Epilog

16 2 2
                                    

Wiktoria

Nadszedł ten dzień. Miałam zostać żoną Johna. Gdy wróciłam od fryzjerki, poszłam do toalety. Nie czułam się za dobrze. Gdy wyszłam Kinga powiedziała, że wyglądam naprawdę blado, podała mi szklankę wody i kazała usiąść.

– Wiki, czy wszystko okej? – zapytała z troską

– Tak, ja się po prostu bardzo stresuję tym czy wszystko będzie dobrze. – odpowiadam i czuję, jak piorunuje mnie ból brzucha, bardzo silny ból. – Kinia proszę podaj mi nospę i coś przeciwbólowego, okropnie zaczął boleć mnie brzuch, to ewidentnie ze stresu.

– Wiki, a czy ty brałaś w końcu te tabletki na przesunięcie okresu? Bo mówiłaś, że akurat ci wypadnie w dzień ślubu i chętnie byś zastosowała.

– Nie, kupiłam je, ale zapomniałam wziąć. Chyba po prostu zaczyna mi się okres. Dostanę go pewnie jutro, ale dzisiaj będę mieć wszystko w pogotowiu, bo znam swój organizm. zapowiedź. – stwierdzam – Zaraz mi przejdzie. Posiedzę sobie chwilę.

− Dobrze Wiki – odpowiada moja przyjaciółka – Oho, chyba wraca twoja mama z Teodorem. – mówi po chwili. Po pół godzinie faktycznie czuję się lepiej, akurat wtedy kiedy przychodzi makijażystka, aby pomalować mnie, Kinię i moją mamę. Zaczyna od makijażu mojej mamy, później robi Kindze, a na końcu mnie. Prawie gdy zaczyna przyjeżdża do nas fotografka, która będzie towarzyszyć nam w duecie ze swoim mężem na naszym ślubie, nie zdecydowaliśmy się na kamerzystę. Przygotowałam wcześniej nasze zaproszenie, moje buty, biżuterię, perfumy i bukiet, aby zrobić piękne zdjęcia detali. U Johna miały zostać zrobione podobne z jego muszką, perfumami, butami i naszymi obrączkami. Makijażystka rozmawiała ze mną w trakcie wykonywania makijażu

− Stresujesz się? – zapytała, podczas podpisywania umowy prosiła, aby nie mówić do niej na „pani" na zleceniu i także spytała, czy może do mnie mówić po imieniu. Zgodziłam się, bo mnie też to pasowało.

− Odrobinę. Trochę przeszliśmy, zanim doszliśmy do tego etapu. – odpowiadam szczerze.

− Potem wszystko minie. Wiem co mówię. – uśmiecha się do mnie – A na jaki kolor szminki finalnie się decydujemy? Ten brudny róż czy czerwień?

− Czerwień zdecydowanie. Mój przyszły mąż woli mnie w takim ostrzejszym wydaniu. I tak jak mówiłyśmy będzie więcej błysku na oku?

− Tak. – odpowiada. Gdy staję przed lustrem po wykonanym makijażu, nie mogę uwierzyć jak pięknie to wygląda z tą fryzurą. Zdecydowałam się na hollywoodzkie fale, a z boku miałam wpiętą złotą spinkę. Później przyszedł czas na założenie sukni. Gdy stanęłam przed mamą i Kingą w tej sukni obie oniemiały. Mama ledwo tłumiła łzy. Tata gwizdnął i powiedział – Córeczko, wyglądasz niesamowicie.

Ból brzucha faktycznie zelżał, ale wciąż czułam jakiś niepokój. Przyjechał John, nie wiedziałam, że udało mu się na nasz ślub wynająć Mercedesa W108 w butelkowej zieleni. Gdy zobaczyłam ten samochód byłam w szoku. Kiedy John przekroczył próg mojego domu i zobaczył mnie otworzył szeroko usta i trwał tak przez moment. Gdy odzyskał głos powiedział tylko – Kochanie, wyglądasz przepięknie. Kocham cię. – uśmiechnęłam się do niego i odpowiedziałam – Ty też niczego sobie i też cię kocham. – John zdecydował się na butelkowozielony garnitur, który tak do niego pasował.

Ksiądz powiedział wyjątkowe kazanie o oswajaniu róży, nawiązując do „Małego Księcia", prześliczna to była homilia, tak dopasowana do nas. Później wszystko działo się w oka mgnieniu, czułam, że łzy czają się w kącikach moich oczy, gdy słyszałam Johna mówiącego słowa przysięgi − Ja John biorę Ciebie Wiktorio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – po nim przyszła pora na mnie, patrzyłam mu w oczy szeroko się uśmiechając

− Ja Wiktoria biorę Ciebie Johnie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – w oczach Johna także czaiły się łzy. Łzy szczęścia, on także szeroko się uśmiechał. Po chwili nastąpił moment wymiany obrączek, oboje zdecydowaliśmy się na obrączki z klasycznego złota, frezowane z tym, że moja posiadała mały diamencik na środku, a na nich wygrawerowaną mieliśmy datę naszego ślubu. Przy wymianie obrączek, czułam, że jakaś pojedyncza łza spływa po moim policzku, zaczynał John

− Wiktorio przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – i nałożył mi bez większych przeszkód ją na palec, później przyszła pora na mnie, czułam, że drżą mi dłonie

− Johnie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – trochę z powodu drżenia gorzej było mi ją nałożyć na palce Johna, ale w końcu się udało. Gdy rodzina i goście szli na ofiarę* na ołtarz fotograf robi nam zdjęcie, a później i także naszym obrączkom, które już znajdują się na palcach. Gdy podpisuje protokół ślubny, na którym już znajdują się podpisy Kingi i Josha nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

Pierwszy taniec odtańczyliśmy do utworu Righteous Brothers „Unchained melody". Choć bardzo się stresowałam, udało nam się odtańczyć piękny walec otoczeni ciężkim dymem wokół naszych stóp. Wszyscy są zdumieni i biją brawo.

Wesele trwa do niemalże do białego rana, ostatni goście, to znaczy moje kuzynki oraz Josh i Kinia opuścili je o 4 nad ranem. Każdy wychodzący mówił, że bawił się świetnie i że oboje wyglądaliśmy cudownie.

* W Archidiecezji Katowickiej (nie wiem czy w innych też) na większych uroczystościach i innych mszach odprawianych za kogoś, jest zwyczaj, że idzie się na ofiarę wrzucając do koszyka stojącego przed lub za ołtarzem (w starszych kościołach). Oprócz tego kościelny zbiera jeszcze kolektę.

John

W poślubny poranek budzę się bez Wiktorii. Rozglądam się po pokoju, słyszę, że chyba wymiotuje w toalecie. Nie piła za dużo, nie wiem co się dzieje. Podchodzę do niej i pytam z troską

− Kochanie, co się dzieje? – podnosi głowę znad muszli

− Chyba się czymś zatrułam wczoraj. – odpowiada, ale mnie coś nie pasuje. Kinga mi powiedziała, że wczoraj Wiktoria także kiepsko się czuła i wyglądała.

− Wiki, powiedz mi prawdę. – mówię

− Nie wiem co się dzieje, dzisiaj powinnam dostać okres. Może to właśnie jeden z objawów. – jest zmęczona słyszę to w jej głosie, choć chyba także zirytowana moim pytaniem. Zostawiam ją w toalecie, ale gdy wychodzę przychodzi mi do głowy absurdalny pomysł, wracam do niej i dodaję

− Kochanie, zrób test ciążowy. – patrzy na mnie zaskoczona

− John, nie ma się takich objawów na takim etapie. – wyrzuca mi

− Zrób test. – powtarzam – Zostań tutaj, zaraz wrócę z testem. – kojarzyłem, że niedaleko było apteka, więc szybko się ubieram i idę. Wracam po kilkunastu minutach dzierżąc w dłoniach trzy testy ciążowe, każdy z innej firmy. Podaje je Wiktorii, która jest do tego pomysłu sceptycznie nastawiona, jednak bierze jeden z nich robi. Czekamy te wymagane 5 minut i gdy Wiktoria podnosi go, od razu zakrywa usta dłonią, a po chwili po jej policzku płyną łzy. Bezgłośnie podaje mi go i ja także czuję, że w moich oczach także robi się mokro. Nie mogę w to uwierzyć, przytulam Wiktorię. Bardzo mocno.

− Kocham cię Wiki. – mówię do niej trzymając ją w objęciach.

− Ja ciebie też Johhny. – odpowiada mi słodkim, choć nieco zapłakanym głosem.

****

Jak myślicie jaki był wynik testu?

Wiecie, że to już koniec, prawda? Trochę mi żal rozstać się z nimi, bo ta historia to mój swoisty powrót, który zapragnęłam doprowadzić do końca. 


Ten ukochany (kontynuacja Ten nieznajomy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz