Rozdział XXXI - Nie rób tego więcej. (James)

2.7K 169 18
                                    

Leżąc na łóżku podniosłem się i najciszej jak tylko potrafiłem, wstałem i udałem się w kierunku krzesła na którym leżały moje ubrania. Ubierając się i umieszczając nóż przy pasie, byłem gotowy do wyjścia. Nie chcę jej budzić zwłaszcza, że dzisiejszy dzień dał się jej we znaki. Podchodząc do jej łóżka przykryłem ją kocem. Sennie się uśmiechając przewróciła się na drugi bok. Podchodząc do drzwi i ostatni raz spoglądając na nią wyszedłem, kierując się schodami w dół. Wchodząc do dużego pomieszczenia i stojąc w drzwiach przy dużym szklanym stole zobaczyłem Natashe, siedzącą wraz z łucznikiem, którego już wcześniej spotkałem.

- W końcu wyglądasz na wypoczętego. - odparła Nat, trzymając w ręce magazynek i napełniając go nabojami.

- Nic dziwnego. - przerwał jej łucznik uśmiechając się pod nosem. Po czym spojrzał na mnie sugestywnie dając mi do zrozumienia co ma na myśli. Ignorując jego błędną logikę, podszedłem do szafki, na której stała butelka z wodą. Wypijając jej zawartość odstawiłem ją z powrotem na miejsce, po czym usiadłem na przeciwko nich.

- A więc, jaki macie plan ? - odparłem opierając się o blat i wpatrując się w poczynania Natashy, która odłożyła napełniony magazynek na stół.

- Steve, Tony oraz reszta avengers'ów, starają się odeprzeć ataki Zimowych Żołnierzy. Jest to daremne, bo za każdym razem strategicznie unikają walki szukając słabych punktów. Przez co avengers stają się przewidywalni, a oni są co raz to bliżej celu. Bardzo im zależy na tym, aby dostać się do Triskelionu. Pytanie tylko czego oni konkretnie chcą. - odparła, wnikliwie wpatrując się we mnie wraz z Clintem.

- Odkąd zostali wybudzeni, ciągle wpajano im, że Ameryka jest ich wrogiem. I dąży do upadku trzeciej rzeszy. Nie wiedzą, że te czasy już dawno minęły dla nich ta misja wciąż trwa. Teraz dzięki Zemo, ich cel jest bardziej konkretny. Jest nim sam Tony Stark. Chcą wykraść głowicę jądrową i zdetonować ją w samym sercu Manhattan'u. - odparłem, widząc przerażony wzrok Natashy.

- Trzeba ostrzec Tony'ego. - odparł łucznik, wyciągając telefon i odchodząc od stołu.

- Musimy szybko coś wymyślić, a czasu jest coraz mniej. - wycedziła Natasha. 

- Obudzili we mnie Zimowego, nie bez powodu. Chcieli, abym poprowadził ich misją jako ich dowódca, ponieważ działałem już w Nowym Jorku. - ciągnąłem, spuszczając wzrok i przypominając sobie wydarzenie na moście, kiedy prawie nie zabiłem Natashy. - Przez co wzrosły by szanse na powodzenie.

- No tak. - przerwał Clint, rozłączając się i znów siadając przy stole. - Ale co konkretnie masz na myśli ?

- Muszę tam wrócić i udać, że wciąż jestem Zimowym Żołnierzem. Tylko w ten sposób, mogę ich odciągnąć. Miejmy nadzieje, że się jeszcze nie zorientowali. - odparłem, podnosząc się z miejsca i przygotowując się do wyjścia. 

- Zbyt duże ryzyko. Nie są na tyle głupi, żeby nie zauważyć. - powiedziała Natasha, splatając ręce na klatce piersiowej i lustrując mnie spojrzeniem.

- Coś wymyśle. - odparłem, odwracając się w stronę Clint'a, który najwyraźniej zorientował się o co mi chodzi.

- Nie ma mowy. Już całkiem ci odwaliło Barnes? - odparł, po czym Natasha starała się powstrzymać śmiech.

- To nie była prośba. - wycedziłem i tłumacząc im mój plan, ustaliłem z nimi resztę szczegółów. 

- Nie schrzańcie tego. - odparła Natasha, spoglądając na nas po czym wyszła a my zaraz na nią.

***

Będąc już na miejscu, plac przed Triskelion'em przypominał jedno wielkie pobojowisko. Ranni agenci, Kapitan walczący z jednym z Zimowych Żołnierzy i Tony skupiony na głównym wejściu, zagradzał drogę do budynku osłaniając uciekających agentów. Wanda osłaniała wejście do budynku, w którym przebywał ranny Scott, tym samym pomagając Vision'owi zagrodzić wejście. Dlaczego Vision i Wanda po prostu nie unieszkodliwili Zimowych ? Sprawa jest prosta. Użycie promienia, bądź czegoś pochodnego ich mocy, mogło uszkodzić ładunki znajdujące się na terenie S.H.I.E.L.D. Tym samym wysadzając wszystko w powietrze. A to raczej, nie był by dobry pomysł. Wchodząc na plac, miałem w ręku broń przyłożoną do skroni Clint'a, tym samym trzymając go za gardło. 

- Poddajcie się, albo skończy z dziurą w czaszce ! - wykrzyknąłem, chcąc brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. W tym samym czasie walka ustała, a oczy wszystkich były skierowane na mnie. 

- Bucky nie rób tego! - usłyszałem głos Kapitana, wydobywający się tuż za mną, który zbliżał się w moją stronę.

- Macie 10 minut na oddanie mi głowicy. - wycedziłem, odwracając się przodem do głównego wejścia, a Żołnierze ustawili się tuż za mną. Stojąc parę kroków na przeciw Avengers'ów, zagradzających wejście.  Popychając łucznika, ten upadł na kolana, w następstwie czego przystawiłem mu broń bezpośrednio do głowy trzymając na spust. Widząc porozumiewawcze spojrzenie Tony'ego ze Steve'm, po dłuższej chwili milczenia Iron Man zszedł z drogi. Tak jak  Kapitan i cała reszta. Żołnierze ustawiając się w rzędzie, czekali na mój rozkaz. Jeden z nich wycelował broń prosto w Starka, a jest ona w stanie przebić nawet jego pancerz. Byli teraz w idealnym położeniu, więc nie mogłem zwlekać. Widząc Nat stojącą w oknie, wraz z prototypem nowej broni, powoli rozluźniłem uścisk na szyi Clinta. Czekając na odpowiedni moment.

- Teraz! - wykrzyknąłem, wypychając łucznika na bok. Tym samym ściągając go z linii strzału. Wtedy fala uderzeniowa odrzuciła mnie do tyłu, tak jak i resztę Żołnierzy, rozbrajając ładunki które mieli na sobie. Upadając i czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, oraz ogromny ból głowy, jedyne co widziałem to Kapitana biegnącego w moją stronę. Widząc Żołnierzy leżących i nieprzytomnych tuż obok mnie, poczułem wielką ulgę.  

- Bucky. - powiedział Steve, padając tuż obok mnie i z przerażeniem sprawdzając czy jestem przytomny. 

- Jak za starych czasów, nie? - odparłem, krztusząc się przez pył, po czym śmiejąc się, a zarazem krzywiąc się z bólu przez najprawdopodobniej połamane żebra. 

- Wygraliśmy. - powiedział z ulgą. - Ale nie rób tego więcej. - odparł szturchając mnie i szczerząc się w uśmiechu. Mimo wszystko oboje dobrze wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec. 

                                                                           C.D.N

No hejj :))

Pierwsza finałowa walka, która jeszcze nie będzie ostania ale mam nadzieje, że przypadnie do gustu :D. Nie jest specjalnie bogata w szczegóły bo nie chciałam was zanudzać ale... jeśli stwierdzicie, że lepiej będzie kiedy będę pisać bardziej ,,obszernie'' tak też zrobię :). Wiec zachęcam do podzielenia się waszymi opiniami w komentarzu i do dalszego zaglądania na tego fanfika ^-^. Trzymajcie się i udanych wakacji !! :>.

Ps. Mówcie jak jakiś błąd znajdziecie to poprawie jest już po 1.00 w nocy i tak nie koniecznie trzeźwo myślę xD :D. Papapa :P 

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz