Rozdział III - Kawiarnia (Suzan)

5.5K 306 23
                                    

Poranki są najgorsze. Wstajesz rano i zastanawiasz się, dlaczego twoje życie wygląda tak, a nie inaczej. I zwykle olewasz to pytanie, wiedząc, że myślenie o tym tylko popsuje ci dzień. Ale później i tak jest do dupy, bo musisz iść do miejsca, w którym nie chcesz być. Gdzie widzisz szefa, na którego widok czujesz mdłości. No ale cóż, zawsze mogło być gorzej. Mam na imię Suzan i muszę przyznać, że czasami tęsknie za taką codzienną rutyną. Bo jeszcze niedawno, tak właśnie wyglądało moje życie. 

Do czasu, aż przypadkiem pojawił się w nim pewien mężczyzna. 

* Wcześniej *

Leżąc w łóżku i przekręcając się na drugi bok, ledwie przytomna spojrzałam na zegarek. O nie. Zrywając się z łóżka pobiegłam do łazienki, gdzie wyszykowałam się w czasie, który mogła bym wpisać do księgi swoich porannych rekordów. Znów zaspałam. I choć nie zdarza mi się to jakoś specjalnie często, to jednak wystarczy, abym znów musiała szukać nowej pracy. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie. Będąc już gotowa do wyjścia, zgarnęłam z półki klucze wychodząc z mieszkania. Po pokonaniu schodów, znalazłam się przed głównymi drzwiami, po czym wyszłam na zewnątrz. Teraz cała nadzieja, w szybkim znalezieniu transportu.

- Taxi! - krzyknęłam, licząc na jakąkolwiek reakcję ze strony kierowcy, który przejeżdżał niedaleko mnie. Na szczęście jednak usłyszał, zatrzymując się na poboczu. Podbiegając otworzyłam drzwi, wsiadając do środka.

- Dzień Dobry. - powiedziałam, oddychając jak po przebiegnięciu maratonu.

- Dzień Dobry. - odparł taxówkarz, u którego po samej minie można było wyczytać, że nie czerpie radości z swojej pracy. Jak zresztą większość, osób które udało mi się poznać w ostatnim czasie. Ja to już w szczególności. -  Proszę wsiadać, dokąd się Pani wybiera?

- Kojarzy pan może ,,SchokoMonkeys''? -  zapytałam z zrezygnowaniem wymalowanym na twarzy.

- Tak oczywiście, to dwie przecznice stąd. Kto jeszcze się tam zapuszcza. - odpowiedział z nutą drwiny, którą można było wyczuć na kilometr. Dzięki, tego mi było dziś trzeba. Ale w sumie, nie ma co się dziwić. Nie wiem, co jest bardziej upokarzające. Praca w tej kawiarni, czy fakt że w tym pośpiechu ubrałam bluzkę na odwrót. Eh, ile bym dała, aby w moim życiu, coś w końcu zmieniło się na lepsze.

- No i jesteśmy na miejscu wiewióreczko. - odparł z wyraźną dumą, jak przystało na typowego oblecha. 

- Co proszę? - To był już cios po niżej pasa. - Oto pańska zapłata. Żegnam. - odpowiedziałam z impetem zatrzaskując drzwi, po czym udałam się w kierunku jednego z budynków. Wiewióreczko? Na serio? Co ten typ sobie wyobraża. Czy on mi coś zasugerował? Dyskryminacja z powodu włosów? Ale one, są bardziej czerwone niż rude. Cholera, po co ja w ogóle o tym myślę. 

No i jestem na miejscu, byle tylko jak najszybciej dostać się do środka. Mam nadzieje, że nikt nie zauważył mojej nieobecności. Jednak to były próżne nadzieje. Konfidentów nigdy nie brakuje.



But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz