Rozdział XIX - Już nic ci nie grozi (Suzan)

2.8K 201 19
                                    

Przekręcając się z boku na bok usilnie próbowałam choć trochę się zdrzemnąć. Niestety gdy tylko zamykałam oczy miałam Go nieprzytomnego przed oczami. Wybujała wyobraźnia czasami jest najgorszym co może nas spotkać, gdy pomyślę co musi teraz przeżywać serce mi się ściska a łzy mimowolnie spływają z powiek mam tylko nadzieje, że żyje. Przekręcając się na drugi bok poranne słońce padało wprost na moją twarz dając do zrozumienia, że czas najwyższy wstać i wziąć się w garść. Wstając z łóżka i pocierając twarz rękoma w celu rozbudzenia się po męczącej nocy, udałam się w stronę łazienki aby załatwić poranną toaletę. Zakładając koszulkę a następnie czesząc długie a zarazem roztrzepane ciemno-czerwone włosy, gdy tylko udało mi się doprowadzić się do ładu, poszłam w kierunku kuchni w której znajdowała się Grace krzątająca się po niej i przygotowująca śniadanie.

-  O już wstałaś, usiądź przy stole śniadanie prawie zrobione. - powiedziała z uśmiechem gdy tylko przekroczyłam próg kuchni. Nie zwlekając postanowiłam skorzystać z zaproszenia zwłaszcza, że mój brzuch uporczywie domagał się czegoś do jedzenia. 

- Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczę. - odparłam po czym usiadłam przy stole a wzrok Grace wylądował na mnie.

- Nie masz za co, pamiętaj, że zawsze ci pomogę. - odrzekła po czym z powrotem skupiła się na przygotowywaniu kanapek.

- Dzięki. -  powiedziałam po czym uporczywie wpatrywałam się w drzwi zza których słyszałam hałas, po czym nerwowo trzymałam krawędź stołu.

- Suzan wszystko w porządku ? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Grace, która przyglądała mi się kładąc talerz z kanapkami na stolę.

- T..tak - wydukałam - Wszystko jest O.K. jestem po prostu jeszcze trochę zaspana. - mówiąc to wyciągnęłam rękę w stronę talerza z kanapkami, po czym wzięłam jedną do ust. Przez najbliższe minuty siedziałyśmy i rozmawiałyśmy na rozmaite tematy.

- Będę musiała już wracać do domu. - wycedziłam pijąc ostatni łyk herbaty. Wstając od stołu zaczęłam ubierać cienką bluzę. - Dziękuje ci jeszcze raz za gościnę. 

- Nie ma sprawy. - odparła po czym odprowadziła mnie w stronę drzwi. Uściskałyśmy się po czym wyszłam na pusty korytarz. Rozejrzałam się nerwowo po czym udałam się w kierunku wyjścia. Zakładając kaptur siwej bluzy szłam chodnikiem rozmyślając jak skontaktować się z Kapitanem i raz za razem zdawałam sobie sprawę, że będzie to cholernie trudne. Starałam się jak najmniej rzucać w oczy. Na pewno mnie szukają, w końcu jestem głównym świadkiem wiec nie ma opcji aby mi odpuścili. Tak to by było za piękne. Po dłuższym zastanowieniu widniał mi w głowie już tylko jeden pomysł, ale jak to na moje pomysły przystało szanse na jego powodzenie są raczej nikłe zważając, że znam tylko jedno miejsce w którym mogła bym go spotkać. 

Tak.. mowa tu o siedzibie S.H.I.E.L.D. gdzie miałam rozpocząć pracę a gdzie teraz jak najbardziej nie chętnie chcę się znaleźć. Chyba upadłam na głowę. To jak udać się do gniazda szerszeni i sama nie wiem gdzie bardziej nie chciała bym się znaleźć, w rękach Hydry czy s.h.i.e.l.d. Nie mam zbyt wielkiego wyjścia muszę po prostu liczyć, że się tam zjawi. Mam nadzieję, że tak. 

***

Większość dnia spędziłam siedząc na ławce w parku. Czas niemiłosiernie się dłużył a ja z każdą chwilą byłam coraz bardziej spięta. Gdy jakiś mężczyzna przechodził tuż obok mnie czułam jak serce gwałtownie przyspiesza. Jeszcze trochę a nie wytrzyma tego ciągłego napięcia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikomu nie mogłam teraz zaufać. Wstając z miejsca przeszłam się kawałek w celu rozprostowania nóg po czym powoli szłam w kierunku możliwego miejsca pobytu Kapitana. Może i park to nie było najlepsze miejsce dla uciekiniera ale jakby nie patrzeć nie miałam w tym zbyt dużego doświadczenia. 

Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi. A ja zachowując bezpieczną odległość i spoglądając na wejście do siedziby S.H.I.E.L.D. czekałam na pojawienie się Kapitana. Coraz bardziej zaczynam wątpić w to, że uda mi się na niego trafić. Stojąc niedaleko ulicy zaczynało już zmierzchać. Chodziłam powoli chodnikiem czekając, aż się pojawi. O tej godzinie widziałam go po raz pierwszy w budynku S.H.I.E.L.D. może jednak i teraz nie będzie inaczej. Stojąc i wciąż obserwując wejście do budynku poczułam jak ktoś złapał mnie z tyłu w pasie i zasłonił usta dłonią po czym wciągną w jedną z uliczek. Przerażona szarpałam się w celu uwolnienia z uścisku gdy nagle znajdując się już w zaułku napastnik wypuścił mnie popychając na beton. Przewracając się szybko odwróciłam głowę w celu sprawdzenia kim on jest. Ale nie był sam. Sparaliżowana strachem patrzyłam wprost na facetów w kominiarkach. To była Hydra. Znaleźli mnie. Trzęsąc się czekałam na kolejny rozwój zdarzeń. Podniosłam się szybko i pobiegłam głębiej w uliczkę, lecz była tam tylko ściana. Nie miałam gdzie uciec. Już po mnie, to była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Jak mnie znaleźli ? Śledzili mnie ? Dla nich zapewne odnalezienie kogoś takiego jak ja nie jest wyzwaniem. Opierając się plecami o ścianę patrzyłam na pięciu facetów zmierzających w moja stronę. Łzy napływały mi do oczu. Tak bardzo chciała bym aby James tu był. Nagle zatrzymali się a tylko jeden z nich ruszył w moim kierunku trzymając nóż w ręce. Widząc to nogi się pode mną ugięły. Dlaczego ja ? wciąż zadawałam sobie to pytanie. Gdy był już na tyle blisko, że tylko mały krok dzielił mnie od niego, zatrzymał się i przenikliwie wpatrywał się we mnie obracając nóż w rękach.

- Suzan... chciałaś nam uciec ? - powiedział z drwiną a ja z każdą chwilą odczuwałam jeszcze większy lęk - Spotkanie Go to był twój najgorszy błąd. Zawsze sprowadzał na ludzi kłopoty. Już nikt ci nie pomoże. - mówiąc to pewnie chwycił rękojeść noża mocno zaciskając na niej dłoń.

- Proszę nie ! - wykrzyknęłam - Ja nic nie wiem ! Proszę zostawcie mnie ! - ze łzami w oczach patrzyłam jak ostrze zmierza w moim kierunku. 

- Żegnaj. - odparł po czym szykował się do zadania ciosu. Nagle rozległ się huk, a facet z nożem z łoskotem upadł na ziemię. Mój wzrok jak i wzrok przerażonych najemników z Hydry był skierowany w kierunku wyjścia z zaułku. Stałam jak zamurowana widząc mężczyznę trzymającego tarczę. Stał w bezruchu patrząc wprost na najemników, którzy nie zwlekając rzucili się na niego. Unikając ciosu jednego z nich, drugiego uderzył tarczą sprawiając, że napastnik odbił się od betonowej ściany upadając na ziemię i tracąc przytomność. Jeden z nich wyciągną broń i wymierzył w kierunku Kapitana, który zasłonił się tarczą od której odbił się wystrzelony pocisk wydając przy tym spory hałas. Bez większego trudu powalił kolejnych najemników. 

- Nic ci nie jest ? - powiedział  wyciągając rękę w moim kierunku, a ja stałam jak zahipnotyzowana. Nie na co dzień widzi się bohatera ze swojego dzieciństwa. Chwyciłam  jego rękę.

- N..nie wszystko w porządku, jakby nie ty zabili by mnie. Dziękuje. - wydukałam roztrzęsiona, starając się zachować spokój i wycierając łzy spływające po policzkach. Kapitan widząc to objął mnie.

- Spokojnie już po wszystkim, już nic ci nie grozi - odparł po czym obejmując mnie ramieniem udaliśmy się w kierunku wyjścia. 


No witam was ! :D

Tak wiem zakończone w idealnym momencie :D  ^^ Ale Kapitan w końcu się pojawił :3 Tak wiec za niedługo kolejny rozdział i kolejny przypływ akcji. Tak wiec zachęcam do śledzenia kolejnych rozdziałów. Komentarzyk i gwiazdeczka mile widziane <3 TRZYMAJCIE SIĘ :) 

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz