Rozdział LII - To by było zbyt proste (Suzan)

966 76 12
                                    

* Wspomnienie*

Leżąc w łóżku, oparłam głowę na torsie Jamesa, wsłuchując się w jego miarowy oddech. Był to jeden z lepszych poranków. Ale myśl o tym, że za parę godzin znów znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, spędzała mi sen z powiek. Delikatnie odwracając głowę, spojrzałam na zegarek. Za oknem panował półmrok, więc nie spodziewałam się późniejszej godziny, niż piąta nad ranem. Najciszej jak tylko potrafiłam podniosłam się do siadu i sprawdzając czy nadal śpi, wstałam z łóżka. Biorąc pierwszą rzecz jaka nawinęła mi się pod ręką, którą okazała się koszulka Bucky'ego, założyłam ją na siebie. Była jedynym elementem mojej obecnej garderoby, przez co na mojej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. Podchodząc do okna uchyliłam je, opierając się o parapet. Widząc auto stojące na podjeździe, powędrowałam wzrokiem w stronę lasu znajdującego się kilka metrów za nim. Rześkie powietrze to jeden z powodów, przez które lubię poranki. Chyba, że z góry wiesz, że dzień nie będzie zaliczał się do tych ,,dobrych''. Wtedy nawet taka chwila jak ta, nie daje tyle przyjemności, kiedy myślą wraca się do szarych codziennych spraw. Z zadumy wyrwał mnie dotyk dłoni, obejmujących mnie w pasie i przyciągających do siebie.

- Dlaczego nie śpisz? Jest jeszcze wcześnie. - mówiąc to schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, składając na niej pocałunek.

- Śnił mi się dzień, gdy postrzelili cię w moim mieszkaniu. - powiedziałam, wciąż tkwiąc do niego plecami. Pomimo tego, że w ostatnim czasie coraz częściej jestem świadkiem strzelanin, ta wyjątkowo zagnieździła się w mojej głowie. - A najgorsze w tym wszystkim było to, że to ja pociągnęłam za spust. - czując jak kładzie dłonie na mojej tali, odwrócił mnie przodem do siebie.

- To był tylko sen. I nie żałuję, że wtedy po Ciebie wróciłem. Prędzej bym zginął, niż dał im cię tknąć. - biorąc jego twarz w dłonie, spojrzałam mu w oczy.

- Nigdy tak nie mów. - burknęłam, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku. - Jasne? - odsuwając się od niego, szturchnęłam go w tors wskazującym palcem. Było to coś w stylu ,,odmowa nie będzie brana pod uwagę'', ale znając Go nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać. Biorąc z szafki butelkę z wodą, wzięłam kilka łyków odkładając ją z powrotem na miejsce.

- Ale to prawda. - James siadając na brzegu łóżka, obserwował moją walkę ze splątanymi włosami. Gdy udało mi się je doprowadzić do ładu, związałam je w luźnego koka. - Wiesz co? Powinnaś częściej się tak ubierać. - odwracając się do niego przodem, widziałam wyzywający uśmieszek na jego twarzy. Unosząc jedną brew, nie obyło się bez przeciągłego poirytowanego westchnienia z mojej strony.

- O tak jasne. Może w ogóle powinnam chodzić nago. - powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem, z góry wiedząc jakiej odpowiedzi mogę się spodziewać.

- Nie mam nic przeciwko. - widząc uśmiech wymalowany na jego twarzy, postanowiłam to zignorować. Biorąc ubrania udałam się w stronę łazienki. Gdy już się wyszykowałam, wróciłam do pokoju widząc jak Bucky, już ubrany, przegląda papiery z teczki. Dzień wcześniej Nat wręczyła mu ją i nie wyglądała na zadowoloną. Biorąc do ręki kolejny plik papieru, wyglądał jakby zobaczył ducha. Idąc w jego kierunku, spojrzałam na zdjęcie, które trzymał w rękach.

- Znasz go? - zapytałam, tym samym wytrącajac Jamesa z zamyślenia.

- Tak. Nazywa się Leo Nowokow. Szkoliłem go za czasów zimniej wojny. Wyjątkowo zawzięty sukinsyn. Podczas ataku na Triskelion, wszyscy Zimowi Żołnierze zostali schwytani. Oprócz niego. - odparł, a wyraz jego twarzy sugerował tylko jedno. Kłopoty. Siadając tuż obok, wzięłam jeden plik papierów. Który zawierał informacje, o rzeczonym uciekinierze. 

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz