*Późne popołudnie. Okolica Van Cortlandt Park, granica Nowego Jorku. *
- Wszyscy jesteśmy zestresowani. Ale musisz trochę odpuścić James. Nie sypiasz, nie chcesz nic jeść. Daj sobie pomóc. - kładąc dłoń na twarzy Buckiego, wpatrywałam się w jego podkrążone oczy. Dobrze wiem, że sytuacja w której się znajdujemy nie daje nam odpocząć, ani na chwilę. Odkąd wylądowaliśmy w tej opuszczonej dziurze, James nie przestaje oglądać się przez ramię. Jest podenerwowany i pomimo tego, że udaje iż wszystko jest w porządku, jego zachowanie nie zwiastuje niczego dobrego.
- To nie takie proste. Do niedawna, nie miałem nic do stracenia. Może wtedy, nie przejął bym się tym wszystkim. - mówiąc to położył dłoń na mojej dłoni, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na ten gest. - Nigdy nie sądziłem, że ktoś jeszcze będzie się o mnie martwił. - dodał także się uśmiechając, a ja poczułam się jakby całe zło tego świata, odeszło w niepamięć. Nigdy nie spodziewała bym się tego, co stało się chwilę później.
* Teraźniejszość *
Wciąż miałam przed oczami jego puste, pozbawione uczuć spojrzenie. Zupełnie jak wtedy, gdy spotkałam go po raz pierwszy. Kiedy był marionetką w cudzych rękach. W rękach kuglarzy, zwanych Hydrą. A teraz stoję tuż obok Steve'a, nie spuszczając Bucky'ego z oczu. Jak bardzo przerażający może być fakt, że kochasz człowieka, który może zabić cię w każdej chwili. I to, że tak naprawdę nigdy nad tym nie panował.
- A więc plan jest taki, że go nie mamy ? - Bucky krzyżując ręce na klatce piersiowej, opierał się o wrak samochodu, jednocześnie lustrując Kapitana wzrokiem. Ten odwracając się do niego plecami, wyszukiwał czegoś w laptopie. W skupieniu przyglądał się zdjęciom, co jakiś czas patrząc na mapę.
- Tego nie powiedziałem. - Steve odwracając się do Bucky'ego, przywołał go gestem ręki. Odsuwając się od ekranu, wskazał punkt na mapie. - To miejsce, jest jednym z najbardziej strzeżonych na terenie Nowego Jorku. Nie będzie problemu z dostaniem się tam. Dobrze wiemy, że w ukrywaniu się nie masz sobie równych. Ale system zabezpieczeń tego obiektu, jest na tyle skomplikowany, że wejście tam niezauważonym graniczy z cudem.
- Czyżby Kapitan Ameryka, nie mógł podołać takiemu zadaniu ? - mówiąc to kpiącym tonem, James również zaczął przeglądać plany obiektu. Sądzę, że nie była to chęć obrażenia Go, a raczej przypomnienie o jego wartości. O tym, że jako super żołnierz jak i Steve Rogers, może znacznie więcej, niż mu się wydaje. - Wejdę tam pierwszy. Włamywałem się już tyle razy, że nie powinienem mieć z tym problemu. Ty w tym czasie, będziesz mnie ubezpieczał, będąc przed budynkiem. Przez komunikator, dasz mi znać jeśli pojawią się nieproszeni goście. I jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, dotrzemy do gabinetu doktora.
- Oszalałeś ? Oni mogą tam na ciebie czekać. Wiesz, że Stark niespecjalnie wierzy w to, że zginąłeś w tym budynku. I w dodatku, nie ma ze mną kontaktu. Tony nie jest idiotą. Wejdziemy tam razem. Jednocześnie. - Steve z wyraźnym zdenerwowaniem, spojrzał wprost na Jamesa, który nie odrywał wzroku od monitora.
- Spekulował bym. - powiedział Bucky, kiedy stanęłam tuż za nimi. - Martwił bym się raczej o to, czy doktor tam będzie. I czy będzie skłonny z nami współpracować. W końcu, będzie grzebał mi w umyśle. A z tego, jeszcze nie wynikło nic dobrego. Jeśli ja wejdę pierwszy, ty w razie zasadzki będziesz miał szanse na ucieczkę.
- Będę tuż obok, gdyby spróbował kombinować. I nigdzie się bez Ciebie nie wybieram. Ale jeśli to może ci pomóc, to nie widzę innego wyjścia. Bądźmy dobrej myśli. - odparł Cap klepiąc Bucky'ego w ramię.
- Przydał by się jeszcze jakiś transport. - powiedziałam, po czym odwrócili się w moją stronę. - I nie mam zamiaru stać bezczynnie. Może i nie jestem jakąś agentką, czy avengers'em. Ale ukrywać się, też nie mam zamiaru.
- Zajmę się tym. I dla ciebie też mamy zadanie. Teraz każda zaufana osoba do pomocy, jest na wagę złota. - odparł Kapitan. - Do zmroku powinniśmy już być gotowi. Więc nie marnujmy czasu. - dodał, po czym wstał i podszedł do torby, leżącej na starej kanapie. Wyciągając skórzaną kurtkę i czapkę z daszkiem, skierował się w stronę wyjścia. Będąc przy drzwiach stanął, odwracają się w stronę James'a. - Jesteś pewien, że ten ,,kryzys'' minął ?
- Tak. Jeszcze nigdy nie przytrafił mi się, dwa razy w ciągu jednego dnia. Zaufaj mi, nie naraził bym Suzan na niebezpieczeństwo, gdybym nie był tego pewien. - mówiąc to James wydawał się być pewny swoich słów. Ale mimo wszystko, nie zaznam spokoju, do puki to wszystko się nie skończy.
- Ufam ci. - odparł Kapitan, po czym lekko się uśmiechnął. - Po prostu chcę mieć pewność, że nie zrobisz czegoś głupiego, pod moją nieobecność.
- A kiedy ja zrobiłem coś głupiego ? - Bucky nie ukrywał irytacji, w swoim głosie. Co z drugiej strony sprawiało, że miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Gdybym miał wymieniać, sądzę, że nie wystarczyło by dnia. Wrócę za godzinę. - wciąż mając uśmiech na ustach odwrócił się w stronę drzwi, po czym wyszedł zamykając je za sobą.
- Burak. - burknął James pod nosem, chcąc nie chcąc unosząc kąciki ust ku górze. Kierując wzrok w moją stronę spoważniał, po czym wstał idąc w moją stronę. W żołądku poczułam nieprzyjemny ścisk, wiedząc, że w pobliżu nie ma nikogo kto stanąłby w mojej obronie.
- Bucky ? - widząc, że jest już praktycznie przede mną, z jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnej emocji. Co jeśli tak naprawdę nie odzyskał świadomości ? Nie, to nie może być prawda. Ale dlaczego nic nie mówi ? Być może, to ja popadam w paranoję. To bardzo prawdopodobne. Gdy dzieliły nas zaledwie centymetry, przyciągnął mnie do siebie, składając na moich ustach namiętny pocałunek. Odrywając się od niego, zgromiłam go nienawistnym spojrzeniem. - Zgłupiałeś ?! Myślałam, że znowu...
- Nie mogłem się powstrzymać. - odparł rozbawiony. I pomimo ogarniającej mnie złości, zdecydowanie nie potrafiłabym go znienawidzić. - Wybaczysz mi ?
- Nie. - mówiąc to z powagą, widziałam malujące się na jego twarzy zmartwienie. Rewanż w tym przypadku był jak najbardziej uzasadniony. - Oj no żartuję. Ale nigdy więcej tego nie rób. - uśmiechając się uwodzicielsko, przyciągnęłam go do siebie za koszulkę. - W końcu mamy dla siebie trochę czasu. - szepnęłam mu na ucho, kładąc dłonie na jego umięśnionym torsie. Nie musiałam długo czekać, kiedy James podniósł mnie biorąc na ręce, kierując się w stronę kanapy. Stawiając mnie na ziemi, pozbył się górnej części garderoby, a ja poszłam w ślad za nim zostając w staniku. Obejmując mnie, złączył nasze usta w pocałunku, sunąc dłońmi wzdłuż moich pleców powodując, że przechodziły mnie przyjemne dreszcze. - James... a jeśli Steve wróci wcześniej ?
- Znając go, zajmie mu to dłużej niż godzinę. - Składając pocałunki na mojej szyi, jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Rozpinając mu spodnie, wykorzystałam sytuacje i pchnęłam go na kanapę siadają na nim okrakiem. Przyznaje, że brakowało mi jego bliskości, dlatego poddaje mu się bezgranicznie, nie zważając na nic.
Ciąg dalszy nastąpi ? :o
Witam was :D :D
Jest rozdział ! Nie jestem jakoś specjalnie zadowolona z niego, ale może komuś przypadnie do gustu :D Nie wiem, czy dokańczać tą ostatnią scenę :v no bo wiecie noo.. ;DD więc tutaj czekam, na wasz głos w tej sprawie :D I to czy uda mi się ją ogarnąć xd Hmm.. czy Bucky uwinie się w godzinę ? 3:> xd Śmieszki śmieszkami, ale serio piszę coś takiego po raz pierwszy o.O I chociaż planowałam 700 słów, nagle zrobiło się 1200, a i tak nie skończyłam >.< ehh.. szkoda gadać :d Tak więc jak już mówiłam, komentarze mile widziane. I do zobaczenia w kolejnym <3 DOBRANOC :3
CZYTASZ
But... I knew Him - Bucky Barnes
Fanfiction✘Jesteś słaby. A twój prestiż perfekcyjnego zabójcy przeminął. Myślisz, że Hydra była piekłem? Zabawne. To był jedynie przedsmak tego, co cię czeka. ✘ Ważne! Odpowiadanie jest w trakcie korekty, więc proszę nie spamić poprawami. Dzięki :3