Rozdział XLX - Dom w górach (Suzan)

684 45 20
                                    

*Osiem lat później*

Minęło już trochę czasu odkąd zaczęłam sobie wszystko przypominać. Początkowo myślano, że wspomnienia dotyczące Jamesa, zostały trwale usunięte. I nie zdołam sobie przypomnieć kim był, ale wszystko powoli wracało do normy. Jednak to nie było największym zaskoczeniem. Tydzień później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Miałam mętlik w głowie i obawiałam się co będzie dalej, ale James cały czas był obok. Co przypomniało mi dlaczego ten człowiek był dla mnie taki ważny. Nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że doczekam takich dni. Dni w których uświadamiasz sobie, że możesz pozwolić sobie na odrobinę szczęścia.

U boku dwóch ukochanych mężczyzn.

- Mamo! - słysząc poirytowany krzyk westchnęłam z niezadowoleniem, wycierając brudne od mąki dłonie. Kierując się w stronę drzwi wyjściowych, otworzyłam je, wypatrując małego, gniewnego bruneta. Wykapany ojciec. Mały dom w którym zamieszkaliśmy, znajdował się w południowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. A od najbliższego miasta, dzieliło nas dwadzieścia minut drogi. James wiele razy wspominał, o zamieszkaniu z dala od natrętnych spojrzeń. I myślę, że mu się to udało. Zawsze marzyłam, aby zamieszkać w górach. I teraz, za każdym razem kiedy staje na drewnianym podeście przed drzwiami, uśmiecham się lekko, ciesząc się widokiem. Widząc Jasona biegnącego w moją stronę, przeraziłam się, widząc na jego ręce spore rozcięcie.

- Co się stało? - zapytałam przyglądając mu się i szukając innych obrażeń. - Tylko nie mów, że znowu wchodziłeś na drzewo. Rozmawialiśmy już o tym.

- Przeprowadzałem zwiad w poszukiwaniu złych ludzi. Chciałem mieć lepszą widoczność...

- Złych ludzi? - zapytałam, prowadząc go w stronę pokoju, w której znajdowała się apteczka.

- Tata powiedział, że mam się o ciebie troszczyć, kiedy jego nie ma w domu. A wujek Steve wspominał kiedyś, że źli ludzie lubią atakować znienacka. - słysząc to poczułam radość na wzmiankę o trosce, jaki i frustracje wynikającą z tego, że Rogers powiedział takie rzeczy przy dziecku. Niech ja go tylko dorwę. Ojciec chrzestny powinien wiedzieć, że dzieci chłoną takie rzeczy jak gąbka. Jakby nie wystarczyło, ze odkąd Jason wie o Avengers, nie może przestać o nich mówić.

- Tutaj nic nam nie grozi. Twój ojciec o to zadbał, więc nie musisz się martwić. - powiedziałam z uśmiechem, widząc grymas bólu, który wkradł się na jego twarz, kiedy dezynfekowałam ranę. Zabezpieczając ją schyliłam się całując go w policzek.

- Jestem już na to za duży! - odparł wzburzony i słysząc dźwięk silnika pobiegł w stronę drzwi wyjściowych. Słysząc trzask zamykanych drzwi samochodowych, wyszłam na zewnątrz, opierając się o filar podtrzymujący zadaszenie, nad drewnianymi schodami przed domem. James widząc Jasona biegnącego w jego stronę, kucnął, pozwalając zawiesić mu się na szyi. Po czym wstał, trzymając go na rękach. Pomimo widocznego na jego twarzy zmęczenia, uśmiechał się, widząc jak go obserwuję.

- Jak minął dzień panie Barnes? - mruknęłam zalotnie, gdy byli tuż przed schodami. Chyba nigdy mi się to nie znudzi. Wypuszczając Jasona z uścisku i widząc jak znika w pomieszczeniu, zbliżył się łącząc nasze usta.

- Nie narzekam pani Barnes. - odparł akcentując dwa ostatnie słowa, na co uśmiechnęłam się, gdy ten przepuścił mnie w drzwiach, zamykając je za sobą.

***

- Nie wierze, ze tyle energii mieści się w tak małym człowieku. - zauważył James schodząc z góry po schodach, po czym padnięty usiadł w fotelu. - Kto by pomyślał, że usypianie dziecka, będzie cięższe od rozbrajania C4.

- Nie przesadzaj. Idzie ci całkiem nieźle. - odparłam myjąc naczynia pozostałe po kolacji, po czym weszłam do salonu. - Obiecałeś mu.

- No tak, ale nie trzy z rzędu. Te bajki nie są wcale takie krótkie. - powiedział, na co zaśmiałam się stając tuż za nim i obejmując go. - Ponoć będzie już tylko gorzej.

- Damy radę. Zawsze dawaliśmy. - powiedziałam całując go w skroń, po czym ziewnęłam przeciągle. Widząc jak rozmasowuje bark, na którym był ślad po kuli, oparłam się rękoma o oparcie fotela. - Dalej ci dokucza?

- Wszystko w porządku. - powiedział, choć dobrze wiedziałam, że nie mówił całej prawdy. Nie chcąc naciskać chwyciłam go za dłoń, zmuszając do wstania.

- Chyba mogę coś na to zaradzić. - powiedziałam kierując się w stronę sypialni. Zatrzymując się, zerknęłam w jego stronę widząc, jak zerka przez okno rozglądając się po okolicy. - James?

- Chciałem tylko... 

- Wiem. Nikt oprócz Steve'a nie wie o tym miejscu, a on nie zdradzi jego położenia. Czaszka jest pod kluczem. A od wielu lat nikt się nie pokazał. Nawet S.H.I.E.L.D. Zapomnieli o tobie, więc nie musisz się o to martwić. - Odwracając się w moją stronę przygnębiony, zasunął rolety podchodząc bliżej.

- Zbyt wiele lat spędziłem jako pies gończy Hydry, aby nie wiedzieć podstawowej zasady ich działania. Do dziś mam koszmary.

- Co masz na myśli? - zapytałam zaniepokojona patrząc mu prosto w oczy. Choć staramy się unikać tego tematu, czasami nie sposób tego ominąć. 

- Oni nie zapominają. I choć nie chcę cię tym obarczać, to musisz byś świadoma, że mnie szukają. Zbyt dużo wiem. - odparł, a ja nie zwlekając, zamknęłam go w odwzajemnionym uścisku. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś wam się stało. Nie mogę przestać o tym myśleć. Co jeśli by mnie znaleźli?

- Posłuchaj mnie uważnie. - biorąc jego twarz w dłonie przysunęłam się bliżej. - Wiem, że już to mówiłam, ale powiem to raz jeszcze. Jesteś dobrym człowiekiem. I nie wyobrażam sobie, abyś miał się obarczać za cokolwiek. Nie jesteś zagrożeniem. Zapewniłeś nam ochronę. Mamy wszystkiego pod dostatkiem. Więc nie waż się robić niczego głupiego. Najgłupsze co mógłbyś zrobić to odejść, a na to bym ci nie pozwoliła. Zbyt mocno cię kocham ośle, aby znów pozwolić ci zniknąć na pół roku. - mówiąc to stanowczym tonem, odwróciłam się, idąc w stronę zamierzonego wcześniej kierunku. Czując jak z zaskoczenia bierze mnie na ręce, niemal pisnęłam, powstrzymując się w ostatnim momencie.

- Ja ciebie bardziej. - powiedział, posyłając mi jeden, ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów. Wchodząc po schodach, zatrzymał się na korytarzu, stawiając mnie tuż przed łazienką. - Prysznic? - zapytał szczerząc się jeszcze bardziej. Widząc to uniosłam brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Jakiś ty romantyczny. Obudzimy Jasona. - mruknęłam pod nosem poprawiając włosy opadające mi na twarz. 

- Nie przesadzaj. Mamy prawo do chwili tylko dla siebie. - widząc jak znika w środku, zawahałam się, jednak po chwili weszłam tuż za nim, zamykając za sobą drzwi. Najgorsze są sytuacje w których serce, ma przewagę nad zdrowym rozsądkiem. A przy tym człowieku o to nie trudno. 

Hejjj

Dziś tak bardziej ckliwie i romantycznie :D Musiałam trochę pogonić fabułę, bo nigdy tej książki nie skończę D: 

Ps. Nie był sprawdzany, bo jest późno i mi się nie chcę >.< Dobrej nocy <3 I prysznica XD :D

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz