Rozdział XL - Zemsta (James)

1.6K 109 12
                                    

* Noc, Los Angeles *

Apartament w którym panowała ciemność, rozświetlało kolorowe światło bijące od reklam wyświetlanych na sąsiednim budynku. Co jakiś czas wpadało do środka przez szybę, z której zrobiona była boczna ściana, po czym przygasało znów tworząc półmrok. Na sztalugach widniały obrazy o różnej tematyce, lecz jeden szczególne przykuł moją uwagę. Widniał na nim zimowy krajobraz, przedstawiający Syberię. Wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany, czując ukłucie w sercu. Myślą znów wróciłem do tortur, jakie wyrządzała mi Hydra przez te wszystkie lata. Chowając twarz w dłoniach, starałem się opanować, trzęsąc się przez narastający przypływ gniewu. Podnosząc głowę patrzyłem wprost na biały dywan, zdobiący dębowe deski, którymi pokryta była cała podłoga. Idealnie współgrał z kremową kanapą i fotelem, na którym obecnie siedziałem. Wpatrując się w szklany stół, znajdujący się w centralnej części pokoju, czekałem na przybycie właściciela apartamentu. Zaletą bycia martwym jest to, że nikt się ciebie nie spodziewa. Przez co łatwiej osiągnąć swój cel. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, siedziałem w bezruchu z kamiennym wyrazem twarzy. Obiekt wszedł do mieszkania, usiłując włączyć światło, lecz uniemożliwiły mu to przecięte obwody. Przeklinając pod nosem w sąsiednim pomieszczeniu, w którym była kuchnia, zmierzał w moim kierunku nie świadom zagrożenia. Przekraczając próg, ze szklanką w dłoni nie zauważył mnie. Do czasu, aż światło znów nie przedarło się do środka. Zauważając mnie znieruchomiał, wypuszczając z dłoni szklankę, która uderzając o ziemię rozbiła się na drobne kawałki, tym samym plamiąc dywan szkarłatną zawartością. 

- Zdrastwujtie tawarisz* - powiedziałem, nie wyrażając przy tym żadnych emocji, po czym wstając podążałem w jego kierunku. Odwracając się usiłował uciec, kiedy tuż obok jego głowy przeleciał nóż wbijając się w framugę drzwi. Biorąc go do ręki, odwrócił się w moim kierunku. Stając naprzeciw mnie, jego przerażony wyraz twarzy, zastąpiło harde spojrzenie. Takiego go zapamiętałem.Porucznik Ignatij Dimitrov, głównodowodzący programu ,, Zimowy Żołnierz'', jeden z wielu, którzy dbali o to aby zamienić moje życie w piekło. Dorobił się majątku, sprzedając nowoczesną broń temu kto da więcej. Po czym uciekł z Rosji, unikając kary za swoje czyny. Jednakże, czas obszedł się z nim mniej łaskawie.

- Zima Soldata* - odparł w końcu, będąc w pełni świadom celu mojego przybycia. - Wiadomości o twojej rzekomej śmierci, były jak widać mocno przesadzone. - dodał, wciąż nie opuszczając noża. Jego pewność siebie znikła, kiedy za bogato zdobioną komodą, dostrzegł dwa ciała swoich najlepszych ochroniarzy. Przełykając głośno ślinę, jego wzrok utkwił w moim metalowym ramieniu.

- Zapewne wiedziałeś, że prędzej czy później przyjdę także po ciebie, prawda ? - wycedziłem,  czując narastającą rządzę zatopienia ostrza, w jego pozbawionym jakichkolwiek uczuć sercu. Mimo tego wieloletnie doświadczenie, nauczyło mnie powstrzymywać każdą emocjonalną słabość. Tak mi się przynajmniej wydawało.

- Kto raz podąży ścieżką śmierci, do kresu swego podążać nią będzie. Masz się za lepszego od nas. A masz więcej krwi na rękach niż my, wszyscy razem wzięci. Naprawdę nisko upadłeś. - powiedział, pozbawiając mnie wszelkich zahamowań.  Pełen wściekłości, szybkim krokiem podszedłem do niego, gdy ten podstępem zamachnął się centymetr przed moją szyją. Chwytając go za nadgarstek metalową dłonią, ścisnąłem go tak, że usłyszeć można było chrzęst łamanych kości. Zawył z bólu, kiedy przypierając do ściany, chwyciłem go za szyje podnosząc do góry. Tak, że wisiał kilka centymetrów nad ziemią, niczym marionetka w rękach kuglarza. Odsłaniając swój obojczyk widniała na nim blizna, a on widząc ją parsknął zduszonym śmiechem.

- Pamiętasz to ?! - wypaliłem powstrzymując, się od złamania mu karku. - Wbiłeś mi nóż przekręcając go kilka razy, tylko dlatego, że nie udało mi się zlikwidować celu. To i tak nie było najgorsze. A wiesz, co jest ? Pamiętam tylko takie rzeczy. - dodałem, po czym rzuciłem go na szklany stół, który rozbił się pod jego ciężarem.

- P..poczekaj ! - wycharczał, kiedy wlekłem go za kołnierz w stronę otwartego okna. Zatrzymując się raz jeszcze rzuciłem mu mordercze spojrzenie. - Beze mnie go nie znajdziesz. - dodał, na co uśmiechnąłem się nieznacznie. Wkładając rękę pod skórzaną kurtkę, wyciągnąłem czerwony notatnik z czarną gwiazdką. 

- Jesteś tego pewien ? Sam mnie uczyłeś sztuki kamuflażu. - odparłem i chowając go z powrotem, poczułem chwyt za nogę tracąc równowagę i upadając na ziemię. Widząc, że zmierza w moim kierunku, szybko przeturlałem się unikając oberwania w twarz. Wściekłość rozgorzała na dobre, sprawiając, że to będzie ostatnia rzecz jaką zrobił. Podnosząc się tak szybko jak tylko mogłem, kopnąłem go w brzuch z takim impetem, że rozbijając szybę plecami wyleciał na zewnątrz z wrzaskiem. - Do zobaczenia w piekle. - wyszeptałem i nie zwlekając opuściłem pomieszczenie, znikając w mroku nocy.

***

Siedząc przy stole i czyszcząc MP-446*, zastanawiałem się czy Suzan znalazła już wiadomość ode mnie. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, powinni tu dotrzeć jutro przed południem. Zdaję sobie sprawę, że Stark zapewne wysłał już swoje psy gończe, aby ich śledzili. Z tego co wiem, to Kapitan głupi nie jest i najpierw ich zgubi. Ale czasami to i on miewa pomysły, że o gorsze trudno. Dajmy na to wstąpienie do wojska, mając problem z podniesieniem karabinu. I jego astma, przez którą nie raz wstawałem w nocy modląc się, aby nie dostał zapaści. Nawet nie wiedziałem, ze tak wiele rzeczy jeszcze pamiętam. Może, zostało we mnie jeszcze coś z tamtego człowieka. Składając bron w całość jednym płynnym ruchem, zauważyłem światło reflektorów, które mignęło na ścianie przed oknem. Ktoś wjechał na podjazd. Przeładowując broń, zbliżyłem się do okna wyłączając światło. Widząc dodge'a chager'a rozluźniłem się, gdy Robbie'go wysiadł z czarnego jak noc samochodu. Włączając światło znów wróciłem do czyszczenia broni. Chyba weszło mi to w krew, odkąd praktycznie przestałem jej używać. W sumie, to nie wiem co innego mógłbym robić. Słysząc skrzypienie drzwi, w progu stanął właściciel domu z grobową miną.

- Musisz stąd zwiewać. Najlepiej, żeby do świtu już cie tu nie było. - wycedził, a wyraz jego twarzy tylko utwierdził mnie w tym, że sytuacja musi być naprawdę beznadziejna.

- Dlaczego ? - odparłem z zdenerwowaniem szybko się opamiętując. Kiedyś już pokazał mi na co stać jego ,,drugie wcielenie''. Wolę tego nie przerabiać, po raz drugi.

- S.H.I.E.L.D. - dodał i to mi wystarczyło, aby wiedzieć, że muszę jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. 

Witam, witam :>

W końcu skończony :D Wybaczcie, ale szkoła nie idzie w parze z wattpad'em. Ale do rzeczy. Są może tu jacyś fani opowiadań shipu STONY ? :v Postanowiłam się zebrać w sobie i zobaczyć jak mi to wyjdzie. Obiecałam napisać Stucky, ale jeśli znajdą się chętni to i takie opko się pojawi :> Co wy na to ? Poczytalibyście coś takiego ? :D Jestem otwarta na sugestie (y)

(1)* - Witam towarzyszu.

(2)* - Zimowy Żołnierz.

(3)* - rosyjski pistolet kalibru 9x19 :)





But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz