*Nowy Jork. Trzy godziny wcześniej*
Nie ma czasu do stracenia, muszę jakoś wyjść z tego budynku niepostrzeżenie. Pytanie tylko jak pozostać niezauważonym w samym centrum Nowego Jorku ? Muszę coś wymyślić. Siedząc na klatce schodowej rozmyślałem o niej. Nie chce wyjść z mojej głowy ! Żołnierzu weź się w garść ! Wciąż starałem się pozostać niewzruszonym, ale odkąd już nikt nie ma nade mną władzy i nie jestem marionetką w czyiś rękach, staje się inną osobą. Wraca zdrowy rozsądek, a dawny ja zdaje się przejmować stery.
Dobra.. najważniejsze jest teraz to aby dotrzeć do niej przed nimi. Bądź co bądź nie ma nikogo innego kto mógł by jej pomóc, a najistotniejszy jest fakt, że nawet nie wie w jak wielkim jest niebezpieczeństwie. Przeładowałem broń jednocześnie sprawdzając stan magazynku. Niestety muszę liczyć się z tym, że amunicja w końcu się skończy i będę mógł polegać tylko na nożu i sile. Poniekąd mógłbym po prostu uciec, zostawić ją na pastwę losu. Ale tkwi w tym wszystkim przeze mnie. Wewnątrz mnie wciąż rozgrywa się bitwa, jakby jedna część mnie postanowiła uciec jak najdalej a druga zostać i walczyć do końca.
Podniosłem się, broń umieściłem na plecach i udałem się w kierunku wyjścia. Chodnik był zapełniony a od ulicy wydobywał się szum przejeżdżających samochodów. Spojrzałem w lewo, plac był obstawiony przez gości w kominiarkach ludzie nerwowo przyglądali się ich poczynaniom, inni zaś przechodzili nie zwracając uwagi. Jeden z nich najprawdopodobniej dowódca, nowy bo starego wysłałem na tamten świat wydawał im rozkazy, które pewnie brzmiały ,,Dopaść go i zabić !'' W głowie układałem plan. Plan opuszczenia tego miejsca co swoją drogą proste nie będzie. Bo w końcu jak metalowe ramię, spora broń i strój który ubieram na misje mogły by się nie rzucać w oczy ? Tak czy inaczej jak tylko wyjdę od razu wzbudzę niezdrową sensacje. Przez myśl przyszło mi kilka koncepcji. Jedną z nich była kradzież jednego ze stojących obok ulicy aut. W sumie wydawała się najbardziej rozsądna. Ale oczywiście kradzież samochodu w biały dzień na oczach tylu ludzi ?. Powoli nachodziła mnie myśl o wejściu na 10 piętro i skoczeniu przez okno. Kuszące. Ale prościej by było po prostu wyjść z budynku i udać się w prost na plac a efekt będzie ten sam.
Prędzej czy później się tu zjawią, a ja nie mam zamiaru stać tu bezczynnie. Do jej mieszkania dzieliło mnie parę przecznic, tak więc każda chwila zwłoki działała tylko na ich korzyść. Teraz albo nigdy.
Wziąłem głęboki wdech po czym wybiegłem z budynku. Nie musiałem długo czekać kiedy mnie dostrzegli. Ludzie w panice zaczęli uciekać. Odgłos wystrzałów i krzyków rozległ się w przeciągu paru sekund. Chwyciłem ręką za karabin znajdujący się na plecach po czym wziąłem go to rąk i wycelowałem wprost w biegnących na mnie typów w kominiarkach. Lecz i oni nie próżnowali, trafiłem dwóch po czym bezwładnie padli na ziemię. W moim kierunku leciała seria pocisków a ja umykając przed ostrzałem ukryłem się za jednym z aut. Gdy odgłos wystrzałów nie co osłabł wychyliłem się i oddałem kilka strzałów w ich kierunku które także powaliły kilku. Było ich zbyt wielu a i pomysłów było co raz mniej. Tuż przede mną z auta wybiegła spanikowana kobieta po czym wbiegła do kawiarni znajdującej się tuz obok. To jest to, ucieczka autem zwiększała moje szanse na szybsze dotarcie do niej co w tej chwili było najważniejsze, a ta kobieta ułatwiła mi tylko sprawę. Przeładowałem broń i wstając szybko odwróciłem się w ich kierunku. Nastąpiła wymiana strzałów. Kilku z łoskotem upadło na ziemię inni zaś schowali się za samochodami. Hydra werbuje coraz większe ofiary, w sumie kto inny przyłączył by się do ich chorych ideologi które prowadziły tylko do śmierci niewinnych. Tak... i ja mam ich krew na rękach więc w gruncie rzeczy wiele nas nie różni. Ale różnica polega na tym, że już nigdy nie mam zamiaru dołączyć do tej farsy i dołożę wszelkich starań aby zetrzeć Hydrę z powierzchni ziemi, choćby miało mi to zająć resztę moich dni. Oddając jeszcze kilka strzałów w ich kierunku trafiłem wprost w bak jednego z samochodów po czym rozległ się wybuch. Korzystając z zamieszania szybko wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik po czym z piskiem opon ruszyłem w kierunku przecznicy w której mieszka ta dziewczyna. Wszędzie rozlegał się odgłos wyjących syren wydobywający się z pojazdów policji oraz karetek. Na chwile mam ich z głowy ale dobrze wiedzą dokąd zmierzam. Minąłem ostatni zakręt po czym znalazłem się zaraz obok budynku. Czasu jest coraz mniej. Zaparkowałem i pobiegłem wprost do wejścia. Tuż niedaleko niego zaparkowane było czarne auto. O nie.. spóźniłem się, jak opętany wbiegłem na klatkę schodową, biegnąc wprost do jej mieszkania. Sam nie wiem dlaczego tak bardzo mi na niej zależy, chyba jest jedyną osobą przy której choć na chwilę zapominam o tym jakim potworem jestem. Dotarłem na miejsce a tuż przed jej mieszkaniem stało trzech uzbrojonych zamaskowanych agentów, którzy przygotowywali się do wyważenia drzwi. Tego już było za wiele. Wbiegłem na korytarz i powaliłem dwóch na ziemię, trzeciego kopnąłem wprost na drzwi od jej mieszkania, które przez siłę uderzenia upadły na ziemię wraz z nimi. Wbiegłem do środka i kopiąc go w twarz pozbawiłem go przytomności. Zawsze gdy ją widzę mam wrażenie, że widzę ją po raz pierwszy i tym razem nie jest inaczej nie żałuję, że postanowiłem po nią wrócić to była jedna z moich najlepszych dotychczasowych decyzji.
***
- Nigdzie się bez Ciebie nie ruszę, siedzimy w tym razem. Jestem ci to winna. Dałam ci słowo, i zamierzam go dotrzymać - mówiąc te słowa dziewczyna patrzyła wprost na mnie. Ma piękne oczy, pomyślałem przez chwile zapominając o bólu który sprawiał, że byłem coraz słabszy. Chwyciłem ją za rękę jakbym chciał się upewnić, że to nie jest tylko sen. Nie dam im tej satysfakcji. Podniosłem się z jej pomocą. Oparłem rękę o jej ramię i powoli poszliśmy w stronę samochodu. Usiadłem od strony pasażera a ona siadając tuż obok mnie szybko odpaliła silnik i ruszyła.
- Zatrzymać się ! - usłyszałem krzyk dochodzący z ulicy, na której znajdowali się uzbrojeni agenci. Lecz te słowa były nic nie warte. Ruszyliśmy wprost na ulicę, a z tyłu auta rozległ się trzask pocisków.
- I co teraz? - dziewczyna pełna przerażenia, spojrzała w moją stronę. Dobre pytanie. Z minuty na minutę było co raz gorzej, a przed oczami pojawiały mi się czarne plamy. Tylko nie to, nie teraz.
- Musimy ich zgubić, inaczej nie wydostaniemy się stąd żywi. - odparłem, przyciskając krwawiącą ranę. Wiem, że w żaden sposób nie było to dla niej pomocne ale co innego mógłbym jej powiedzieć? W obecnej sytuacji liczyło się tylko dotrwanie do kolejnego dnia.
Jechaliśmy ulicą co chwilę wyprzedzając kolejne auta. Ścigali nas. Szanse na ucieczkę z każdą chwilą malały. Z każdą chwilą miałem ochotę po prostu się poddać, ale nie byłem sam. Jedynym wyjściem było oddać się w ich ręce. Jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo, jestem w stanie to zrobić. Jeśli mnie dorwą, nie będą się przejmować jakąś nic nieznaczącą osóbką, która w żaden sposób może im zagrozić.
- Mam na imię James. - powiedziałem spoglądając na nią. - Wiem, że to nie czas ani miejsce, ale może już nie być innej okazji.
- O czym ty mówisz? Uciekniemy im. - odrzekła z wahaniem, od razu można było wyczuć, że nie jest do końca pewna tego co mówi. - Mam na imię Suzan. - dodała, po czym nerwowo ścisnęła kierownicę, wymijając kolejne auto.
- Suzan. Ja... - nie zdążyłem dokończyć, kiedy czarne auto zagrodziło nam drogę. Z piskiem opon dziewczyna nagle skręciła, uderzając bokiem auta o stojącą nam na drodze przeszkodę. Wszystko jakby ucichło, z daleka było słychać tylko krzyki. Z każdą chwilą były coraz cichsze. Spojrzałem na czarny samochód, lecz o dziwo nie należał do Hydry, a na drzwiach widniał napis, który pewnie na długo zapadnie mi w pamięci. S.H.I.E.L.D. Nagle poczułem mocne szarpnięcie za ramię.
- James! Słyszysz mnie? Odezwij się! - krzyczała do mnie, lecz nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Wtedy drzwi otworzyły się i ubrany na czarno mężczyzna wyciągną ją z samochodu. Poczułem się bezradny, nie mogłem nic zrobić. Wtedy otworzyły się drzwi znajdujące się po mojej stronie, a w moim kierunku wycelowana była broń. Z minuty na minutę było coraz gorzej. Usłyszałem tylko krzyk, po czym ogarnęła mnie całkowita ciemność.
Witam kochani ^-^
Trochę mi zajęło napisanie tego rozdziału ale w końcu się pojawił :D Tak więc nie chcąc się powtarzać fragment z ucieczki z mieszkania Suzan został opisany w poprzednim rozdziale a żeby was nie zanudzać postanowiłam po prostu pisać dalej, tak wiec dla tych co nie wiedza jakie wydarzenia miały miejsce po wyważeniu drzwi przez Jamesa ( no jak on tak mógł xD :D ) musicie po prostu zerknąć do rozdziału XIV :D Tak wiec zachęcam do wytrwania do kolejnych rozdziałów i MIŁEGO WIECZORKU ŻYCZĘ :*
Ps. Darujcie drobne błędy ale no każdemu się zdarza ^^
CZYTASZ
But... I knew Him - Bucky Barnes
Fanfiction✘Jesteś słaby. A twój prestiż perfekcyjnego zabójcy przeminął. Myślisz, że Hydra była piekłem? Zabawne. To był jedynie przedsmak tego, co cię czeka. ✘ Ważne! Odpowiadanie jest w trakcie korekty, więc proszę nie spamić poprawami. Dzięki :3