* Późne popołudnie. Nowy Jork, mieszkanie Nataszy Romanoff *
Raz po raz zaciskając i rozluźniając dłoń metalowej ręki, wpatrywałem się w blat szklanego stołu. Zmęczenie które dawało mi się we znaki od wielu dni, z każdą chwilą zdawało się przybierać na sile, wywołując u mnie zawroty głowy. Lekceważyłem to mając nadzieje, że przytępione zmysły spowodowane brakiem snu, nie pozwolą dojść do głosu siedzącej we mnie bestii. Prawie uśmiechnąłem się na myśl o tym, że siedząca naprzeciw mnie kobieta badała każdą mimikę mojej twarzy, starając się w miarę sensownie zacząć rozmowę. Chociaż dla mnie przypominało to raczej przesłuchanie.
- Już sama nie wiem jak źle musi być, abyś w końcu zaczął myśleć. - rudowłosa siedząc na fotelu, mierzyła mnie gniewnym spojrzeniem, wyczekując na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Dobrze wiem, że Clint jest dla niej kimś bardzo ważnym. A fakt, że przez moją lekkomyślność leży teraz na intensywnej terapii, godzi we mnie bardziej niż w nią. - Z tego co pamiętam, każdą misję, zadanie wykonywałeś z niebywałą precyzją. Potrafiłeś obejść każde zabezpieczenie. Wyjść i wejść niepostrzeżenie do każdego budynku, przewidując ruchy przeciwnika zanim zdołał je wykonać. A gdy teraz jesteś na celowniku wielu osób, na oślep wpadasz wprost w pułapkę dwóch nazistów. Bo co. Bo się zakochałeś?!
- Przestań. - odparłem poirytowany, dalej nie zaszczycając jej swoim spojrzeniem. Wodziłem sprawną dłonią po metalowych knykciach, drugiej ręki. Niepotrzebnie zgodziłem się na tę rozmowę. Ale prędzej czy później by do tego doszło. Natasza zawsze grała na dwa fronty. A myśl o tym, że pracuje dla Stark'a, tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, iż lepiej trzymać język za zębami. To nie to, żebym jej nie ufał. Pomogła mi. I to nie raz, za co jestem jej cholernie wdzięczny.
- Czyżbym trafiła z twój czuły punkt? - unosząc brew, oparła ręce o kolana posyłając mi lekki zadowolony uśmiech. Przywykła do tego, że jeszcze parę lat temu nie potrafiła by o mnie nic powiedzieć, gdyby nie wiedza z akt. Teraz stanowiłem dla niej otwartą księgę, która czekała aż ktoś ją przejrzy. Nie żebym był z tego dumny. Wręcz przeciwnie. Nienawidzę pytań. - A więc w tym tkwi twój problem. Boisz się. A twoja uwaga, zawęża się tylko do jednej osoby.
- Nie przyszedłem tutaj, na spotkanie z psychologiem. - powiedziałem, zachowując spokój co ostatnio graniczyło z cudem.
- A przydał by ci się. - odparła, wstając kierując się w stronę pokoju obok. Wodząc za nią wzrokiem, instynktownie doszukiwałem się jakiegoś czarnego scenariusza. Jak nagły zwrot akcji, w postaci wymierzonej przez nią broni. Wprost we mnie. Wracając trzymała w dłonie małe czarne pudełko, kierując się w moją stronę. Kładąc je na stole przede mną, usiadła w fotelu obok wyczekując na oczywiste pytanie.
- Co to jest? - wpatrując się w nie, powędrowałem spojrzeniem w jej stronę.
- Prezent. - odparła, gdy wziąłem pudełko do rąk. Otwierając je w środku znajdował się mały zamykany pojemnik z czarnymi pigułkami. - To na wypadek, gdyby twoje ,,drugie ja'' postanowiło wydostać się na zewnątrz. Steve powiedział mi o wszystkim. Przyda ci się, tym bardziej, że nie zamierzasz zostać w kryjówce jak mniemam. - chowając pojemnik do kieszeni, spojrzałem na zegarek strojący na dębowej szafce.
- Musze iść. - wstając, skierowałem się w stronę drzwi zatrzymując się tuż przed nimi. Odwracając głowę, założyłem kaptur. - Dzięki. Za wszystko. - łapiąc za klamkę, otworzyłem drzwi.
- James. - słysząc za sobą głos Nataszy odwróciłem się, patrząc wprost na nią. - Wiesz o Faustusie. Więc wiesz również, że dzięki Leo on także wie o twoim słabym punkcie. Uważaj na siebie. Ona może już nie być osobą, którą znasz.
CZYTASZ
But... I knew Him - Bucky Barnes
Fanfiction✘Jesteś słaby. A twój prestiż perfekcyjnego zabójcy przeminął. Myślisz, że Hydra była piekłem? Zabawne. To był jedynie przedsmak tego, co cię czeka. ✘ Ważne! Odpowiadanie jest w trakcie korekty, więc proszę nie spamić poprawami. Dzięki :3