Są takie dni, kiedy wszystko idzie po naszej myśli. Ale bywa też, że sprawy komplikują się w nieoczekiwanym momencie, spadając na nas niczym kubeł zimnej wody. Stojąc tuż obok umierającej dziewczyny, pierwszy raz od wielu lat widzę jak słaby jestem. Wybór przed którym mnie postawił, wydawał się być przesądzony. Ale jest pewna rzecz, której nie przewidział. A raczej osoba. Biorąc ją na ręce, wybiegłem na korytarz kierując się w stronę schodów. Gdybym ją zostawił, Leo mógłby złamać reguły swojej chorej gry. W zasadzie wciąż może, dlatego muszę trzymać się na baczności. Będąc na górze rozejrzałem się, po czym widząc drzwi prowadzące do pokoju, o którym mówił Nowokov, wszedłem do środka. Podchodząc do okna, parę metrów dalej spostrzegłem Leo wsiadającego do samochodu. Niech to szlag. Czyli ładunek o którym mówił, to nie był blef. Nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu, na małej szafce tuż obok łóżka znajdowała się mała czarna skrzynka. Otwierając ją na czarnym materiale w wyżłobionym miejscu, widniała strzykawka z przeźroczystą substancją. Podchodząc do Suzan, zawahałem się. Skąd miałem mieć pewność, że nie jest to podstęp. Z drugiej strony nie widziałem innego wyjścia. Ale jaki mam do cholery wybór. Każda minuta zwłoki, może tylko pogorszyć sprawę. Delikatnie wbijając igłę szyję, wstrzyknąłem jej zawartość strzykawki. Wyczekując na jakąś reakcję z jej strony, usłyszałem tylko ciche stęknięcie świadczące o tym, że się wybudza. Ulga jaką w tej chwili poczułem była nie do opisania. Ale to nie koniec kłopotów.
- Bucky! - słysząc krzyk Steve'a, wybiegłem na korytarz próbując ustalić skąd dobiega.
- Gdzie jesteś?! Zaraz po ciebie przyjdę! - odparłem, wracając się i biorąc Suzan na ręce.
- Nie! Uciekaj stąd! Zostały trzy minuty! - wychodząc na korytarz, usłyszałem odgłos kroków dobiegających ze schodów. Chowając się za framugę drzwi, ostrożnie przez nie wyjrzałem spodziewając się jednego z oprychów Leo. Jednak, na korytarz wbiegł Clint.
- Cholera, obiegłem chyba cały budynek. Co się stało? Gdzie Steve? - dysząc, oparł się rękoma o kolana, mierząc mnie pytającym spojrzeniem.
- Nie ma czasu, za niedługo z tego budynku pozostanie ruina. Weź ją i uciekaj stąd jak najdalej. - idąc w jego kierunku, ostrożnie wziął ją na ręce. - Uciekaj stąd! - wahając się przez chwilę, pobiegł w stronę najbliższego wyjścia. Na szczęście, w porę zadzwoniła.
- Steve! Powiedz gdzie jesteś! - idąc korytarzem, w mojej głowie aż roiło się od czarnych scenariuszy. Jednak zachowanie spokoju, było teraz priorytetem.
- Zostały dwie minuty. Nie możesz mnie uwolnić. Nie jesteś mi nic winien! - słysząc to, podbiegłem do drzwi próbując je otworzyć. Biorąc zamach, metalową ręką rozwaliłem zamek w drzwiach, wchodząc do środka.
- Mylisz się. - pomieszczenie było dużo większe od pozostałych. Na środku stały dwa filary, podtrzymujące sufit. Do jednego z nich przywiązany był Steve, który na mój widok nie wyglądał na zadowolonego. - Jesteś jedną z niewielu osób, dzięki którym jeszcze całkiem mi nie odbiło. Przyjaciół się nie zostawia. - podbiegając do niego, spostrzegłem, sporych rozmiarów ładunek, który przez masę kabli był nie do rozbrojenia.
- Dzięki Buck. Ale wiesz, że nie wydostaniemy się stąd. Jeśli naruszysz drut, którym jestem skrępowany, bomba wybuchnie. - mówiąc to, spojrzał na zegar, który wskazywał minutę. Patrzenie, jak przyjaciel jest bliski śmierci, jednocześnie nie mogąc nic z tym zrobić. W dodatku z twojej winy, jest gorsze od najgorszych tortur, jakie zgotowała mi Hydra. Patrząc na niego, w jego oczach nie widziałem żalu, czy strachu. Jedynie pogodzenie się z losem i gotowość na to co ma za chwilę nastąpić. Klęcząc przy ładunku i widząc, że do wybuchu zostało trzydzieści sekund, obejrzałem go dokładnie.
- Pamiętasz, jak po raz pierwszy pojawiłeś się w moim domu? Stwierdziłeś, że moje imię jest dla mnie zbyt poważne i nazwałeś mnie Bucky. Miałeś gorączkę, a i tak pomimo ulewy uparłeś się, że wrócisz do domu po pamiętnik, aby to wszystko zapisać. Goniłem się wtedy, chyba przez pół miasta. Potem oberwało mi się, że ci na to pozwoliłem. - uśmiechając się nieznacznie, wyciągnąłem nóż.
- Nie sposób tego zapomnieć. Dlaczego mi to mówisz? - odwracając się w jego stronę, na jego twarzy także widniał przygaszony uśmiech, a jako wzrok powędrował w stronę trzymanego przeze mnie ostrza.
- Na końcu, myśli się o początku. - mówiąc to, spojrzałem na zegar, który pokazywał ostatnie dwie sekundy.
Witam :x
No cóż, dobrnęliśmy do finału niestety :/ Wybaczcie, że tak długo, ale no nie dałam rady wcześniej :/ Dzięki, że wciąż czytacie i dobrnęliście, aż tu :) Pozdrawiam cieplutko :>
CZYTASZ
But... I knew Him - Bucky Barnes
Fanfiction✘Jesteś słaby. A twój prestiż perfekcyjnego zabójcy przeminął. Myślisz, że Hydra była piekłem? Zabawne. To był jedynie przedsmak tego, co cię czeka. ✘ Ważne! Odpowiadanie jest w trakcie korekty, więc proszę nie spamić poprawami. Dzięki :3