Rozdział XXV - Nadajnik (James)

2.7K 191 17
                                    

Stojąc przed lustrem i ściągając koszulkę wpatrywałem się w swoje odbicie. Rana po pocisku zostawiła po sobie ślad w postaci blizny, jak zresztą wiele jej poprzedniczek z minionych lat. Biorąc do ręki ostrze dokładnie zmierzyłem każdy skrawek swojego ciała w poszukiwaniu nadajnika. Każda mijająca minuta przybliżała ich do mnie, tak więc znalezienie go przesądzi o tym czy w ogóle warto było uciekać. Sunąc dłonią po prawym ramieniu poczułem wypukły punkt.

- Mam cie - powiedziałem wręcz szeptem czując sporą ulgę. Nadajnik został wszczepiony pod skórę. Więc zostaje mi tylko jedno wyjście. Kierując ostrze w jego stronę naciąłem skórę tuż nad nim i manewrując ostrzem starałem się go wyciągnąć. Po kilku sekundach po ramieniu spłynęła krew, a ja ignorując to z coraz większą zawziętością starałem się pozbyć tego cholerstwa. Wbijając nóż jeszcze głębiej po kilku chwilach udało mi się się w końcu go wyciągnąć. Biorąc pokrwawiony nadajnik do metalowej dłoni przyglądając mu się zacisnąłem ją w pięść tym samym go niszcząc. Jeden problem z głowy. Gdy tylko zszyłem ranę po ,, małej operacji'', podszedłem do starej metalowej szafki. Otwierając ją wziąłem z półki notes i siadając na krześle tuż obok gabloty ze strojem Zimowego Żołnierza otwarłem go. Był to spis wszystkich ważniejszych celów które musiałem zlikwidować. Notes miał wiele pustych stron, był poobdzierany i zakurzony. Wertując kartkami i czytając nazwiska miałem ich twarze przed oczami. Najgorsze jest to, że pamiętam ich wszystkich, pamiętam jak wydawali z siebie ostatnie tchnienie a nie pamiętam twarzy swoich rodziców. Nic nie boli bardziej jak utrata tak cennych wspomnień. Przewracając ostatnią kartkę listę kończyło imię, które ostatnimi czasy mnie prześladowało. Imię mojego niedoszłego celu. Steve. Steve Rogers. On zna prawdę, tylko pytanie brzmi czy tak naprawdę mogę mu zaufać ?. Podnosząc się z miejsca i zamykając notes wrzuciłem go z powrotem do szafki zatrzaskując drzwiczki. Pocierając twarz dłońmi odwracając głowę spojrzałem na strój widniejący za szybą. Podchodząc do niego wybiłem szybę i po niedługim czasie znów byłem gotów do misji, a raczej... zemsty. Odwracając się i patrząc w lustro założyłem maskę zasłaniającą usta i zabrałem najważniejszy sprzęt oraz broń. Czas najwyższy wyrównać rachunki.

***

Wyważając drzwi kopnięciem wszedłem do środka. Widząc czterech facetów siedzących przy stole nie zwlekając strzeliłem w głowę jednemu z nich, który właśnie sięgał po broń. Osuwając się na krześle w przeciągu chwili wylądował na podłodze. Przerażeni faceci spojrzeli w moją stronę podnosząc ręce do góry. Zależało mi tylko i wyłącznie na pozyskaniu informacji, ale jeśli będą chcieli kłopotów żaden z nich nie wyjdzie stąd żywy. Tak czy inaczej... i tak stąd nie wyjdą. Podczas mojej chwilowej nieuwagi jeden z nich opuścił rękę kierując ją za pas. Widząc jak wyciąga broń kopnąłem w stół sprawiając, że wylądował na nich a pod wpływam uderzenia upuścił broń i upadli na podłogę. Szybko się podnosząc wystrzeliłem ostatnie dwa pociski w kierunku jego towarzyszy. Najemnik widząc, że został ostatni wyciągną nóż. Stojąc pewnie na nogach czekał na mój ruch, a ja sprawdzając stan magazynka włożyłem go z powrotem i umieściłem broń w kaburze. Pełen przerażenia coraz bardziej nerwowo zaciskał dłoń na rękojeści noża po czym wyzywająco wyciągnąłem rękę w jego stronę i kiwnąłem palcem aby jako pierwszy zaatakował. Rzucając się na mnie z nożem zrobiłem unik po czym chwyciłem go za rękę i wykręcając ją patrzyłem jak zwija się z bólu.

- Mam tylko jedno pytanie i jeśli szybko odpowiesz być może przeżyjesz. A więc... Gdzie jest Crossbones ?! - powiedziałem jeszcze bardziej ściskając jego rękę. Najemnik starając się powstrzymać od krzyku odwracając głowę spojrzał na mnie w lekkim szyderczym uśmiechu.

- Czeka na ciebie, tam gdzie wszystko się zaczęło - odparł po czym zobaczyłem jak z jego ust wydobywa się piana a on dusząc się po chwili stracił przytomność.

- Cholera... - wycedziłem popychając go na ziemię. Co jeśli ją znalazł. Bez zastanowienia wybiegłem z pomieszczenia kierując się wprost do miejsca w którym na mnie czeka. Oby tylko nie było za późno. Nie zasłużyła sobie na to. 


No witam witam :) 

Darujcie spóźnienie ale nie miałam czasu :/ Tak wiec jest w końcu i mam nadzieje, że się spodoba jeśli byście coś zmienili chętnie wysłucham waszych opinii tak wiec do zobaczenie w kolejnym i miłego czytana wam życzę :3 


But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz