Rozdział L - Chwila dla siebie cz.2 (Suzan)

1.3K 90 32
                                    

*UWAGA SCENY 18+  :D * 

Ciszę, która od dłuższego czasu panowała w pomieszczeniu, zakłócały moje ciche westchnienia. A jego dotyk sprawiał, że z każdą chwilą pragnęłam go jeszcze bardziej. Łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, jego dłonie spoczęły na moich pośladkach. Patrząc mi prosto w oczy, czekał na zgodę, a gdy tylko na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek, kąciki jego ust także powędrowały ku górze. Przeciągły jęk, który wydobył się z moich ust, został stłumiony przez usta bruneta, który poruszając się co raz szybciej, z każdą chwilą zbliżał się do apogeum przyjemności. Wykonując ostatnie pchnięcie, z trudem udało mi się powstrzymać krzyk, niekontrolowanie wbijając mu paznokcie w plecy. Zostając w tej pozycji, staraliśmy się uspokoić oddech, wtulając się w siebie nawzajem. Zdecydowanie brakowało mi jego bliskości, a fakt, że mam go teraz tylko dla siebie, napawa mnie uczuciem, którego nie potrafię opisać słowami. Być może jest to po prostu chęć zaspokojenia jednej, z podstawowych ludzkich żądzy. Ale, napawa mnie też swego rodzaju optymizmem. Przez który mogę stwierdzić, że moje życie nie jest tylko serią porażek, bez widoku na lepszą przyszłość. Wstając, ubraliśmy się, siadając obok siebie. Bucky obejmując mnie ramieniem, odsunął kosmyk włosów z mojego czoła, składając na nim pocałunek. Uśmiechając się na ten gest, wtuliłam się w niego opierając głowę o jego tors.

- Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdyby wszyscy dali ci spokój i mógłbyś zacząć wszystko od nowa ? - nawet nie wiem, kiedy to pytanie padło z moich ust. W zasadzie jest jednym z wielu, które chciała bym mu zadać. Ale dobrze wiem, że nie jest typem osoby, która chętnie opowiada o sobie.

- Nie zastanawiałem się. - odpowiadając na moje pytanie, odwrócił głowę tak, aby móc mi patrzeć prosto w oczy. Nie wiem co jest w nich takiego wyjątkowego. Zapewne nic. Ale mogła bym w nie patrzeć godzinami, ponieważ mam przed sobą faceta, który jest bliższy niż ktokolwiek na świecie. Pomimo tego, że chwilami bywa kimś całkowicie innym. Przez chwilę wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Jakby szukał w głowie, odpowiednich słów. - Ja dobrze wiem co bym zrobił. Zabrał bym cię jak najdalej stąd. W miejsce, gdzie była byś bezpieczna. Gdybyś tylko chciała, być z kimś takim jak ja. - dodał, a w jego głosie można było wyczuć niepewność. Jakby bał się mojej reakcji. W zasadzie jestem pod wielkim wrażeniem. Żyjąc tyle lat między osobami, których jedynym sensem istnienia jest zamienianie życia innych w piekło. To tak otwarte wyrażanie swoich uczuć, jest czymś niespotykanym. Wygląda na to, że znam go mniej, niż mogło mi się wydawać. Gdy tylko otworzyłam usta, chcąc mu odpowiedzieć, drzwi wejściowe otwarły się, a w nich stanął Steve. Nie wyglądał na specjalnie zadowolonego, więc można było się spodziewać, że nie wszystko poszło zgodnie z planem. 

- Znalazłeś transport ? - James wciąż trzymając mnie w objęciach, mierzył przyjaciela pytającym spojrzeniem. Kapitan ściągając z głowy czapkę z daszkiem położył ją na stół z narzędziami, po czym oparł się o niego. Na jego twarzy widniała brudna smuga, która zapewne powstała, gdy otarł pot z czoła. W sumie był by to najbardziej optymistyczny scenariusz. Ale tak naprawdę mogłam tylko gdybać.

- Czeka przed budynkiem. Ale to nie koniec nowych wiadomości. Widziałem już co najmniej dwa samochody S.H.I.E.L.D. - mówiąc to, na twarzy Kapitana zagościło wyraźne zdenerwowanie.  Widziałam jak metalowa dłoń Bucky'ego, zacisnęła się na oparciu fotela przebijając jego materiał. Wstając, przeczesał dłonią włosy, zakładając ich kosmyki za uszy. 

- Za godzinę będzie już ciemno. A czekanie tutaj, tylko przybliża ich do nas. Czas najwyższy się zbierać. - James podchodząc do torby w której trzymał broń, przewiesił ją przez ramię. Choć zwykle ukrywał swoje emocje, ostatnio coraz częściej mam wrażenie, że tylko silna wola powstrzymuje go od pójścia do Triskelionu i wytarcia podłogi twarzą Starka. Z jednej strony mu się nie dziwię, nawet nie wiem czy pamięta, jak to jest wyjść na miasto i nie oglądać się przez ramię. A dzięki Hydrze i Starkowi, który obecnie piastuje stanowisko dyrektora tarczy, jeszcze długo nie zazna tego uczucia. Również podnosząc się z miejsca, skierowałam się w ich stronę, biorąc swoje rzeczy. 

*** 

Prowadząc samochód, co jakiś czas spoglądałam na chłopaków, którzy w pełnej napięcia ciszy wyczekiwali na dotarcie na miejsce. James trzymając w ręce M4A4, jednym ruchem ręki umieścił w nim magazynek przeładowując go. Skupiając się na drodze, moim oczom ukazał się wysoki budynek oświetlony przez liczne światła. Ogrodzony jedynie najzwyczajniejszym płotem, na którym dostrzec można było drut kolczasty, nie sprawiał wrażenia trudno dostępnego. Ale znając życie, to co z pozoru wydaje się proste, przysparza najwięcej problemów. Zatrzymując się po drugiej stronie ulicy, w najmniej widocznym miejscu, wyłączyłam silnik.Powodowany narastającym stresem, nieprzyjemny ucisk w żołądku, dawał o sobie znać pogłębiając się z każdą minutą. Wiem, że Cap i Bucky nie raz dali sobie radę w kryzysowej sytuacji. Ale mimo wszystko, wizja niepowodzenia była dla mnie największym ciężarem. Otwierając drzwi starego volkswagen'a, Cap opuścił miejsce na nami wychodząc na zewnątrz. Odwracając się zabrał tarczę z jednego z siedzeń, umieszczając ją na plecach. Przyglądając się ich poczynaniom, zauważyłam przy pasie Steve'a broń. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę spodziewać się najgorszego. Gdy tylko James opuścił samochód, ja również z niego wysiadłam stając obok nich. 

- Wejdę pierwszy. Ty w tym czasie będziesz mnie ubezpieczał. - Bucky umieszczając broń przy pasie, wyciągnął ze schowka w samochodzie nóż, który znalazł się już obok niej. Steve jedynie kiwnął głową, wiedząc, że choć ma inne zdanie, kłótnia z nim nie ma sensu. 

- Suzan, gdybyśmy nie wrócili za dwie godziny, odjedziesz i zadzwonisz pod ten numer. - mówiąc to, wręczył mi kawałek zwiniętego papieru. - To zaufana osoba, powie ci co robić, gdyby nam się coś stało.

- Nigdzie się bez was nie ruszam. - zaprotestowałam, pomimo tego, że zapewne na nic się to nie zda. - Dacie radę. Wiem to. - swego rodzaju desperacja wkradła się w moją wypowiedź, zabierając mi resztki pewności siebie. 

- Obyś miała rację. - odpowiedział przygaszonym tonem, będąc już w pełni przygotowany. Bucky odwracając się w moją stronę, podszedł do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Obiecaj, że jeśli będzie ci coś grozić, a nas nie będzie w pobliżu, uciekniesz jak najdalej stąd. - powiedział, wpatrując się we mnie i widząc moje niezadowolenie. Opuszczając głowę, mocno go objęłam, łącząc nasze usta. 

- Obiecuje. - odparłam, ale mimo wszystko jest to ostatnia rzecz jaką była bym stanie zrobić. Wsiadając do samochodu, obserwowałam ich do póki nie zniknęli mi z pola widzenia. Siedząc w ciszy obserwowałam budynek, a każda chwila bezczynności była dla mnie największą karą. Błądząc wzrokiem po placu wokół budynku, dostrzegłam postać zmierzającą w tą samą stronę, w którą poszedł Bucky i Steve. A gdy znalazła się bliżej światła, zobaczyłam ją w pełnej okazałości. Zamarłam, gdy zorientowałam się kim ona jest. A wiedząc, że każda chwila zwłoki przybliża ich do niebezpieczeństwa, wpadłam na najgłupszy pomysł jaki przyszedł mi do głowy. Trąbiąc kilka razy, miałam nadzieję, że to usłyszy. I nie myliłam się. Odwracając głowę zatrzymała się, patrząc w moją stronę. Sytuacja jest co najmniej beznadziejna, zwłaszcza, że nie mam z nią najmniejszych szans. Spuszczając ją na chwilę z oczu, ta zdawała się rozpłynąć w mroku nocy. Może i odciągnęłam jej uwagę od Jamesa, ale teraz zapewne zmierza w moim kierunku. I nie sądzę, aby chciała porozmawiać. 

Witam :) 

Jest obiecany rozdział z lekką pikanterią xd I od razu mam dla was złą wiadomość :x Przez najbliższy miesiąc nie będzie rozdziału, ponieważ wyjeżdżam i wracam dopiero w czerwcu. Oczywiście postaram się to nadrobić, więc na wstępie powinno pojawić się więcej rozdziałów ;) TRZYMAJCIE SIĘ <3  I do zobaczenia w kolejnym :>    

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz