Rozdział XXVII - Zdrajca cz. 1 (James)

2.3K 186 28
                                    

* Noc, Nowy Jork. Gdzieś na obrzeżach miasta*

Zaraz po tym, jak zdobyłem informacje od tych pachołków Hydry, jedyne o czym teraz myślałem to o martwym Crossbones'ie ginącym z mojej ręki. Wybiegając z budynku, nerwowo rozejrzałem się po okolicy. Równie dobrze mogła to być pułapka, ale nie mogę zwlekać. Co jeśli On naprawdę ją odnalazł. To wszystko moja wina. I muszę tam iść, bez względu na konsekwencje.

Stojąc na chodniku, spostrzegłem jadącego motocyklistę. Wyczekując na dogodny moment, wyszedłem na ulicę i łapiąc go za kaptur zrzuciłem go z motocykla, w tym samym czasie sam na niego wsiadając. Paląc tylną oponę i robiąc przy tym sporo hałasu, ruszyłem w kierunku miejsca w którym ją przetrzymują. Bądź potencjalnej pułapki. Mam nadzieje, że w końcu ją odnajdę.

***

Będąc już dosyć daleko za miastem, wjechałem na teren starej opuszczonej fabryki. A pomyśleć, że jeszcze nie dawno tętniła życiem. Nie dawno ? Przez to ciągłe przebywanie w tej cholernej lodówce, tracę poczucie czasu. Mimo tego, prawie wszystko jest tak jak zapamiętałem. Zatrzymując się i rozkładając nóżkę od motocykla, postawiłem go i zsiadając poszedłem do wnętrza budynku. Otwierając drzwi, wziąłem do ręki broń wchodząc do środka. Brak okien sprawiał, że jedynym źródłem światła, było te wydobywające się zza drzwi. Rozglądając się widziałem tylko kontury przedmiotów, stojących parę kroków przede mną. 

- W co ty ze mną grasz Rumlow - powiedziałem pod nosem, trzymając palec na spuście. W tym samym momencie drzwi za mną zamknęły się sprawiając, że znajdowałem się w kompletnej ciemności. To wszystko, zaczynało mnie już męczyć.

- Gdzie ona jest ! - wykrzyknąłem, a zaraz po tym usłyszałem śmiech i poczułem mocne kopnięcie w plecy. Upadając, lecz wciąż trzymając w ręku karabin, przetoczyłem się na plecy tym samym strzelając no napastnika. Usłyszałem tylko cichy jęk upadającego mężczyzny. Podnosząc się, światło powoli zaczęło zapalać się w całym pomieszczeniu.

- Jest i On, bohater wieczoru ! - rozległ się szydzący głos i nagle spostrzegłem jak dość spora grupa najemników, otoczyła mnie ze wszystkich stron. Wtedy dotarła do mnie moja naiwność. Choć nie jest to do końca prawda. - Twoja dziewczyna jest bliżej niż ci się wydaje. Ale zważając na twoja obecną sytuację, raczej nie muszę spełniać twojej prośby.

- To nie była prośba - odparłem, a w pomieszczeniu rozległ się wybuch. Walący się sufit przygniótł część celujących we mnie facetów, a ja uciekając przed ostrzałem schowałem się za jednym a filarów. Podłożenie ładunków, to był jednak dobry pomysł. Oddając strzały w kierunku napastników, powaliłem trzech na ziemię. Wychylając się lekko szukałem wzrokiem Crossbones'a, który pobiegł wprost do jednych z drzwi. Widząc, jak najemnicy byli zajęci uciekaniem przed walącym się pomieszczeniem, pobiegłem wprost za nim. Wbiegając do środka zatrzymałem się, patrząc w przerażeniu jak Rumlow trzyma w rękach czerwony notatnik z czarną gwiazdką.

- Nie, tylko nie to. Zamknij się ! - wołałem, gdy On zaczął wypowiadać pierwsze słowa hasła. To przez nie, tak wielu niewinnych straciło życie. To przez nie, muszę ciągle uciekać. To one sprawiają, że zmieniam się w maszynę do zabijania. Nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie za szyję, a ja nie mogłem wyswobodzić się z uścisku. Zaraz po tym, ktoś pchną mnie wprost na ścianę. Podnosząc się z trudem, zobaczyłem postawnego mężczyznę. Nie, to nie możliwe. Był to jeden z moich uczniów, którego szkoliłem wiele lat temu, a najgorsze jest to, że nie był jedyny. Byli wszyscy. Wszyscy Zimowi Żołnierze. Podnosząc się, patrzyłem wprost na nich czując jak serce bije mi jak oszalałe. Mimo iż to ja ich szkoliłem, nie miałem z nimi szans. Już z jednym miał bym problem, co dopiero stawać przeciwko wszystkim. Zbyt wiele serum, płynęło w ich żyłach. Dotarło do mnie, że szansa na odnalezienie Suzan spadła do zera. Jak i szansa na to, że wyjdę stąd żywy. 

- Bucky, poznajesz swoich dawnych znajomych ? - odparł facet, wyłaniający się zza drzwi. - A no tak, gdzie moja maniery. Nazywam się Zemo. - odparł, a ja opierając się o ścianę czułem się jak w potrzasku.

- Pozwól mi go zabić, mieliśmy umowę - odparł Crossbones, kierując się w stronę Zemo.

- Powoli. Najpierw chcieli by się z nim przywitać. Chyba nie odmówisz im tej przyjemności, po tylu latach rozłąki. - odrzekł kierując się w stronę drzwi, a Crossbones uśmiechając się szyderczo poszedł za nim. 

- Zdrajca.- odparł jeden z Zimowych Żołnierzy, kierując się w moją stronę. A zaraz za nim ruszyła reszta. W tym momencie zamarzyłem o szybkiej śmierci, ponieważ widziałem co robią z swoimi celami. W końcu, sam ich tego nauczyłem. Żywcem mnie nie wezmą. Odpierając ich ataki, raz za razem lądowałem na ziemi. Gdy tylko udało mi się powalić jednego, drugi obezwładniając mnie zadawał mi cios po którym nie miałem siły wstać. Byłem wykończony, a z każdą sekundą było coraz gorzej. Wypluwając krew podparłem się rękami, chcąc wstać. Gdy zaraz po tym, poczułem mocne kopnięcie w brzuch. Padając na plecy, miałem pokrwawioną twarz i czekałem, aż jeden z nich dokończy dzieła. Gdy się zbliżył kopnąłem go. a On padł przewracając kolejnego stojącego za nim. Wstając znów dostałem w twarz, opierając się o ścianę. Sekundy dzieliły mnie od upadku i wtedy kiedy myślałem, że zakończą to na dobre. Jeden z nich chwytając za szyję, podniósł mnie do góry,  po czym posadził na krześle krępując ręce. Byłem skazany na ich łaskę. Wiedziałem na co się zanosi i miałem cichą nadzieje, że mnie zabiją. Prosiłem o to.

                       Ciąg dalszy nastąpi...


But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz