Rozdział LV - Drugie dno (James)

758 67 8
                                    

Ostatnie sekundy, tykające mi w głowie, spychały wszystkie inne kłębiące się w mojej głowie myśli na dalszy plan. Chwytając pęk kabli, umieściłem pod nim ostrze. O dziwo nie odczuwałem strachu. A pusta jaka w tym momencie mnie ogarnęła, była co najmniej niepokojąca. Jednym ruchem ręki przejechałem ostrzem po przewodach, a wszystko zawało się ucichnąć. Wstając wpatrywałem się w licznik zegarowy, który zatrzymał się na ostatniej sekundzie. Spoglądając na Steve'a, widziałem malującą się na jego twarzy ulgę, pomieszaną z nie małym zaskoczeniem.

- Skoro i tak mieliśmy umrzeć. Co szkodziło przeciąć kable. - nie nazwał bym tego planowanym posunięciem, a raczej spontanicznym odruchem. Wstając i podchodząc do Steve'a, wciąż mając w ręku nóż, przeciąłem oplatający go drut. 

- Mało brakowało. Nie przestajesz mnie zaskakiwać. - rozglądając się po pomieszczeniu, raz jeszcze obejrzałem ładunek. Cholera to nie mogło być takie proste, nie w jego przypadku. - Żyjemy, więc skąd u ciebie ten niepokój? 

- Gdyby chciał mnie zabić, żadna siła nie rozbroiła by tej bomby. Tu musi chodzić o coś innego. Na pewno wiedział, że spróbuje ocalić was obojga. - patrząc na blondyna, ten też wydawał się doszukiwać ,,drugiego dna''. Pytanie tylko, co pominąłem?

- Mówiłeś, że nie może działać sam. Ma obstawę, ale wiem, że nie ich miałeś na myśli. Więc musisz zadać sobie pytanie, co ty byś zrobił? W końcu jeśli chodzi o wiedzę o tym człowieku, ty masz największe doświadczenie. - kierując się w stronę drzwi ramię w ramię z Steve'm, wziąłem sobie do serca jego słowa. Ale jak przewidzieć zachowanie psychopaty? 

- Chce zemsty i uderzył w mój najczulszy punkt. Przeczuwał pewnie też, że zacznę od Suzan. Nie miał pewności, że zdążę wynieść ją z budynku. Ale wiedział, że mogę mieć wsparcie i że zrobi to ktoś inny. W dodatku ten doktor, który miał mi wyciągnąć ten sowiecki syf z głowy. Leo też o nim wiedział. - będąc już na korytarzu i upewniwszy się, że nic nam nie zagraża schowałem nóż.

- Z tego co udało mi się dowiedzieć, Natasza znała tego doktora. Ponoć to Tarcza go tu sprowadziła, a ona dowodziła tą operacją. Ale miał być pod ścisłą kontrolą agentów, zamknięty w tym budynku. Leo i jego najemnicy, musieli się zająć ludźmi z Tarczy. Ale co z tym lekarzem? - 

- Znała go? Dlaczego nic mi nie powiedziała? - nie ukrywając wzburzenia, spojrzałem na niego stając i oczekując wyjaśnień.

- Odkąd Stark zarządza Tarczą, Nat jest praktycznie jego prawą ręką. Ciągle wysyła ją w teren, więc to co od niej wiem do sporadyczne informacje. Gdyby mogła się z tobą skontaktować, zrobiła by to. Jedyne co o nim wiem to to, że ma jakieś powiązania z Red Room'em. 

- Niech to szlag! Steve musimy dotrzeć do Suzan i to szybko! - biegnąc, Roger's ruszył zaraz za mną. 

- O co chodzi?! - zbiegając po, schodach kierowaliśmy się w stronę wyjścia, po chwili będąc na zewnątrz. Rozglądając się po okolicy, spostrzegłem auto stojące na podjeździe i co sił pobiegłem w jego stronę. Słysząc przyśpieszony oddech Steve'a tuż za mną przystanąłem powoli idąc w stronę auta. Będąc już jakiś metr od pojazdu, zauważyłem ślad krwi ciągnący się za samochód. Wyciągając nóż, powoli szedłem za tym śladem po chwili widząc faceta leżącego na chodniku, z raną postrzałową w prawym boku. Kurczowo trzymającego w dłoni połamany łuk.  

Witam :> 

Wybaczcie że tak długo, ale w głowie mi teraz tylko egzamin :\ I z tą weną też różnie :v Ale jest i on ! Wyczekany i treściwy rozdział, zapowiadający kolejną katastrofę >.< Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dobrej nocy życzę kochani <3 ;)

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz