Już nawet nie wiem ile czasu minęło odkąd tu jestem. Brak okien sprawia, że nie wiem czy jest dzień, czy noc. Siedząc związany, czułem się bezradny a zarazem wściekły. Byłem sam, a pomieszczenie w którym się znajduję posiadało tylko jedno wyjście, którym były opancerzone drzwi. Jednym słowem sytuacja jest beznadziejna. Wciąż w głowie siedziały mi słowa Crossbones'a, co jeśli ją znajdzie ?. Najgorsze jest to, że przez moją cholerną głupotę nie mogę teraz jej pomóc. Mam tylko nadzieję, że jest już daleko stąd. Jak najdalej od niebezpieczeństwa. Jak najdalej ode mnie.
Po tym gdy wstrzyknęli mi tą substancję ciało odmawia mi posłuszeństwa. Czuję odrętwienie w całym ciele, mam wrażenie jakbym przez rok nie zmrużył oka. Mimo tego starałem się choć trochę poluzować pęta. Podczas moich nieudolnych prób uwolnienia się, usłyszałem trzask wydobywający się zza drzwi, po czym otwarły się a do środka wszedł ubrany w garnitur mężczyzna z charakterystycznie ściętym zarostem i okularami przeciwsłonecznymi.
- James Barnes jak mniemam tak ? - zwrócił się do mnie z zainteresowaniem oglądając moje metalowe ramię. - Pewnie ciekawi cię dlaczego tutaj jesteś ?. W sumie głupie pytanie na pewno jesteś ciekaw, kto by nie był. To co mam ci do powiedzenia z pewnością ci się nie spodoba. Ale spokojnie.. długo tu nie zabawisz. - Mówiąc to zrobił parę powolnych kroków rozglądając się po pomieszczeniu. Mimo tego, że ciekawiło mnie dlaczego jeszcze żyję nie miałem zamiaru się odezwać. Jeśli to kolejny pokrzywdzony przeze mnie koleś to tym bardziej nie miałem zamiaru z nim rozmawiać. Bo tak czy inaczej czasu się już nie cofnie a mi pozostaną już tylko koszmary.
- Coś czuję, że nie spędzimy dużo czasu na rozmowie - dodał po czym wziął drewniane krzesło znajdujące się w kącie pomieszczenia i usiadł krok przede mną. - Wkrótce zostaniesz przewieziony do do więzienia dla.. no cóż ludzi o specyficznych zdolnościach, a przez wzgląd na twoje liczne zabójstwa nie mogę ci niestety zaoferować innego rozwiązania. Ale bez obaw na pewno nie będziesz czuł się tam samotnie.
Podniosłem głowę rzucając mu złowrogie spojrzenie. Więzienie. Nie ma nic gorszego niż brak wolności. Najgorsze jest to, gdy wydaje ci się, że w końcu zaczynasz żyć własnym życiem a ktoś nagle staje ci na drodze i zabiera ci do co dla ciebie ważne.
- Rób co musisz - odparłem po czym zrezygnowany czekałem na reakcję z jego strony.
- Nie radze się sprzeciwiać inaczej będę zmuszony użyć bardziej radykalnych metod dostarczenia cię do rzeczonego więzienia, a wtedy zrobi się raczej nieprzyjemnie. - odrzekł po czym wyciągną telefon i pisząc coś schował go z powrotem do kieszeni. Niedługo po tym do środka weszli uzbrojeni faceci w kominiarkach. Podchodząc do mnie dwóch przytrzymywało ręce kiedy trzeci zdjął pęta, po czym skuł mi ręce kajdankami za plecami. Nie wiem z czego są zrobione ale na pewno nie są tymi pospolitymi znajdującymi się przy pasie każdego gliniarza, w każdym bądź razie nawet metalowe ramię nic na nie nie zdziała. Pięciu celowało we mnie z broni nie spuszczając mnie z oka, natomiast dwóch trzymało mnie z tyłu za ręce. W sumie mógł bym znaleźć odpowiedni moment na uwolnienie się, lecz było by to zbyt wielkie ryzyko i ta bezsensowna próba na nic by się zdała.
- Zawieźcie go na lotnisko, samochód już czeka. Mam nadzieje, że nie masz choroby lokomocyjnej - odparł facet w garniturze po czym z uśmiechając się wyszedł. Chyba dopiszę go na moją czarną listę. Popychając mnie w stronę wyjścia wyszliśmy na korytarz. Idąc agenci przez cały czas mierzyli z broni w moja stonę. Byli spięci, zapewne czytali moje akta. Po przejściu korytarza drzwi prowadzące na zewnątrz były już w zasięgu wzroku. Wychodząc na zewnątrz znalazłem się na dużym wybetonowanym placu na którym wręcz roiło się od od czarnych pojazdów. Zmrużyłem powieki kiedy słońce zdawało się świecić tak intensywnie jak nigdy dotąd głównie przez to, że długi czas spędziłem w cholernej piwnicy, gdzie świeczka zdawała się dawać więcej światła niż znajdująca się tam żarówka. Prowadzili mnie wprost do opancerzonej furgonetki. Gdy pchnął mną do środka, miałem ochotę skręcić mu kark ale musiałem zachować spokój i czekać na odpowiedni moment. Gdy tylko wprowadzili mnie do środka i przykuli do specjalnie przygotowanego fotelu, wciąż trzymając na muszce zamknęli drzwi po czym ruszyli. Jadąc ani na chwilę nie spuszczali ze mnie wzroku co zaczynało mnie irytować. Jedynie kierowca skupiony był na drodze. Nerwowo zaciskając dłonie w pięść układałem w głowie plan na wszelkie możliwe sposoby wydostania się stąd. Gdy tylko dotrzemy na miejsce będzie to jedyna okazja kiedy będą zmuszeni zdjąć kajdanki na krótką chwilę aby wyciągnąć mnie z pojazdu.
Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, mijając kolejne przecznice wzrok miałem utkwiony na nożu znajdującym się przy pasie jednego z najbliżej znajdujących się agentów. Musiał się zorientować bo zaraz po tym odsuną się nie co ode mnie. Uśmiechając się nieznacznie zmierzyłem go wzrokiem.
- Za niedługo nie będzie ci tak do śmiechu - wycedził po czym nerwowo przeładował broń. Jadąc kolejne minuty w milczeniu czułem, że coś jest nie tak. Nagle usłyszałem huk wydobywający się z dachu pojazdu.
- Ktoś jest na dachu ! - wykrzykną jeden z agentów - Sprawdź to - wycedził do faceta znajdującego się tuż obok niego. Są większymi debilami niż myślałem. Zaraz po tym otworzył tylne drzwi i wycelował broń w napastnika. Zaraz po tym ktoś chwycił Go i wyrzucił z rozpędzonego samochodu. Po czym wpadł do środka i walcząc w ręcz powalił kolejnych znajdujących się w aucie i za razem zwinnie unikając wystrzałów skierowanych w jego kierunku. Do tylnych drzwi podjechało dwóch ubranych na czarno motocyklistów a On naciągając cięciwe łuku strzelił w ich kierunku sprawiając, że jeden przeleciał przez kierownicę a drugi upadając przetoczył się po ulicy spadając z roztrzaskującego się motocykla.
- Musimy stąd zwiewać, i to szybko - wycedził po czym zabierając klucz jednemu z nieprzytomnych agentów uwolnił mnie z kajdanek.
- Kim jesteś ? I dlaczego mi pomagasz ? - wycedziłem w lekkim niedowierzaniu.
- Możesz mówić mi Hawkeye, ale nie czas na wyjaśnienia ktoś chcę się z tobą spotkać więc musimy się stąd wynosić - odparł a ja biorąc broń jednego z leżących agentów strzelałem do czarnego auta jadącego tuż za nami. - Nie ma czasu, ruszaj dupe! - wykrzykną po czym wyskoczyliśmy z pojazdu, który za raz po tym uderzył w jeden z budynków stając w płomieniach. Przetaczając się po asfalcie zatrzymałem się zahaczając metalowa ręką o jego nierówną krawędź i szybko podnosząc się. Chwyciłem za broń i strzelając do nadjeżdżającego czarnego auta przebiłem jego opony sprawiając, że stracił panowanie i przekoziołkował kilka razy po ulicy.
- Szybko! - krzyknął do mnie Hawkeye ponaglając mnie ręką a ja chwilę wahając się udałem się za nim oddając ostatnią salwę w kierunku nadjeżdżających samochodów S.H.I.E.L.D. Wbiegliśmy na jedną z uliczek po czym pobiegliśmy w stronę granatowego forda.
Witam, witam :D
Grono się powiększa a do finału coraz bliżej :D Wybaczcie, że tak długo ale wena mnie opuściła ostatnio xD. Tak wiec kolejny za niedługo a ja jak zwykle czekam na wasze opinie tak więc do zobaczyska przy kolejnym POZDRAWIAM :))
Ps. Coś tu się grubego kroi ^^ :D
CZYTASZ
But... I knew Him - Bucky Barnes
Fanfiction✘Jesteś słaby. A twój prestiż perfekcyjnego zabójcy przeminął. Myślisz, że Hydra była piekłem? Zabawne. To był jedynie przedsmak tego, co cię czeka. ✘ Ważne! Odpowiadanie jest w trakcie korekty, więc proszę nie spamić poprawami. Dzięki :3