Rozdział XII - Jesteś w niebezpieczeństwie. (Suzan)

4.1K 268 12
                                    

Z minuty na minutę, robiło się coraz jaśniej. Pierwsze promienie słońca przedostawały się przez okno, dając mi do zrozumienia, że czas najwyższy wstać z łóżka. Co zrobiłam z sporym trudem. Najgorsza noc w moim życiu. Dalej nie wiem co o tym myśleć. Wstawiając czajnik na gaz, usiadłam przy stole. 

I co teraz? 

Pytanie, które przytłacza mnie od dłuższego czasu. Ta noc na długo utkwi mi w pamięci, będąc moim najgorszym koszmarem. Ten facet, to jedna, wielka, chodząca enigma. Dzisiejszej nocy, miał okazję, aby mnie zabić. A nie wyglądał na kogoś, kto miałby z tym problem. Tak mi się przynajmniej wydaję. Więc jeśli mam rację, to czuł, że nie ma innego wyjścia. Ta sytuacja, robi się coraz bardziej skomplikowana. Zalewając wrzątkiem kubek z kawą, z powrotem usiadłam przy stole. To ciągłe przebywanie w stresie, może człowieka wykończyć. Nie mogę tak po prostu tego olać, ale co mogę zrobić. Jeśli został przez kogoś wysłany, to zawsze może zjawić się tu ktoś inny. A wtedy, mogę nie mieć już tyle szczęścia. Więc, muszę opuścić to mieszkanie. Przynajmniej na razie. I znaleźć kogoś, kto będzie mi w stanie pomóc.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.

- Słucham?

- Witam. - ten głos wydaje mi się znajomy. - Dzwonię , aby poinformować, że Pani zgłoszenie w sprawie pracy, zostało pozytywnie rozpatrzone. Może Pani stawić się jutro. - zaniemówiłam. W końcu jakaś dobra nowina. Choć nie czas na to, aby się teraz tym cieszyć. Nie, kiedy wisi nade mną widmo śmierci.

Po zakończeniu rozmowy, załatwiłam poranną toaletę, powoli szykując się do wyjścia. Wyglądając przez okno, rozejrzałam się po okolicy. On musi gdzieś tu być. Bo jeśli te tandetne kryminalne seriale, mają w sobie choć odrobinę prawdy, to mordercy tak łatwo nie rezygnują. 

Wychodząc z mieszkania i zamykając je na klucz, udałam się do centrum miasta, w celu załatwienia kilku spraw. Idąc chodnikiem, wciąż obracałam się za siebie. Spokojnie Suzan, nie ma go tu, wmawiałam sobie próbując nieco się uspokoić. Pocieszający jest fakt, że przynajmniej wiem już jak wygląda.

Jutro miałam zacząć pracę, ale najrozsądniej będzie opuścić to mieszkanie. Na jakiś czas. Przemyśleć kolejny krok. Idąc przez miasto i mając już najpotrzebniejsze rzeczy, oraz jedzenie, postanowiłam odnieść je do domu. 

***

Będąc już w mieszkaniu, weszłam do kuchni, w celu rozpakowania zakupów. Gdy już posprzątałam i poukładałam wszystko na swoje miejsce, zmęczona ciągłymi podróżami z pokoju do pokoju, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Leciały popołudniowe wiadomości. Wsłuchana w donośny głos dziennikarza, z zainteresowaniem wsłuchiwałam się w jego wypowiedz. A jego słowa, nie wróżyły nic dobrego. 

- Z ostatniej chwili! Strzelanina w centrum miasta. Są ranni. Służby policji, starają się opanować sytuację. - z niedowierzaniem, obserwowałam całe to zajście. - Na miejscu jest nasz reporter. Jackob oddajemy ci głos. 

- Dzięki Mike. Na miejscu, panuje spore zamieszanie. Uzbrojeni mężczyźni w kominiarkach, najwyraźniej kogoś ścigają. Chwila. Straciliśmy ich z oczu. Panika. Ludzie biegają w popłochu. Wszędzie panuje zamęt, a policja, nie może sobie poradzić z rozszalałym tłumem. 

- Już dawno nie mieliśmy takiego zajścia. Będziemy Państwa informować na bieżąco.- powiedział dziennikarz, kiedy włączyli reklamy. 

Jeszcze dobre parę minut, wpatrywałam się w ekran jak zamurowana. Mężczyźni w kominiarkach? A co jeśli chodzi o niego? Mam nieodparte wrażenie, że właśnie on jest powodem tego zajścia. Siedząc z podkulonymi nogami, wciąż jeszcze wpatrywałam się na ekran telewizora. Gdy z rozmyślania, wyrwał mnie ogromy huk, wydobywający się z sąsiedniego pokoju. Szybko podniosłam się na nogi, a serce biło mi jak szalone. Podbiegłam do pokoju, z którego wydobył się ten przerażający hałas.

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz