Rozdział LVII - Posłuszna (Suzan)

757 68 28
                                    

* Wcześniej*

- Co... co się dzieje? - wyszeptałam, powoli podnosząc powieki. Oślepiające światło słoneczne, kuło w oczy, a odrętwienie w każdym skrawku ciała, było cholernie nieznośne. - Hawkeye?

- Obudziłaś się. Spokojnie, zabiorę cię w bezpieczne miejsce. - trzymając mnie na rękach, kierował się w stronę ulicy, gdzie stał srebrny samochód. Będąc tuż przy nim pochylił się, delikatnie stawiając mnie na ziemi. Pomimo tego, że na początku miałam nogi jak z waty udało mi się zachować równowagę. A po jakimś czasie odrętwienie ustąpiło, a ja powoli zaczynałam sobie wszystko przypominać. To wszystko było takie pozbawione sensu. Podświadomie wiedziałam, że miałam coś zrobić. Ale nie wiem dlaczego w tej chwili jest to dla mnie takie ważne. Widząc Clinta rozmawiającego przez telefon, ten rozłączył się, odwracając się w moja stronę. - Co tam się stało?! Bucky mówił o wybuchu, wezwałem niezbędne służby. Steve też tam jest? 

- Ja, nie wiem. Nie pamiętam. - patrząc na niego, wzrokiem powędrowałam w stronę przechodnia, który szedł w naszym kierunku. 

- Muszę tam iść. Zostań tu, mogą potrzebować mojej pomocy. Służby ratownicze, zaraz się tu zjawią. - podchodząc do bagażnika, wyciągnął łuk, a kołczan przewiesił sobie przez ramię. Wsiadając do samochodu, czułam się wyzuta z emocji. 

- Ym, przepraszam? Pewien facet kazał  pani coś przekazać. Przypomnij sobie. - odchodząc od samochodu, poszedł dalej chodnikiem jakby nic się nie stało. Już wiem co muszę zrobić.  Rozglądając się po samochodzie, na tylnym siedzeniu zobaczyłam kurtkę Hawkeye'a, a pod nią pistolet. Biorąc go do ręki, wysiadłam z samochodu zmierzając w stronę łucznika. Kierując broń w jego stronę, ten stojąc plecami do mnie, musiał się zorientować co zamierzam zrobić. Oddając pierwszy strzał ten uchylił się przed nim, a ja przypadkiem trafiłam w rękojeść jego łuku, który przepołowiłam na dwie części. Unosząc ręce w geście poddania, ze zdziwieniem a zarazem przerażeniem, spojrzał w moją stronę. 

- Co ty robisz?! Jestem po waszej stronie! - podnosząc głos, spojrzał wprost na trzymaną przeze mnie broń. 

- Po ich stronie. - pociągając za spust, trafiłam w łucznika, a ten padł na ziemie trzymając się za zranione miejsce. Wyrzucając broń, skierowałam się chodnikiem w stronę parkingu znajdującego się budynek dalej. Widząc stojącego tam białego busa, spostrzegłam wysiadającego z niego bruneta ubranego na czarno, oraz mniejszego od niego rudowłosego o bujnym zaroście. Doktor Faustus, tak mi się wcześniej przedstawił. Będąc tuż przed nimi, widziałam wyraźne zadowolenie na twarzy bruneta, którego włosy sięgały ramion. 

- Zrobiłam o co pan prosił doktorze. - powiedziałam, a doktor skinął głową z aprobatą.

- Wspaniale moje dziecko. Mamy jeszcze dużo pracy. - wskazując na samochód tam też się udałam wchodząc do środka. Nie wiem czy to co zrobiłam było właściwe. Ale nie chciałam wiedzieć. Posłuszeństwo ponad wszystko. On nie lubi pytań. 


Witam :>

Co ta Suzan :o Szykują się dziwne akcje. Czy jest coś o czym nie wiemy? Ciąg dalszy niebawem ;)

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz