Wiktoria

6 1 0
                                    

– Boję się zapytać co postanowiłaś. - mówi Josh i siada obok mnie.

– Nie musisz się bać Josh. Chcę byś był w moim życiu. – odpowiadam, choć wiem, że moje słowa będą go ranić, ale zranią też Johna – Dałeś mi wsparcie, jakiego potrzebowałam, ale ja nie mogę z tobą być. – Josh ma smutek w oczach, wiem że liczył na coś innego.

– Wybrałaś Johna? – zadał to pytanie, choć widzę, że przyszło mu z trudem.

– Nie. Oboje jesteście dla mnie ważni, ale nie mogę mieć was obu i sama nie wiem kogo powinnam wybrać. – odpowiadam mu. Wiem, że John w tej sytuacji przyjechałby do mnie z kwiatami, jest bardziej romantyczny, czuły a Josh m duszę imprezowicza, ale o swoją kobietę bywa zaborczy. John nie był tak dobrze zbudowany jak Josh. Oboje mieli tatuaże, John jeden symboliczny na ramieniu, a Josh miał wytatuowany rękaw.

– Wiki, myślałem, że... zresztą nieważne. – mówi zdenerwowany Josh – Nie zrezygnuje z ciebie tak łatwo. – te słowa potwierdzają moje najgorsze koszmary. Nie chciałabym, aby panowie walczyli między sobą o mnie. Nie przypuszczałam, że i John będzie chciał mnie odzyskać.

− Josh, ja... nie chcę was zwodzić. Źle mi z tym, że do was obu coś czuję. Ty dałeś mi wsparcie, kiedy tego potrzebowałam, byłeś obok w moich mrocznych chwilach, ale John... − przerywam, po policzkach płyną mi łzy – John ujął mnie swoim romantyzmem, tym jak czekał na ten moment.

− Damn it Wiki, czemu ty tak nas na działasz? – pyta, ja tylko wzruszam ramionami. – Z Johnem też planujesz rozmowę, czy tylko ze mną, bo ja jestem aktualnie oficjalnie twoim chłopakiem, no właśnie, czy wciąż nim jestem?

− Zróbmy sobie przerwę Josh. – odpowiadam zdecydowanie, choć przychodzi mi to z trudem – Obiecuję ci, że nie zwiążę się w tym czasie z Johnem. Nie o to chodzi. Ja muszę to wszystko w swojej głowie ułożyć, jako singielka, dlatego zostaje tutaj do końca wakacji. – Josh spojrzał na mnie ze smutkiem, pokiwał głową i powiedział

– W takim razie będę już leciał. – patrzy mi w oczy i zadaje jeszcze jedno pytanie – Czy mogę zanim odejdę, pocałować cię? – uśmiecham się na to jego pytanie i odpowiadam mu, chyba tak jak oczekuje

− Nie powinniśmy, ale tak. – Josh składa na moich ustach czuły pocałunek, poddaje się mu całkowicie. Gdy odrywa się później ode mnie rzuca

− Do zobaczenia we wrześniu Wiki. – obdarza mnie szerokim uśmiechem

− Do zobaczenia Josh. – mówię i odwzajemniam uśmiech.

John dzwonił do mnie, gdy dowiedział się, że zerwałam z Joshem, ale gdy powiedziałam, że nie chcę, aby tutaj przyjeżdżał i dał mi czas, ale jak wrócę do Krakowa obiecałam rozmowę. Tym samym dotrzymałam obietnicy danej Joshowi, że nie zwiążę się w tym czasie z Johnem. W Pszczynie dni mijają mi na zajmowaniu się bratem, parę razy zdarzyło mi popłakać z powodu mojej straty. W tych chwilach mama okazała się nieoceniona. Gdy trafił mi się taki fatalny dzień, przyszła do mnie z moją ulubioną mrożoną kawą, usiadła obok mnie na tarasie i wpatrzyła się w punkt, na który ja patrzyłam. Krzew róż, który, kiedyś posadziła tutaj babcia. Pięknych ciemnoróżowych, które tworzyły naprawdę wyjątkowy żywopłot. Mama westchnęła i opowiedziała mi historię swoich strat i jak było jej ciężko, gdy ja pytałam o młodsze rodzeństwo lub gdy widziała sąsiadki goniące gromadki dzieci. Rozumiała co czuje i starała się pomóc, gdy wypłakałam się w jej ramię, zadała pytanie, które wiedziałam, że kiedyś padnie – Ten uroczy mężczyzna, który był tutaj jakiś czas temu to twój nowy chłopak?

− I tak i nie mamo. – odpowiadam szczerze – Zrobiliśmy sobie przerwę, bo ja muszę uporządkować swoje uczucia bez nikogo przy boku.

− Chodzi o Johna, prawda? – zapytała zatroskana

− Tak mamo, ja nadal coś do niego czuję, ale Josh był dla mnie wsparciem w tym trudnym okresie. – moja mama wzdycha i mówi

− Wiesz co Wikuś mam pomysł, jedź do babci. Powiedz jej o twoich rozterkach, tylko nie mów jej, że twój obecny chłopak jest też obcokrajowcem dobrze?

Tak jak mama powiedziała tak zrobiłam. Wybrałam się do babci, która mnie wyściskała, stwierdziła, że zmizerniałam i ochrzaniła, że wciąż nie poznała mojego chłopaka, jak to ona. Zaparzyła kawy, przyniosła ciasteczka i wprost zapytała z czym przychodzę i dlaczego przyjechałam sama. Opowiedziałam jej z pominięciem pikantnych szczegółów i problemach Johna o tym co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. Babcia pokiwała z dezaprobatą głową i stwierdziła, że sodoma i gomora w tym Krakowie. Jednak jedno jej zdanie zapadło mi w głowie – Wikuś kochana moja, ty nie patrz na to. Patrz na serce.*

Z babcią spędziłam tydzień, pomagałam jej przy domu. Spotkałam z kuzynkami, które też postanowiły odwiedzić babcię. Przy okazji zaprosiłam je do Krakowa, ale od razu zaznaczyłam, że nie mogę zapewnić im noclegu. Właśnie moje rozstanie z Joshem wygenerowało problem lokum, nie miałam się gdzie podziać jak wrócę do stolicy małopolski.

****

*do tego zdania mam ogromny sentyment, zawsze chciałam go wykorzystać w jakimś swoim tekście. Tak zwykł mówić mój świętej pamięci Tato, kiedy na coś mu się skarżyłam, coś mi nie wychodziło. Zawsze padło "Oluś, nie patrz na to, patrz na serce".

Co do naszej bohaterki, Wiki nawarzyła sobie wielkiego piwa, pytanie, czy go wypije i jak sobie poradzi ze skutkami swoich decyzji. 





Ten ukochany (kontynuacja Ten nieznajomy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz