John

8 1 0
                                    

Od miesiąca moje życie wyglądało inaczej. Wyprowadziłem się ze swojego mieszkania. Od Wiktorii. Zerwałem z poukładanym życiem. Mieszkam w jakieś melinie, z kilkoma innymi osobami. W około panuje brud i bałagan, jednak w tym przypadku nie ma to znaczenia, ważne, że jest dach nad głową, szczególnie w takie zimne dni. Kończy mi się gotówka, którą wyciągnąłem sobie z konta na dragi. Nie powiedziałem o tym Joshowi, bo dobrze mi tutaj. Zero obowiązków. Tylko czysty odlot. Trochę jednak tęsknię za Wiktorią, jej uśmiechem. Pamiętam moment, gdy weszła do sali po moim przebudzeniu...

– Wiki... – powiedziałem słabym głosem – Jesteś.

– Jestem – odpowiedziała – I zawsze będę. Kocham cię, tak bardzo się o Ciebie boję. – podchodzi do mnie i chwyta za dłoń. Widzę strach w jej oczach, ale i wielką miłość, troskę. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny, wiem jednak, że ta dziewczyna musiała tutaj być cały czas.

Ja jednak tak bardzo ją zawiodłem. Zabrnąłem za daleko w swoim uzależnieniu. Wiele osób z tego otoczenia wiedziało, że mam pieniądze i sporo towaru. Wielu zaczęło to wykorzystywać. Szczególnie jedna kobieta mocno się mnie trzymała, zniszczona, upokorzona przez świat. Sprzedawała swoje ciało, aby mieć na działkę. Przespałem się z nią parę razy, za seks dawałem jej narkotyki. Zdradzałem swojego anioła, ale czy ona mogła mnie jeszcze chcieć. Tutaj znalazł mnie Josh, powiedział, że Wiki za mną tęskni i zrobi wszystko bym wrócił, nie wierzę mu. Chcę by ona sama tutaj przyjechała, zobaczyła jak nisko upadłem i zdecydowała. Nie sądziłem, że ona tutaj zawita.

Kilka dni od wizyty mojego przyjaciela znów przyszła do mnie moja przyjaciółka. Była w gorszym stanie niż ostatnim razem, gdy się widzieliśmy. Najpierw dałem jej działkę, a potem mieliśmy cokolwiek zrobić, bo ja tak naprawdę wcale nie chciałem. Jednak tym razem ja odpływam po zażyciu narkotyku. Budzi mnie jakiś huk, ale nie mam ochoty otwierać oczu. Rozpoznaje głos Wiki i Josha, przywiózł ją. Co mogła sobie o mnie pomyśleć widząc mnie na jakieś śmierdzącej kanapie z inną kobietą w dodatku nagą. Ona mimo to mówi, że mnie kocha, jakby to co zobaczyła nie miało dla niej znaczenie. Pomimo wszystko składa na moich ustach pocałunek. Nie mogę oprzeć się tej dziewczynie, skoro tutaj przyjechała, skoro mnie pocałowała. Nie mogę nie wrócić z nią do domu. Gdy ją widzę to jak pomimo odrazy do miejsca nie czuje odrazy do mnie, czuję, że mam szansę pokonać to straszne uzależnienie.

Zabierają mnie do mojego  mieszkania w Krakowie. Mówią, że znaleźli dla mnie miejsce w ośrodku odwykowym. Wiki odkaża moje rany, myje. Jest czuła, troskliwa, kochana. Gdy z tego wyjdę, muszę z nią o tym wszystkim porozmawiać. Jest ciężko, czuję głód narkotykowy. Budzę ją w środku nocy, że nie dam rady. Ona jednak mnie uspokaja. Jak dobrze czuć ją obok siebie. Jest moją jedyną siłą. Następnego rana Josh przyjeżdża z Camille, jest przerażona moim wyglądem, Wiki zabiera ją na spacer. Mam nadzieję, że moja ukochana z nią porozmawia. Wieczorem przytulam się do niej, mam dreszcze i gorączkę. Wiem, że to głód. Ona też to wie, gładzi mnie, ale widzę, że się boi. Wie, że czasem może to przejść w agresję. Ja także się tego boję. Nie chcę jej skrzywdzić.

– Jeśli zacznę być agresywny, dzwoń na policję i do Josha. Nie czekaj. Proszę, nie chcę zrobić ci krzywdy. Kocham Cię. – mówię do niej

– Dobrze kochanie. – odpowiada, ale nie mówi, że mnie kocha, jednak mocniej mnie przytula

– Wiki, mogę cię o coś zapytać?

– Pewnie. – mówi z uśmiechem

– Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży? – pytam

− Gdy byłeś w Stanach, na drugi dzień po twoim wyjeźdźcie. Chciałam ci zrobić niespodziankę, zapakowałam test, razem ze zdjęciem z usg do ozdobnego pudełka. Nikomu nie powiedziałam, nawet mamie, gdy byłam tam na święta. O ciąży najpierw dowiedział się Antek, bo to on zauważył, że jestem strasznie blada i non stop chodzę wymiotować, Josh dowiedział się, gdy trafiłam na oddział. – odpowiada mi obszernie. Miałem być po raz kolejny ojcem, a kim jestem... zerem.

− Kiedy ją straciłaś?

− Jakoś po 2,5 tygodniach od Twojego wypadku, ale proszę Johnny nie każ mi tego opowiadać. Nie potrafię o tym mówić. Wiem tylko, że to nie twoja wina kochanie, nawet jak byłbyś zdrów prawdopodobnie ta ciąża zakończyłaby się tak samo, tak wyszło z badań. – wyjawia moja narzeczona

− Czy wiesz jakiej płci było nasze dziecko? – dopytuje się

− Nie, nie chciałam tego wiedzieć. Nie zniosłabym tej myśli. Było mi niezwykle trudno już po samej stracie, z powodu twojego kiepskiego stanu. – składam na jej czole delikatny pocałunek.

− Och Wiki... tak mi przykro, dlaczego tyle na nas spadło?

− Spadło na nas tyle ile jesteśmy w stanie unieść Johnny. Jesteś silny, nie załamuj się teraz. Nie wolno ci. – odpowiada i namiętnie całuje.

Nie mogę spać, ona także nie śpi. Czuwa. Pilnuje. Rano znów zmienia ją Josh, a ona kładzie się spać. Widzę jak przez ten czas mojego pobytu w szpitalu i późniejszego pójścia w ciąg ta dwójka zbliżyła się do siebie. Nie jestem zazdrosny, bo wiem, że Wiki kocha tylko mnie pokazała to tym, że przyjechała na tą okropną melinę i postanowiła stamtąd zabrać.

O 7 w poniedziałek zjawia się mój przyjaciel, a Wiki wychodzi na studia. Czule się ze mną żegna i życzy powodzenia. Nie będziemy się widywać przez najbliższe dwa tygodnie. Jest silna i świetnie sobie z tym wszystkim radzi. Firmami, studiami i tym co wydarzyło się między nami. Wiem, że przyjdzie nam jeszcze porozmawiać na temat tego co zobaczyła, gdy zjawiła się w melinie. Melduje się w ośrodku i od razu kierują mnie na detoks.

Ten ukochany (kontynuacja Ten nieznajomy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz