Rozdział XX - Jesteś jedyną osobą, która jest mu w stanie pomóc (Suzan)

2.6K 195 24
                                    

* Nowy Jork. Noc. *

Idąc ulicą starałam otrząsnąć się po ostatnich wydarzeniach. Mimo tego już dawno nie odczuwałam takiego spokoju. Bo kto nie czuł by się pewniej wiedząc, że tuż obok siebie ma Kapitana Amerykę ? Tak, dzisiejszy dzień nie można uznać za nudny. Zwłaszcza, że już któryś raz z kolei ktoś grozi mi śmiercią. Co swoją drogą staje się swego rodzaju rutyną. Bo dzięki Jamesowi czuję się jak żywa tracza. Mimo tego nie mogę też go tym obarczać. Nikt nie przewidział, że znajdę się akurat w samym centrum wydarzeń. Od których to wszystko się zaczęło.

Za raz po tym gdy Kapitan ocalił mi życie zaproponował, abym udała się do szpitala. Oczywiście odmówiłam. Mogło by się to skończyć fatalnie z wiadomych przyczyn. Wiec szliśmy powoli chodnikiem. W milczeniu.

- Na pewno nic ci nie jest? - powiedział przerywając niezręczną ciszę. A ja starałam się ułożyć w głowie plan jak powiedzieć mu o Jamesie, aby nie wziął mnie za wariatkę. 

- Tak, naprawdę wszystko w porządku - odparłam czując na sobie wzrok zaniepokojonego Kapitana.

- Zastanawia mnie tylko... dlaczego najemnicy z Hydry cię zaatakowali. - odrzekł odwracając się i obserwując okolicę - Tu nie jest bezpiecznie. Choć ze mną.

- Dokąd? - zapytałam wpatrując się w jego błękitne tęczówki.

- Znam jedno bezpieczne miejsce. Zaufaj mi. - odparł posyłając mi niewinny uśmiech. W takiej sytuacji nie sposób odmówić. Zwłaszcza, że muszę mu powiedzieć o tym, iż spotkanie mnie nie było kwestią przypadku.

Kapitan poprowadził mnie wprost pod jeden z bloków. Po czym poszliśmy schodami w górę, które zdawały się nie mieć końca. Czułam jak z każdym stopniem nogi odmawiały mi posłuszeństwa. On jednak zdawał się w ogóle nie odczuwać zmęczenia. Czego bardzo mu w tej chwili zazdroszczę. Docierając w końcu na miejsce znaleźliśmy się na dachu. Dach? To chyba jedno z miejsc, które pewnie nie wzięła bym pod uwagę. Rozglądając się dostrzegłam stolik i dwa stare skórzane fotele. Podeszłam bliżej krawędzi opierając dłonie na betonowym murku.

- Dlaczego akurat to miejsce? - zapytałam podziwiając widok nocnego Nowego Jorku po czym usiadłam na jednym z foteli. 

- Często tu przychodzę. Zwłaszcza, gdy koszmary nie dają mi zmrużyć oka. Malo kto tu zagląda. Zwłaszcza o tej porze. - odrzekł, siadając w drugim fotelu. - Więc, dlaczego cie zaatakowali? Oni zwykle nie robią tego bez powodu. - dodał po czym zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem. Czy może być jeszcze dziwniej? Sama na dachu z dowódcą Avengers.

- Kapitanie ja.. ja muszę ci coś wyznać. - nie co zakłopotana opuściłam wzrok starając zebrać się w sobie .

- Mów mi Steve. - odparł.- A więc co takiego chcesz mi powiedzieć?

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale chodzi o kogoś kogo dobrze znasz. To, że mnie spotkałeś to nie był przypadek. Musiałam się z tobą pilnie skontaktować. Jesteś jedyną osobą, która jest mu w stanie pomóc. - powiedziałam zaciskając dłonie. Widziałam, że był zaniepokojony. Przez co z jeszcze większym wyczekiwaniem czekałam na to co powie.

- O kim mówisz? Chodzi o któregoś z Avengers? - spytał a z każdą chwilą atmosfera była coraz bardziej napięta. Czułam jak żołądek podchodził mi do gardła. 

- Nie. Chodzi o Buckiego. Jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie - powiedziałam zmuszając się do zachowania spokoju.

Witaam :3

Jest i kolejny rozdział z Kapitanem, który będzie miał teraz nie lada wyzwanie :D. Tak wiec zobaczymy co z tego wyniknie. Jak zawsze komentarzyki i gwiazdki mile widziane. Miłego czytania :) . Pozdrawiam :> 

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz