Johnny, proszę wróć do mnie. Kocham cię, wiem, że nie jesteś teraz sobą. – zaczynam mówić – Każdego dnia modliłam się, byś wrócił do zdrowia. Kochanie to nie twoja wina, że poroniłam. Choć daję sobie radę bez Ciebie moje życie nie ma sensu. Kocham cię, wiem, że minie czas zanim zaczniemy prowadzić dawne życie, ale cię kocham i nie pozwolę ci mnie opuścić.

– Kochasz mnie po tym co zobaczyłaś? – pyta – Nie brzydzisz się mnie widząc mnie w takim stanie.

– Kocham cię. – powtarzam, a jakby na potwierdzenie swoich słów nachylam się nad nim i całuję w ustach. Jego usta są suche, bije od niego odór niemytego ciała, ale to mój John. Mój ukochany.

– Wiki.... –  szepta do mojego ucha – Moja ukochana Wiki. Josh miał rację.

– Wrócisz ze mną, pójdziesz na leczenie?  – pytam na gorąco, bo wiem, że tylko tak mogę osiągnąć sukces.

– Jesteś tego pewna, osiągnąłem dno? Nie chcę ciebie na niego pociągnąć.

– Niczego nie byłam bardziej pewna. Bez ciebie się stąd nie ruszę.  – mówię zdecydowanie

– Wiki... och Wiki. – wstaje, zapina spodnie – Nie zasługuje na ciebie. – dodaje, widzę jak bardzo jest słaby. Jak bardzo schudł przez te kilkanaście tygodni.

– Zasługujesz, jestem twoim aniołem. Ja nie pozwolę Ci niżej upaść, będę o ciebie walczyć.

– Nawet po tym co zobaczyłaś? – widzę po nim, że jest mu naprawdę przykro z powodu tego co zastałam, gdy tutaj przyszłam. Josh przysłuchuje się naszej rozmowie. Nic nie mówi, wie, że tylko ja mogę przekonać Johna do tego, aby z nami pojechał.

– Nawet po tym Johnny. – odpowiadam – Powtórzę się, ale cię kocham. Najmocniej na świecie. – przytula mnie po tych słowach

– Wrócę z tobą do domu. Uratuj mnie, proszę. – mówi

Zabraliśmy Johna do naszego mieszkania. Umyłam go, odkaziłam ślady po igłach. Położyłam go spać, a sama uczyłam się do kolokwium leżąc obok niego. Wiedziałam, że fakt, iż wrócił ze mną do domu to dopiero początek drogi ku normalności. Miejsce w ośrodku leczenia uzależnień już na niego czekało. W poniedziałek mieliśmy go tam zawieźć,  Josh zobowiązał się to zrobić. Około pierwszej w nocy budzi mnie potrząsanie, przerażające.

– Potrzebuje więcej. – mówi – Nie dam rady, rozpadam się.

– Dasz radę kochany, dasz radę. – próbuje dodać mu otuchy – Wyjdziesz z tego, obiecuję ci to. Rozmawiaj ze mną.

Następnego dnia punktualnie o ósmej zjawia się Josh wraz z Camille, która koniecznie chciała zobaczyć się z ojcem, na jej widok mój ukochany się rozpromienia, przytula ją, choć widzę jak mocno dręczy go głód narkotykowy. Pije tylko wodę, praktycznie nic nie je. Cami ma łzy w oczach, zabieram ją na spacer, aby z nią pogadać. Josh zostaje z Johnem.

– Dlaczego wrócił do tego gówna? – zapytała

– Morfina w szpitalu, moja strata ciąży... wiele czynników się do tego przyczyniło. – odpowiadam – Obiecuję ci jednak, że go z tego wyciągnę. Nie chciałam byś oglądała go w takim stanie, na głodzie.

– Da radę przetrzymać do poniedziałku? Wygląda fatalnie.

– Mam nadzieję, że tak.

Ten ukochany (kontynuacja Ten nieznajomy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz