Josh

6 0 0
                                    

Wiadomość, że Camille jest w ciąży mnie spiorunowała. Nie mogłem w to uwierzyć, miałem potworne wyrzuty sumienia, że nie dopilnowałem córki mojej siostry i najlepszego przyjaciela. Niepotrzebnie zaufałem Antkowi. Teraz już nic nie mogłem zrobić. Musiałem tylko wierzyć, że Cami poradzi sobie z tą sytuacją. Kilka dni po tym leciałem z Johnem do Stanów. Gdy udało nam się załatwić cel naszej podróży, czyli odpis aktu urodzenia mojego przyjaciela, zaproponowałem mu coś absurdalnie szalonego.

− John, pewnie już nie będziemy mieć takiej okazji, polećmy do Las Vegas, zabawmy się ten ostatni raz. – John patrzy na mnie zdumiony i widzę, że analizuje to co powiedziałem, po chwili odpowiada, a jego odpowiedź mnie zaskakuje i cieszy równocześnie.

− To nie jest taki zły pomysł, ale jedziemy z zasadą co wydarzyło się w Vegas, zostaje w Vegas? – uśmiecham się pod nosem

− Tak!

− Informujemy o tym dziewczyny? – to pytanie Johna sprawia, że opadam z sił. Dlaczego on zawsze myśli w takich sytuacjach o Wiki.

− John! Błagam. Powiemy im po fakcie. – odpowiadam mu – Jak im zadzwonimy, to nam zabronią pojechać.

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Pojechaliśmy do Las Vegas. Zabawiliśmy się jakby jutra miało nie być, ale jednak oprócz zasady: „, że to wydarzyło się w Vegas, zostaje Vegas", zastosowaliśmy jeszcze dwie: „Żadnych kobiet" i „Żadnych narkotyków". Wypiliśmy dużo whisky, zagraliśmy w kasynie. Obudziliśmy się z potwornym kacem i ubożsi o kilkadziesiąt dolarów. Udało nam się zachować nasze dwie zasady. Gdy wracaliśmy do Nowego Jorku, skąd mieliśmy samolot do Warszawy, John mi powiedział coś, co mnie bardzo zaskoczyło

− Wiesz bałem się, że tam w Vegas pęknę. Gdy widziałem tych ludzi wciągających kreski, chciałem do nich dołączyć. Czułem do tego pociąg, ale potem pomyślałem o Wiki, o jej uśmiechu i dotyku i uświadomiłem sobie, że nie mogę jej tego zrobić, nie mogę tego zrobić nam. Nie wybaczyłaby mi. – daje mu rękę na ramię i odpowiadam

− To prawda. Muszę ci się do czegoś przyznać, celowo zabrałem cię do tego miasta rozpusty. Chciałem zobaczyć na ile silny jesteś i czy jest warty Wiki. – John wytrzeszcza na mnie oczy.

− Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wciąż coś do niej czujesz. Przecież jesteś z Kingą. Wiki ci nie wybaczy jak jej złamiesz serce. – ma rację, ale ja do Wiktorii żywię już tylko typowo przyjacielskie uczucia. Miłość gdzieś wyparowała, a może nigdy jej nie było.

− Nie. Wiki jest twoja, tylko twoja stary i niech tak pozostanie. – odpowiadam mu.

Przylatujemy do Warszawy nad ranem. Ja chciałem jechać od razu, ale John kategorycznie odmówił jazdy bezpośrednio po locie. Wynajęliśmy pokój w jednym z hoteli przy lotnisku, gdzie odespaliśmy trochę jet lag. Po kilku godzinach snu ruszyliśmy w drogę do Krakowa. Zmieniliśmy się w połowie, aby każdy mimo wszystko mógł jeszcze odpocząć. Gdy żegnaliśmy się pod moim mieszkaniem John powiedział – Dziękuję, za ten wyjazd. Następny męski będzie na mój kawalerski wieczór.

Kinia rzuciła mi się na szyję, gdy wróciłem. Zauważyłem, że Antek prawie się do nas wprowadził. Moja dziewczyna oznajmiła mi, że nocował tu niemal codziennie, ale faktycznie mocno dba o Cami. Cieszyło mnie, że tak odpowiedzialnie podszedł do tematu bycia ojcem. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, niespodziewanie dołączyli do nas Camille i Antek. To był wyjątkowy czas w czwórkę, gdy wybrany przez nas tytuł się skończył i moja siostrzenica i jej chłopak zniknęli za drzwiami swojego pokoju, Kinga mnie zapytała

− Josh, co robiliście w Stanach? Przez jedną dobę nie było z wami kontaktu i zastanawiałyśmy się z Wiki co się z wami dzieje. – przełykam głośno ślinę. Nie spodziewałem się tego pytania. Zastanawiałem się, czy powiedzieć prawdę czy skłamać. Nie wiedziałem, co John odpowie Wiktorii, bo ona też na pewno musiała zadać mu podobne pytanie.

− Byliśmy w Las Vegas, ale nie zrobiliśmy niczego głupiego. Nikt nikogo nie zdradził, John nie dotknął narkotyków, nie wydaliśmy wszystkich pieniędzy. Ot męski wyjazd. – nie mogę okłamywać Kingi, chce być z nią szczery.

− John nie tknął narkotyków, a Ty? – zawisło pomiędzy nami to pytanie, cisza trwała dłuższą chwilę, dlatego Kinga powtórzyła pytanie – A Ty? Ty brałeś?

− Zapaliłem jointa. Jednego. Przysięgam nic więcej. – nie rozumiałem dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działała, że nie potrafiłem jej okłamać.

− Okej, myślałam, że wziąłeś coś gorszego, bo nie brałeś, prawda? – patrzę w jej oczy, jej cudowne zielone oczy i odpowiadam

− Nie kochanie. Przysięgam. – po czym składam na jej ustach czuły i namiętny pocałunek. A później zanoszę ją do łóżka i kocham się z nią tak, że zasypiamy ze zmęczenia.

Kilka miesięcy później.

Wielkimi krokami zbliżało się wielkie wydarzenie, ślub Wiki i Johna. Kinga była okropnie zabiegana, bo oczywiście Wiktoria poprosiła ją o bycie jej świadkową. Męski zaszczyt przypadł mnie, choć na początku John i Wiki myśleli, że świadkiem może być tylko obywatel Polski. Ślub i wesele odbywało się w Pszczynie, choć oboje długo zastanawiali się gdzie powinni powiedzieć sobie „Tak" na całe życie. Wszyscy mamy nadzieję, że nic zakłóci tego wspaniałego dnia.

Ten ukochany (kontynuacja Ten nieznajomy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz